-

ewa-rembikowska : Wczoraj Warszawianka, dziś Kujawianka.

Afera krwista jak befsztyk

Bardzo ważną instytucją w Bayonne był lombard skromnie przycupnięty przy cichej uliczce. W roku1931 nie raz i nie dwa ratował emigrantów hiszpańskich, którzy w oczekiwaniu na wieści ze swego ogarniętego rewolucją kraju, czas spędzali przy ruletce w kasynie Biarritz. W lombardzie lądowały kosztowności, interes się rozkręcał, ale w pewnym momencie okazało się, że barierą jest brak odpowiednich kapitałów, aby na poczekaniu na przykład przyjąć piękny szmaragdowy naszyjnik o dużej wartości. Tak się jednocześnie złożyło, że właścicielem lombardu był Joseph Garat - burmistrz miasta a zarazem deputowany do francuskiego Zgromadzenia Narodowego. Kasjerem w lombardzie był Gustaw Tissier, który wpadł na pomysł, by wciągnąć do interesu Aleksandra Stawiskiego - człowieka, który znał wszystkich.

Piękny Sasza z właściwym sobie rozmachem zaproponował od razu utworzenie na bazie lombardu Miejskiej Kasy Pożyczkowej (Credit Municipal de Bayonne). Funkcjonowanie tej instytucji dokładnie regulowały przepisy państwowe już od czasów Ludwika XVI. Zgodę na jej działalność musiał wydać premier, w którego kręgu przypadkiem obracał się  Sasza. Przy okazji zgody - załatwiona została również kwestia emisji bonów obiegowych.

Teraz, gdy klient przychodził zastawić biżuterię otrzymywał bon zamiast gotówki.

Bon składał się z trzech części: ta, którą otrzymywał klient zawierała sumę, na którą wyceniona była biżuteria, druga zostająca w kasie – tak samo, natomiast część trzecia – obiegowa, z dwuletnim terminem ważności miała dopisane zero, tak że z 50 tys. franków robiło się 500 tys. franków.

Bon był papierem wartościowym i Miejska Kasa Pożyczkowa mogła go lokować w towarzystwach ubezpieczeniowych otrzymując kredyt na kwotę bonu. Różnica pomiędzy kwotą wypłaconą klientowi z kwotą z odcinka obiegowego szła do podziału do kieszeni udziałowców tego prężnie rozwijającego się interesu.

W ciągu dwu i pół letniej działalności cudotwórcy z Bayonne wypuścili bony  łącznej wartości 650 milionów franków, mając zabezpieczenie na 50 milionów.

Wszystko szło tak dobrze, bo ówczesny minister handlu Dalimier wydał okólnik rekomendujący państwowym i prywatnym towarzystwom ubezpieczeniowym lokowanie pieniędzy właśnie w te bony. W samym tylko okręgu paryskim instytucje ubezpieczeniowe miały tych ich na 250 mln franków, faktycznie wartych dziesięć razy mniej.

Towarzystwa ubezpieczeniowe, co prawda w pewnym momencie nieco się zaniepokoiły, że tak dużo bonów pojawia się na rynku, ale kontrola przeprowadzona w 1932 przez przedstawicieli ministerstwa handlu w Credit Minicipal de Bayonne stwierdzia, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Wszelkie inne próby wyjaśnienia tej dziwnej sytuacji były tłumione w zarodku przez znajomych parlamentarzystów oraz przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości.

Ta radosna działalność trwała by nadal, gdyby nie kryzys, który w końcu zapukał i do Francji. Ludzie zwalniani z pracy szli do towarzystw ubezpieczeniowych ze swoimi polisami, by otrzymać pomoc, za którą zapłacili. Wypłat było więcej jak wpłat. Towarzystwa sięgnęły po pieniądze zabezpieczone w bonach z Bayonne a tych środków po prostu nie było.

Wyszło na jaw, że bony Credit Municipal de Bayonne mają pokrycie jedynie w 1/10 swej oficjalnej wartości.

24 grudnia aresztowano dyrektora placówki Gustawa Tisslera, tydzień potem Józefa Garata.

Wściekli klienci zaatakowali towarzystwa ubezpieczeniowe, które zawiesiły wypłaty a potem zaczęły występować z wnioskami o upadłość.  Padały coraz to nowe kwoty, zaczęły w prasie pojawiać się nazwiska deputowanych, policjantów, dziennikarzy, ministrów, którzy mieli coś wspólnego z aferą. Na przykład prowadzący śledztwo prokurator Pressard był szwagrem, a jeden z adwokatów Stawiskiego bratem premiera. Mówiono więc już pełnym głosem o przyjęciach organizowanych przez aferzystę, na których gościli deputowani, członkowie rządu oraz inne wpływowe osobistości. Sytuacja pogarszała się z każdym dniem.

Główny bohater tymczasem zniknął. Policja zaczęła poszukiwania dopiero tydzień po ujawnieniu afery i robiła to jakoś tak bardzo opieszale. W końcu 7 stycznia 1934 roku otoczyła domek w Chamonix i zastała martwego Stawiskiego, który zdążył do siebie strzelić podczas wyważania drzwi. Jeden z dziennikarzy napisał, że było to dziwne samobójstwo, bo ofiara strzelała do siebie z odległości 3 metrów, na dodatek dwa razy i to w głowę.

Teraz osoba Stawiskiego odeszła na dalszy plan a raczej stała się pretekstem dla poszczególnych ugrupowań politycznych do takiego rozhuśtania emocji społecznych, by jak najwięcej ugrać dla siebie. Kumulacją była olbrzymia demonstracja w Paryżu 6 lutego, która zakończyła się rozpędzeniem tłumu – 15 osób zginęło, kilkaset było rannych. Zmienił się rząd. 

16 lutego 1934 r. powołano parlamentarną komisję śledczą, która miała wyjaśnić wszelkie okoliczności afery. Pytań było wiele:

  • jak to się stało, że osiemnaście raportów sporządzonych od 1924 roku wspólnie przez służbę bezpieczeństwa i policję sądową na temat poczynań pana Aleksandra odłożone zostało „ad acta”przez władze ministerialne?
  • dlaczego nigdy nie powiązano tych raportów pomiędzy sobą?
  • jak to się stało, że choć oskarżony w październiku 1929 roku, nigdy nie stanął przed sądem, bo sprawa była odraczana 19 razy? kto go chronił?

W międzyczasie najważniejsze dokumenty wyparowały, zaś Alberta Prince’a szefa wydziału afer finansowych w trybunale paryskim 20 lutego znaleziono rozkawałkowanego na torach. Dzień później miał złożyć dokumenty z nazwiskami decydentów z najwyższych szczebli  stojącymi i chroniącymi przez lata Stawiskiego.

Ktoś dbał o to, by w lud poszła hagada, że Stawiski jako genialny manipulant tak hipnotyzował osoby na świeczniku, że ci w stanie pomroczności jasnej nawet nie zauważali mniejszych i większych podarków, które od niego otrzymywali w zamian za decyzje, które na jego rzecz podejmowali. Natomiast nie wolno było szukać patrona Stawiskiego, który był mózgiem operacji. I tak jest do dnia dzisiejszego. Wszyscy poruszają się w sferze wodewilowych wyczynów głównego bohatera a za kulisy w ciągu tych lat nie zajrzał nikt.

Kim był Aleksander Stawinski?

Urodził się na Ukrainie w 1886 roku. Jego ojciec, chirurg dentysta, po pogromach żydowskich w 1898 roku postanowił wyemigrować do Paryża i tu osiąść na stałe. Rodzina zamieszkała przy Polach Elizejskich. Matka prowadziła dom otwarty. Wieczorami odbywały się przyjęcia. Tu czarujący i wygadany młodzieniec zawarł pierwsze znajomości, które miały zaprocentować w przyszłości.

Rodzice wysłali Aleksandra do prestiżowego, elitarnego Liceum Condorcet. Nie ukończył go, gdyż pewnego dnia zagroził nauczycielowi pistoletem i po tym incydencie musiał opuścić przybytek nauki. Nie zmartwił się zbytnio. Miał 18 lat i cały świat przed sobą.

Jego pierwszą ofiarą stał się ojciec, któremu ukradł złoto dentystyczne i szybko je roztrwonił na przyjemności życia, czyli wino, kobiety, śpiew, konie, ruletkę i pokera.

Następny przekręt zorganizował z dziadkiem. Wynajęli letni teatr Marigny w Paryżu i wystawili sztukę. Teatr działał 14 dni. Po czym panowie zniknęli wraz z kasą, zostali wierzyciele. Okazało się, że impreza została zorganizowana na kredyt. W końcu dziadek spłacił zaległości a przed sądem Aleksandra bronił Albert Clemenceau brat ex-premiera. Sprzeniewierzenie 12 tysięcy franków skończyło się wyrokiem 15 dni więzienia i 25 frankową grzywną.

To był początek. Przez całe swoje życie Stawinski dopuści się jeszcze ponad 80 oszustw. Tylko 19 spośród nich objęło śledztwo policyjne, zresztą i tak bez specjalnych konsekwencji dla oskarżonego. Cały czas chroniła go jakaś niewidzialna ręka.

Stawinski zawsze też działał w ten sam sposób. Powoływał do życia firmy, których jedynym uzasadnieniem było zdobycie bankowych kredytów. Gdy mu się zaczynał palić grunt pod nogami, tworzył kolejną firmę, która w części spłacał zobowiązania poprzedniej.

Oszustwa jego były zawsze mniej lub bardziej wysublimowane. 

W 1925 roku poprosił właściciela baru o wymianę 100 dolarów na czek frankowy. Do kwoty 600 franków na czeku dopisał trzy zera. Oszustwo niestety wyszło na jaw, sfałszowany czek poszedł do teczki Aleksandra, z którego potem został wykradziony przez przekupionego za 10 tysięcy franków inspektora policji.

Ponieważ policja deptała mu po piętach za inne sprawki, więc Stawiski uciekł do Polski. 

W Warszawie poddzierżawił dancing bar „Mascotte” przy ulicy Jasnej i zaczął kursować pomiędzy stolicą i Inowrocłwiem, gdzie kurował nadszarpnięte nerwy. W sanatorium leczył się kilka tygodni. Czas ten poświęcił na rozbijanie się 6 cylindrową Lancią z prędkością 120 km/h po okolicznych drogach (że też mu resory nie poszły) ze swą piękną towarzyszką. Ponadto nie byłby sobą, gdyby nie zrobił jakiegoś kantu. W Kruszwicy w Wytwórni Win Makowskiego kupował w ilościach hurtowych „Złotą Renetę” po 1,5 zł za butelkę (bez etykiet) a sprzedawał ją w warszawskim lokalu jako „Haute Sauturne” po 30 zł za butelkę. Nie gardził tym, by pożyczać od kogo się dało po 20, czy 30 zł. Do Warszawy do swojego lokalu ściągnął też kelnera Mariana Ligockiego. 

Stawiski – tak jak zwykle – również lokal w Warszawie prowadził na kredyt. Nie płacił dostawcom, personelowi rzucał jakieś ochłapy, co się dało wysyłał do Francji. Ta nerwowa atmosfera doprowadziła do tragedii. Któregoś poranka dwóch kelnerów pokłóciło się, wyciągnęli pistolety. Ligocki chciał ich rozdzielić, wszedł między nich. Padły strzały. Ligocki zmarł po trzech dniach w szpitalu. Policja zamknęła lokal a Stawiski uciekł do Paryża bez uregulowania zobowiązań. 

W Paryżu od razu zabrał się do roboty i zdefraudował 8 milionów franków u kilku agentów giełdowych. Po mozolnych poszukiwaniach detektywi odnaleźli go w luksusowej willi w Marly-le-Roi. Trafił na 18 miesięcy do więzienia, ale wyroku nie odsiedział, gdyż został zwolniony ze względu na rzekome problemy zdrowotne. Jego ojciec zwrócił wierzycielom 5 milionów franków i popełnił samobójstwo.

Stawiski zaczął organizować następne interesy.  

W 1929 roku załozył Spółkę Parcelacyjną dla Instytucji Robót Publicznych Compagnie foncière d'Entreprise Général de Travaux Publics. W zarządzie spółki, ktora miała na celu wyłudzenie pieniędzy od naiwnych rentierów zasiedli: były prefekt policji Hudelo, późniejszy premier Camile Chautemps, były inspektor generalny ministerstwa finansów Alfred Wurtz, kilku wyższych urzędników państwowych, działaczy społecznych i dyplomatów.Dzięki tej spółce Stawiski zawarł wiele cennych znajomości, organizatorzy zainkasowali wynagrodzenie, zaś stratę ponad 4 milionów franków zapisano na konto Narodowego Banku w Morbihan.

Równolegle wystąpił z nowym schematem oszustwa. Zastawił w lombardzie w orleanie 90 szafirów wartości 30 milionów franków za sumę 10,5 miliona franków (szafiry rzekomo należały do ostatniej niemieckiej cesarzowej). Po roku właściciel lombardu doszedł do wniosku, że szafiry są sztuczne i zażądał zwrotu pieniędzy. Aleksander chcąc uniknąć tym razem skandalu zwrócił kredyt z pieniędzy z obligacji bajońskich.

W 1930 roku ratyfikowane układy haskie, których celem było udzielenie pewnej rekompensaty ziemianom węgierskim ze specjalnie utworzonego funduszu agrarnego przez Rumunię, Czechosłowację i Jugosławię. Podstawę do wypłacenia odszkodowania stanowiły bony i obligacje funduszu. Optanci potrzebowali pieniędzy, więc starali gdzie się dało sprzedać bony. Wśród kilku spekulantów znalazł się i Stawinski. Kupił wielką ilość obligacji płacąc 6 do 10 procent ich nominalnej wartości. Udało mu się (chyba przy pomocy znajomości) umieścić obligacji za sumę 160 milionów franków w Bazylei w Banku Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei, ale arystokratom węgierskim „zapomniał” zapłacić 4 mln pengő, na które się umówili.

Podchodził też banki wiedeńskie, ale te były czujne i po zasięgnięciu opinii w paryskich sferach finansowo-wywiadowczych grzecznie pokazały mu drzwi.

Lepiej Stawiskiemu wyszło w Londynie, gdzie uzyskał pożyczkę 300 tysięcy funtów szterlingów pod bezwartościowe papiery i obligacje.  

Jak widać Aleksander Stawinski miał bardzo dobrych opiekunów. Po jego śmierci opiekunowie zadbali też o to, by prawda nigdy nie wyszła na jaw.

Ilustracja Polska Nr 3/1934

 

Z synem na plaży. Źródło - jak wyżej

Tajny detektyw, nr 7/1934

 

Express Poranny, 18.07.1925, Nr 197

 

Kurier Warszawski, nr 335, 01.12.1925

 

 

   



tagi: francja  stawiski  afera bajońska  korupcja na szczytach władzy 

ewa-rembikowska
11 września 2020 18:22
25     2510    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

pink-panther @ewa-rembikowska
11 września 2020 19:10

W 1932 r. "na mieście" czyli w Paryżu i całej Francji pojawił się plakat z napisem :"Pieniądze Stavisky'ego opłaciły wybory Cartelu w 1932 r." Cartel Lewicy lub The Cartel of the Left czyli 4 partie radykalnie lewicowe z Daladierem i Herriotem na czele. Skoro kasa z Bayonne poszła na taki szczytny cel, to ustalenie "patrona" jest z definicji niemożliwe.

Notka cudna.

 

https://www.parismuseescollections.paris.fr/fr/musee-carnavalet/oeuvres/l-argent-de-stavisky-a-paye-l-election-du-cartel-en-1932-a-bas-les-voleurs

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @ewa-rembikowska
11 września 2020 19:14

Plus za sam tytul :)  Czlowiek kuszony w piatek zjadlby kilka krwistych stekow, przegryzajac tatarem :) Zapowiada sie zatem smakowite czytanie, ale dluzszy tekst dopiero przeczytam po powrocie laptopa do domu, pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @pink-panther 11 września 2020 19:10
11 września 2020 19:48

Dzięki, piekne. Mówiąc krótko panowie z partii radykalno lewicowych wynajęli króliczka, by ganiał po scenie i absorbował uwagę widzów a sami w międzyczasie zgarniali profity z większych i mniejszych przekrętów. A potem odstrzelili króliczka. 

zaloguj się by móc komentować

betacool @ewa-rembikowska
11 września 2020 20:23

Ze zdjęć wynika, że miał nosa do interesów.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @betacool 11 września 2020 20:23
11 września 2020 20:56

Mniejszego  do protektorów. Przeoczył momenet, kiedy należało się wycofać i zwiać do Ameryki albo Argentyny.

zaloguj się by móc komentować

Paris @pink-panther 11 września 2020 19:10
11 września 2020 23:25

Rzeczywiscie...

... wpis  Pani  Rembikowskiej  GENIALNY  !!!

Jakze  adekwatny  do  wpisu  Betacool'a...  i  "naszego"  mOnistra  z  Londynu  Koscinskiego,  bien  sur.  Mam  nadzieje,  ze  dowiemy  sie  juz  niebawem  jak  wzroslo  "zadluzenie  panstwa  naszego"  dzieki  tym  hockom-klockom  "ministerialnym"...  i  rzadowym  !!!

Cos  kapitalnego,  ten  dzisiejszy  wpis   !!!    !!!    !!!

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewa-rembikowska 11 września 2020 19:48
11 września 2020 23:30

U  nas  tez  odstrzela...

... taki  to  juz  los  kroliczkow  !!!

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Paris 11 września 2020 23:30
11 września 2020 23:42

No zobaczymy, którego harcownika odstrzelą i kiedy. Mechanizm jest ciągle ten sam. Wystarczy przypomnieć sobie aferę FOZZ. Tam też ginęły dokumenty i ludzie. A do ancla poszedł siedzieć trzeci rząd.

Za kilka lat może dowiemy się o jakiejś aferze maseczkowej, testowej, sprzętowej, szczepionkowej.

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewa-rembikowska 11 września 2020 23:42
12 września 2020 00:25

Tak...

...  "modus  operandi"  jest  identyczne  !!!

Gamonie-slupy,  ktore  nic  nie  wiedza,  "sami  swoi"  +  rodzinka  na stolcach...  i  walenie  glupa  w  merdialniach...  wszystkich  merdialniach.  Dzisiaj  wieczorem  widzialam  w  telewizorze  francuskim  jak  dra  lacha  z  tej  "rewolucji"  na  Bialorusi,  a  ze  szczegolnym  uwzglednieniem  bialoruskich  "opozycjonistek"  !!!

No  zobaczymy  dokad  beda  sobie  tak  pogrywac  z  narodem...  ale,  ze  "ktos"  za  to  beknie  -  to  jasne  jak  slonce.

zaloguj się by móc komentować

tomciob @ewa-rembikowska
12 września 2020 20:50

U nas też były afery. Co prawda nie tak krwiste ale też całkiem interesujące, cytuję:

 "Patrz szerzej: W. Morawski: Bank dla Przemysłu i Handlu SA w Warszawie. Słownik..., „Gazeta Bankowa” 1989 nr 17.

Założony w 1910 r., jeszcze przed I wojną światową, związał się z kapitałem francuskim. W okresie inflacji rozwinął największą na ziemiach polskich sieć oddziałów (95) oraz, poprzez utworzoną we Francji własną firmę Comtoir Général du Change i sieć 14 oddziałów w północnej Francji, nastawił się też na gromadzenie oszczędności Polonii francuskiej. W 1923 r. wysunął się na pierwsze miejsce wśród banków polskich pod względem sumy bilansowej. Po stabilizacji walutowej BdHiP, z kapitałem zamrożonym w ponad 50 nieruchomościach, znalazł się w kłopotach. Dokonana w grudniu 1924 r., nb. z inicjatywy rządu, fuzja z Bankiem Kredytowym SA w Warszawie, który miał podobną strukturę i wniósł w posagu 90 dalszych oddziałów, tylko spotęgowała te problemy. Poprzez wspomnianą fuzję BdHiP związał się z koncernem skupionym wokół Polskiego Banku Handlowego SA w Poznaniu. Wiosną 1925 r. bankiem zainteresował się znany polityk śląski, Wojciech Korfanty, który zamierzał wprowadzić do niego grupę zaprzyjaźnionych finansistów brytyjskich. W lipcu 1925 r. z inicjatywy Korfantego postanowiona została kolejna fuzja, tym razem z Warszawskim Bankiem Zjednoczenia SA, która jednak do momentu wybuchu kryzysu nie została sfinalizowana. 
W sierpniu 1925 r., w obliczu odpływu wkładów, Korfanty prosił o pomoc Grabskiego. O negatywnej odpowiedzi premiera zadecydowało zdanie Stanisława Kauzika, który uważał BdHiP za firmę awanturniczą. Marszałek Sejmu Maciej Rataj oskarżał wręcz Kauzika o celowe doprowa-
dzenie do upadku BdHiP na złość Korfantemu (por. M. Rataj: Pamiętniki 1918-1927. Warszawa 1965, s. 335). Skutki polityczne tego konfliktu były poważne - rząd utracił poparcie Korfantego i całej Chadecji. 11 września ogłoszono trzymiesięczne moratorium na zobowiązania BdHiP. Tego samego dnia jego dyrektor, Stefan Benzef, ustąpił z Rady ZBwP i z Komisji Rewizyjnej BP. Faktyczny nadzór sądowy nad bankiem trwał trzy lata. Ugodę z wierzycielami podpisano dopiero w 1928 r., a bank nigdy nie powrócił do dobrej kondycji". Koniec cytatu. 

Źródło: Wojciech Morawski "Bankowość prywatna w II Rzeczypospolitej" (pdf). A wicedyrektorem w banku tem przez jakiś czas był..., myślę że Pani wie.

Dzięki za notkę. Pozdrawiam

 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @tomciob 12 września 2020 20:50
12 września 2020 21:36

Wicedyrektorem był znany nam Stanisław Kwinto, który uprzedził Mączyńskiego, że Bank niebawem zbankrutuje i w związku z tym niech zlikwiduje swoje konto.

Jednakże afera francuska ma zupełnie inny wymiar i bardziej jest podobna do naszej późniejszej  afery FOZZ jak do przekrętu bankiera Kwinty.

 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @ewa-rembikowska
12 września 2020 22:46

Nie da się ukryć, że gość miał fantazję.

Kurjer Poranny.  1926, no 225

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @ewa-rembikowska
13 września 2020 09:12

Kelnerzy pokłócili się i wyciągnęli rewolwery....niezłe...Kim byli ci kelnerzy? A sprzedaż złotej renety z przebiciem, bardzo przypomina różne współczsne sprzedaże

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @gabriel-maciejewski 13 września 2020 09:12
13 września 2020 10:46

Kelnerzy podobno byli z Inowrocławia. Wszyscy albo prawie wszyscy. Ten lokal był elegancką speluną. Dziwne rzeczy tam się działy. Klienci często pod dobrą datą tez przychodzili z pistoletami, więc i kelner musiał mieć czym się bronić. W II RP nie było ustawowego zakazu posiadania broni, więc kto miał potrzebę to kupował. Nie było w tym nic dziwnego. 

Przypomnę, że ten podrzędny urzędnik, który uśmiercił psychopatę dyrektora Zakładów Żyrardowskich uczynił to przy pomocy legalnie nabytego pistoletu.

zaloguj się by móc komentować


tomciob @ewa-rembikowska 12 września 2020 21:36
15 września 2020 21:34

Tak się zastanawiałem gdzie to zacytować no i wybrałem jednak tę notkę choć powinienem chyba dorzucić to do "Kwinty." Szukając w necie bardzo skąpych informacji o Banku dla Handlu i Przemysłu SA trafiłem na skasowaną już na stronie źródłowej informację o bankowości w Polsce w okresie poprzedzającym odzyskanie niepodległości. BdHiP był instytucją prywatną i wszedł w niepodległość jako największa sieciówka w Polsce. Ten kryzys 1925-1926 jak pisze Wojciech Morawski był decydujący w zwinięciu prężnie rozwijającej się bankowości prywatnej w II RP. Kwinto miał świetnego "nauczyciela" biznesu bankowego (finansowego) w postaci

Stefana Benzefa - Wikipedia.pl

Dość powiedzieć że Kwinto razem z nim zasiadał we władzach finansowych Związku Sokolego. Skork Kwinto po 1925 prowadził z sukcesem swoją instytucję finansową musiał mieć "mocnych" nauczycieli i Benzefa do takich bym zaliczył. Oczywiście trzeba zadać sobie pytanie gdzie ta afera? No i odpowiedź jest u Morawskiego. Mocne zwinięcie (ograniczenia) na przełomie 1925/26 bankowości prywatnej w Polsce. No ale ta bankowość nie wzięła się znikąd. I tak cytuję:

"Bankierstwo rozwinęło się w Polsce dopiero pod koniec XVIII w., a pierwsze banki zakładali cudzoziemcy, głównie Niemcy i Francuzi. Jedną z pierwszych firm była filia banku berlińskiego S.M. Levy Heritiers, której prokurentem był niemiecki Żyd, Samuel Fränkel. Bank ten położył duże zasługi w rozwoju polskiego przemysłu (wydobywczego i włókienniczego). Nie mniejszą rolę odegrała pierwsza rodzima firma, prowadzona przez B.Sz. Jakubowicza (syna Szmula Zbytkowera), a potem przez jego żonę. Po jej śmierci prowadzenie firmy przejęli L. Hirschendorf i A. Rawicz, pod nazwą A. Rawicz i Ska (działała do 1905). Prowadziła operacje bankowe, komisowe i ekspedycyjne. W latach 40. XIX w. powstało kilka banków, których właścicielami byli Żydzi. Zajmowały się głównie udzielaniem kredytu, największe z nich to domy bankowe Z.S. Natansona, D.M. Szereszowskiego, A. Wertheima. Najwybitniejszym bankierem pochodzenia żyd. był w XIX w. L. Kronenberg, który w 1848 wraz z M. Rosenem założył dom bankowy. W dużej mierze finansował on początki przemysłu w Królestwie Polskim, realizując program warszawskich pozytywistów. Jego działalność objęła wszystkie działy i gałęzie życia gospodarczego (przemysł, handel, komunikację i rolnictwo). Dzięki Kronenbergowi powstało Towarzystwo Kredytowe m. Warszawy oraz Bank Handlowy. Poparł on powstanie banku spółdzielczego organizowanego przez J. Kirszrota. Znaczne zasługi w rozwoju bankowości polskiej położyła również rodzina Epsteinów, zwłaszcza Józef i Mieczysław. Brak rodzimego kapitału powodował, że na ziemiach polskich wielkie bankierskie przedsięwzięcia należały jednak do rzadkości. Znacznie więcej wyznawców judaizmu prowadziło kantory wekslarskie. W 1850 Zgromadzenie Kupców zarejestrowało ich ponad 30. Poczesne miejsce zajmowały firmy warszawskie: S. Lessera, A. Moldauera, S. Konitza, G. Landaua, S. Portnera, Sz. Toeplitza, H. Wawelberga. Wraz z uzyskaniem równouprawnienia w Królestwie Polskim (1864) coraz więcej Żydów stawało się właścicielami i udziałowcami banków. W 2. poł. XIX w. z 26 liczących się w Warszawie banków prywatnych 15 należało do Żydów, a trzy do osób pochodzenia żydowskiego; na prowincji 19 spośród 21 kantorów prowadzonych było przez wyznawców judaizmu. Do bardziej znanych należy zaliczyć założony w 1866 przez H. Natansona dom bankowy S. Natanson i Synowie, który działał do 1932, firmę J.G. Blocha (jej właściciel był ewangelikiem), jak również bank H. Wawelberga, powstały z przekształcenia istniejącego od 1840 kantoru wekslarskiego, funkcjonujący do 1939 (od 1913 jako spółka akcyjna pod nazwą Bank Zachodni). Na przełomie wieków banki prywatne traciły na znaczeniu. Kapitał zaczęto skupiać w spółkach akcyjnych, które na początku miały w dużej mierze charakter rodzinny. Bezpośrednio przed I wojną światową w Królestwie istniały 643 przedsiębiorstwa finansowe tego typu, w tym w 140 (20%) w zarządach przeważali Żydzi. Z innych liczących się banków akcyjnych, zakładanych i kierowanych przez Żydów, wymienić należy Bank Angielsko-Polski, Bank Handlowy w Łodzi, Bank Przemysłowo-Handlowy w Łodzi, Bank dla Handlu i Przemysłu w Warszawie, Bank Kujawski we Włocławku, Bank Małopolski, Międzynarodowy Bank Handlowy w Katowicach, Polski Akcyjny Bank Komercyjny, Śląski Bank Eskontowy w Bielsku i wiele innych. Większość z nich działała również w okresie międzywojennym. W 1918–39 banki prywatne należące do Żydów nadal odgrywały dużą rolę. Warszawskie firmy W. Landaua, A. Goldfedera i D.H. Szereszowskich, działające od XIX w., nastawione były na klientelę polską i żydowską. Domami bankowymi obsługującymi głównie klientów żydowskich były stołeczne firmy: D. Maliniaka, Sołowiejczyka i Morgensterna, M. Krolla. W wielu innych miastach również działały banki żydowskie o wieloletnich tradycjach, np. L. Mamrotha w Kaliszu, M. Goldhara w Kielcach, D. Woldenberga w Płocku, P.J. Tykocinera oraz W. Lublinera i S. Goldkrauta w Łodzi. Tragicznym w skutkach dla większości domów bankowych okazał się kryzys gospodarczy 1929–33. Doszło wówczas do załamania rynku włókienniczego. W 1932 duża część banków prywatnych, nawet tych z kilkudziesięcioletnią tradycją, musiała zaprzestać działalności. Nieliczne, które przetrwały, ograniczyły działalność kredytową.

Gabriela Zalewska"

źródło

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @tomciob 15 września 2020 21:34
15 września 2020 22:00

Dzięki, nic nie wiedziałam na temat Benzefa. Cóż aberracja Kwinty wyniknęła z dwóch powodów. Pierwszy to oczywiście kryzys światowy a drugi to zmiana ustawy o bankwości z 1927/28 roku. Gdyby nie to, to Kwinto by nie fikał na boki. Zresztą specjalnie napisałam artykuł o Stawinskim, aby można było porównać urodzonego oszusta, który kantowanie miał we krwi i nie potrafił inaczej żyć a bankierem Kwinto - oszustem mimo woli. To tylko dziennikarze na dzień rozpoczęcia procesu usiłowali wykazać, że Kwinto od początku wszystko tak sobie ukartował jak Stawinski. No nieprawda, bo jednak od 1918 do 1928 roku Dom Bankowy Kwinto działał normalnie i uczciwie. Skok w bok Kwinto wykonał w 1928 roku wchodząc w interesy, na które nie było go stać. 

Za Stawinskim stały służby, politycy, wyżsi urzędnicy i dziennikarze, czyli mafia, wykorzystująca swój wysoki status do załatwiania własnych interesów pod przykrywką państwa. 

Kwinto działał sam. W przeciwieństwie do Katelbacha nie bywał na przyjęciach i nie grywał z generalicją i wyższymi urzędnikami w brydża przegrywając 1 zł za punkt.

zaloguj się by móc komentować

tomciob @ewa-rembikowska 15 września 2020 22:00
16 września 2020 12:11

W bankowości nikt nie działa sam, to dla mnie jest oczywiste. Nie działał sam Kwinto ani Stawiński no ale pieniądze lubią ciszę stąd trudno znaleźć informacje na temat powiązań obu panów i faktycznych "przepływów finansowych." Dzisiaj to co było kiedyś nie jest już aż tak potrzebne. Dlatego te dwie świetne Pani notki tak bardzo mi się podobają. "Plajta" Kwinty była elementem szerszego procesu w bankowości w Polsce i dzięki Pani notkom poczytałem sobie trochę na ten temat. Wejście Kwinty w Polofan, a tam kapitał belgijski był głównym udziałowcem, to już była musztarda po obiedzie. Ten sam kapitał był również udziałowcem tomofanu, a z tomofanem polofan nie miał żadnych szans ze względu na skalę tego drugiego. Tak więc afera Kwinty nie była jakimś specjalnie krwawym wyjątkiem (na szczęście) ale wyświetla ona i pokazuje procesy jakie zaszły w bankowości polskiej w dwudziestoleciu międzywojennym. I dlatego bardzo Pani dziękuję za te notki, które warto było przeczytać i chwilę nad nimi się zatrzymać nie wspominając o tym że procesy polityczne które zachodziły w tamtym czasie zaskakująco korespondują z procesami bankowymi. Pozdrawiam

zaloguj się by móc komentować

S80 @ewa-rembikowska
16 września 2020 17:33

To chyba on ściągnął do klubu Mascotte "kobietę z żelaza" od sztuczek (Marta Farra właściwie Kohn), była podopieczną okultysty, "medium i jasnowidza" Erika Jana Hanussena (właściwie Hermann Steinschneider), Żyda związanego z Hitlerem i jego otoczeniem, to on miał m.in. szkolić Hitlera. Zniknęła wraz ze śmiercią patrona.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @S80 16 września 2020 17:33
16 września 2020 18:07

Być może coś jest na rzeczy, bo Stawiskiego podejrzewano o działania na rzecz wywiadu niemieckiego.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @tomciob 16 września 2020 12:11
16 września 2020 18:09

Na początku lat trzydziestych było zaskakująco dużo różnych dziwnych afer jak pan słusznie zauważył na styku świata polityki i bankowości.

zaloguj się by móc komentować

S80 @ewa-rembikowska 16 września 2020 18:07
16 września 2020 18:22

Takie mialem skojarzenia czytając historię tego maga a nawet jego rodziców - wędrownych aktorów itp. z Austro-Węgier, odwiedzających często północne Włochy.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @S80 16 września 2020 18:22
16 września 2020 18:30

Niezły był  - Był w stanie wpływać na ceny akcji poprzez „astrologiczne wskazówki giełdowe”.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @ewa-rembikowska
17 września 2020 01:37

Dzięki za notkę. Zawsze byłam ciekawa, cóż za jeden ten osławiony Stavisky. Owszem, w 1974 roku nakręcono film fabularny "Stavisky point" /chyba/ z całą plejadą francuskich sław, z Jean-Palul Belmondo na czele. No ale skorom z opisu dowiedziała się, że mój ukochany naonczas :))) Belmondo marnie skończył w tym Chamonix - to i nie chciałam filmu oglądać. 

A komentarz Pink Panther - bezcenny tutaj. 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @KOSSOBOR 17 września 2020 01:37
17 września 2020 08:26

Przypuszczam, że filmie pokazano głównego bohatera z tej bardziej wodewilowej strony nie wspominając za bardzo o tym, o czym wspomniała Pantera, czyli finansowaniu partii lewicowych a przy okazji futrowaniu kieszeni tego i owego urzednika, ani tego, że był to po prostu słup na usługach partyjno-urzędniczo-policyjnej mafii.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować