P. Ewo. Myślę/podejrzewam, że w zamian cos rząd Węgier obiecał rządowi polskiemu i to jest taka transakcja. Oczywiście to pozostanie  narazie tajemnicą, ale za iles tam lat bedzie można ów dar powiązac z jakims działaniem rządu Węgier. Bo po prawdzie  dla mnie  wszyscy politycy to lydzie, którzy za darmo prezentów nie dają....nawet jeśli to nie  stanowi  ich własnosci

To jest w pigułce metoda działania obozu rządzącego. W polityce zagranicznej w każdej sprawie przed wszystkimi dają tyły i płacą na żądanie z podkulonym ogonem.Wobec własnych obywateli arogancja, brak skrupułów i buta. To zabranie manuskryptu to czysta bolszewia. Na tej zasadzie każdemu zawsze i wszędzie  będzie można zabrać wszystko bo się przepchnie ustawę.Za którymś razem się potkną i zostaną przez wyborców potraktowani z buta.

Strasznie to smutne wszystko. Nasza bezsilność i ta samowolka. I niby Orban ma się im jakoś odwdzięczyć? W końcu ten rękopis był konkretną darowizną konkretnej osoby czyli toruńskiego mieszczanina dla konkretnego podmiotu prawa dzisiaj będącego Książnicą Toruńską. Żadne prawa własności i podstawy prawne przeniesienia prawa własności ich nie interesują. To są mentalni bolszewicy. Ale dlaczego ja się dziwię, skoro kwestia oddania własności skonfiskowanej przez bolszewików nie została po roku 1989 tknięta (poza związkami religijnymi, bo w końcu żaden "nowy książę" nie zamieszkałby w kościele czy na cmentarzu ale już w dworku a jakże). Co to dla nich "wziąć sobie i podarować". Cyrankiewicz tak robił, cały Komitet Centralny tak robił. Obrazy i inne detale wędrowały z muzeów do "biur i urzędów centralnych" a potem się dematerializowały. Ręce i nogi opadają.

A ja przekażą coś jeszcze, to co zrobimy? Oddamy zamek w Niedzicy?

Oczywiście, że w ramach rewanżu należy przekazać Węgrom równoważny zabytkowy przedmiot, ale należący do Skarbu Państwa a nie do samorządu.

a "konserwator zabytków" może wpisać do rejestru co mu się żywnie podoba. I obłożyć daną nieruchomośc wydumanymi restrykcjami. I to nie pytając właściciela o zgodę, czy mu taki "honor" do czegokolwiek jest potrzebny.

Oczywiście, że bolszewia. Trochę sie przemalowała na "patriotyzm", bo to się jakby  lepiej sprzedaje "wyborczo".

Ale mentalny bolszewizm został tylko lekko skropiony (kropidłem), więc go nie zmyło.

Szlag by ich wszystkich.

Wypisz-wymaluj...

...  "nowy  lad"   PiS'owskiej  "lepszej  zmiany"  !!!

Spieszo  sie  chlopaki  i  dziewczyny,  zeby  im  FANTOW  styklo,...  przy  okazji  DEMOLUJA  cale  panstwo,...  dobrze,  ze  to  WIEMY,  

Pytanie w jaki sposób ta zbroja znalazła się na Węgrzech? Z rękopisem sprawa jest prosta, a tutaj bardzo mętne tłumaczenie.

"Zbroja na mocy decyzji sądu arbitrażowego w 1933 r. została przekazana z cesarskich zbiorów wiedeńskich do Muzeum Narodowego w Budapeszcie jako rzekoma własność króla Węgier Ludwika II Jagiellończyka, poległego w bitwie z Turkami pod Mohaczem w 1526 r. W rzeczywistości, jak wykazał w 1939 r. wybitny bronioznawca Bruno Thomas, zbroję zamówił w 1533 r. król Czech i Węgier (późniejszy cesarz) Ferdynand I z okazji zaręczyn swojej córki Elżbiety z synem Zygmunta I, trzynastoletnim Zygmuntem Augustem, wówczas już ukoronowanym za życia ojca, królem Polski. Na napierśniku i naramiennikach umieszczono wiązany monogram z liter „E” i „S” (Elisabetha, Sigismundus)."

https://wawel.krakow.pl/wystawa-czasowa/nowy-nabytek-w-zbiorach

Z tego wynika, że w państwowych muzeach nie ma już nic wartościowego  - same kopie. Oryginały  dawno sprzedane. 

A dwa - najprawdopodobniej Węgrzy to tylko pośrednik , a księga ma byćtak naprawdę dla kogoś  ważniejszego, chcącego zachować anonimowość. Stąd te info, że to niby rewanż za zbroję , ktora i tak powinna być nasza. 

Ale jak to uchwala to zgoda, że wtedy już  nic , żadna własność nue bedzie bezpieczne,  chyba że TK się nie  zeszmaci i orzeknie  że ustawa  jest niezgodna z konstytucją. 

W punkt. Tak się rozbisurmanili, że strach się bać.

W roku 1594 została przekazana w darze przez toruńskiego mieszczanina do zasobów biblioteki Gimnazjum Akademickiego, która stała się podwaliną Książnicy Kopernikańskiej.

Pomysł kuriozalny. Kwintesencja atrapy polityki międzynarodowej - drogo, głośno i bez sensu.

Niech jeszcze poselstwo jadące do Budapesztu po drodze gubi złote podkowy jak Ossoliński w Rzymie.

Trochę czytałem o tym i mam wrażenie, że jest tu robiona afera z czegoś nieistotnego. Jakie są fakty?

Ten Kodeks Korwina w Toruniu to spis książek, manusktyptów jakie znajdowały się w Bibliotece Korwina, zbiorze książek króla Węgier z XV w., który to zbiór rozproszył się. 

Treść Kodeksu nie jest wartością samą w sobie, bo jest oderwana od Biblioteki Korwina.

Kodeks Korwina oczywiście w Toruniu nie był wystawiany. Jest w wersji zdigitalizowanej w bibliotece cyfrowej, ale nie tej biblioteki, w której się znajduje.

Węgrzy próbują odbudować Bibliotekę Korwina, jako ich symbol narodowej dumy.

Dla Polski spis książek z Biblioteki Korwina wartośći innej niż materialna nie ma. Dla Węgrów na pewno ma wartość sentymentalną, narodową itp.

Ten skowyt bibliotekarzy jest zastanawiający. Bronią kodeksu, którego nie wystawiali publicznie, nie chwalili się nim. Mam nadzieję, że nie wyjdzie przykra sprawa, że będą wątwpliwośći co do autentyczności rękopisu...

Protest podpisałem, ale teraz zastanawiam się, czy nie ma Pan racji. Może się okazać, że w tej bibliotece, jak już tam wejdą eksperci z zewnątrz nie ma tego, co być powinno. 

Jak zadałem pytanie pewnemu historykowi z Krakowa, aktywnemu na Twitterze, dlaczego tak bronią węgierskiego rękopisu z Torunia, a sami nie wiedzą co się stało z aktami fundacyjnymi Uniwersytetu Jagiellońskiego, to odpowiedział mi, że jestem złośliwy, a sprawa jest badana. Cyrk. 

Nachalne są te ku...wy i zuchwałe

Podpisałam, naturalnie. 

Rodzinnie jesteśmy związani z Towarzystwem Naukowym w Toruniu i Książnicą. TNT, także poprzez Książnicę, niezmiernie dbało o wagę tak spraw bieżących, jak i spuścizny kulturalnej i naukowej Pomorza. Co było - jak wiemy - trudne wobec naporu niemczyzny. Rody pomorskie były i gospodarne, i zasobne, przeto te wszelkie inicjatywy i dzieła powstawały za prywatne pieniądze, głównie pomorskich ziemian. Zatem fundatorzy i założyciele zapewne w grobach się przewracają wobec bolszewickiej nonszalancji /a to nazywa się po prostu bezprawiem, choćby posłowie chóralnie zgodzili się na rabunek Kodeksu/, którą okazuje państwo polskie narodowej własności. No ale ta sprawa Kodeksu jest tylko ciągiem dalszym rabowania własności prywatnej Polaków. Jesteśmy pod tym względem od 1944 roku na cywilizacyjnej równi pochyłej.  Teraz bolszewizm występuje w "nowych szatach króla".  /Czyli zawsze ta sama goła d. wystaje spod patriotycznych narracji i drogich garniturów./