-

ewa-rembikowska : Wczoraj Warszawianka, dziś Kujawianka.

Panna Piłatowiczówna do tablicy, czyli wspomnienia z centrum Warszawy

16 marca 2009 w Warszawie dla Archiwum Historii Mówionej red. Ignacy Jóźwiak nagrał wspomnienia mojej mamy Krystyny Rembikowskiej z domu Piłatowicz (1925-2020), na temat życia codziennego przed, w trakcie i po wojnie. Nagranie trwało 2 godziny. Z tego nagrania stworzyłam poniższą relację dotyczącą okresu przedwojennego i okupacji, w tym Powstania Warszawskiego.

Tam, gdzie jest hotel Marriott stała trzypiętrowa kamienica z wieżyczką na czwartym piętrze z adresem Emilii Plater 35 m 42. W tym mieszkaniu się urodziłam.

Lipiec 1925. Bolesław i Marianna Piłatowicz i ich córki Zenia i Krysia ta w beciku.

Były w nim dwie izby. Kuchnio-pokój był wąski i długi. Przy drzwiach w kącie stała kuchnia-angielka na węgiel. Zaraz za nią było wejście do dużego pokoju ogrzewanego piecem kaflowym. Mieszkanie miało koło 50 m2, było jasne, suche. Woda i WC były na korytarzu. Jak na ówczesne czasy było to mieszkanie porządne, aczkolwiek jak na naszą rodzinę trochę małe. Miałam jeszcze dwie siostry i brata, poza tym do śmierci w 1933 roku mieszkała z nami babcia wraz z córką owdowiałego syna.

Przed wojną w Warszawie czynsze były bardzo drogie. My płaciliśmy co miesiąc 53 zł a urzędnik na poczcie zarabiał koło 100 zł jak sobie przypominam. Na większe mieszkanie po prostu nie było nas stać, tym bardziej, że mój ojciec był ciągle bezrobotny. Ojciec od czasu do czasu łapał jakąś robotę, ale nigdy nie miał zarobków regularnych. Mama dwoiła się i troiła, aby zapłacić czynsz i aby jeszcze zostało coś na życie. Była krawcową. Szyła piękne suknie sąsiadkom oraz żonie właściciela domu, a także z polecenia ich znajomym.

Drzwi się u nas nie zamykały. Ciągle wpadały jakieś panie, do przymiarek. Mama miała podręczną do wykańczania szwów. Niektóre klientki też nie płaciły od razu, trzeba było czekać.

Kamienica należała do laryngologa Wacława Gumińskiego. Przez bramę wchodziło się na podwórko studnię. W naszym skrzydle były dwie klatki schodowe, główne dla lokatorów oraz kuchenne dla służby. Klatka dla lokatorów miała piękne marmurowe schody z dywanami, zaś te dla służby były drewniane.

Na pierwszym piętrze mieszkali właściciele kamienicy. Doktor Gumiński miał tam także swoją lecznicę. Był specjalistą od chorób gardła, nosa, uszu. Jako pierwszy polski lekarz dokonał operacji plastycznej twarzy polegającej na przyszyciu małej dziewczynce nosa odgryzionego przez psa. Na codzień ciął taśmowo migdałki.

Na drugim piętrze mieszkali Błońscy. Dwie siostry i brat wraz ze starszą panią utrzymującą to towarzystwo. Służąca, codziennie gotowała trzy obiady, bo każde z rodzeństwa życzyło sobie co innego ze względu na dolegliwości gastryczne, czy też inne choroby. Jak przyszedł atak na Warszawę wojsk niemieckich to w pewnym momencie i u nich skończyły się zapasy. Mój ojciec między bombardowaniami chodził szukać zabitych przez bomby koni i wykrawał z nich polędwice i inne lepsze kawałki. Mama smażyła polędwicę razem z zachomikowaną cebulka. Zapach był taki, że zwabił rodzeństwo. Jak się rzucili na jedzenie, to po ich dolegliwościach nie zostało nic. Prosili tylko, by i dla nich przynieść kolejne porcje koniny.

Na trzecim piętrze mieszkała pani Grażyna Szmurłowa, która była adwokatem. Miała dwie córki, mniej więcej w naszym wieku. Na Gwiazdkę dawała nam zabawki, którymi nie chciały już bawić się jej dzieci. One oczywiście dostawały nowe zabawki.

Od strony alei Jerozolimskich była piękna witryna apteki.

Gdy miałam 4 lata mama zapisała mnie do przedszkola, które nazywało się wówczas ochronką. Mieściła się na Wspólnej niedaleko kościoła przy parafii św. Barbary. Wszystkie dzieci nosiły fartuszki, dostawały śniadanie i obiad. Były też zabawki oraz panie freblanki, które inicjowały wspólne zabawy, uczyły nas wierszyków i piosenek.

Mama mnie odprowadzała i przyprowadzała. Ulicą Nowogrodzką jeździła kolejka EKD, trzeba było przejść przez torowisko i bardzo uważać, aby nie wpaść pod pociąg.

Do szkoły podstawowej miałam dalej , bo była na Raszyńskiej. Oczywiście chodziłam na piechotę. Trafiłam na wspaniałą wychowawczynię. Nazywała się Maria Jezierska. To była nauczycielka bardzo oddana swoim uczniom, bardzo dbała o swoich wychowanków. Znała ich warunki domowe, jeśli coś było nie tak, zaraz interweniowała zawsze z taktem i delikatnie. Wszyscy mieli do niej ogromne zaufanie.

Podczas długiej pauzy któraś z dyżurnych nauczycielek wynosiła patefon i wszyscy puszczali się w tany. Nie było rygorystycznej dyscypliny, wymuszania. Po prostu z domu wynosiło się zasady tego co wypada, a co nie wypada, traktowaliśmy nauczycieli z szacunkiem.

Po szkole podstawowej - za namową wychowawczyni Jezierskiej – złożyłam papiery do gimnazjum im. Słowackiego na Wawelską. Egzamin zdałam dobrze, ale powiedziano mi, że mnie nie przyjmą, bo mam zbyt niskie pochodzenie.

Wówczas pomogła mi pani Gumińska, uruchomiła swoje znajomości i przyjęto mnie do Żeńskiego Gimnazjum Heleny Gepnerówny. Była to jedna z lepszych szkół w Warszawie. Mieściła się w budynku przy ulicy Moniuszki 8. Rok szkolny 1938/39 był ostatnim normalnym.

W tej szkole uczyło się sporo córek oficerów Wojska Polskiego. Dla mnie nieco śmieszne i nieco dziwaczne wydawało się to, że te dziewczynki były odprowadzane pod szkołę przez ordynansów, którzy nosili za nimi teczki.

Moją wychowawczynią była pani Ella Heinemann.

Zdjęcie z pracy "Karta z pamiętnika uczennicy. Książka pamiątkowa Szkoły Haliny Gepnerówny 1901-1944" . Muzeum Warszawy 2014.

Była wysoka, szczupła, uczyła moją klasę niemieckiego. Poza tym siedziała w ławce na każdej lekcji prowadzonej przez innego nauczyciela i uważała, aby panienki zachowywały się odpowiednio. Mówiono do nas per panna. Gdy nauczyciel chciał mnie przepytać, to słyszałam „panna Piłatowiczówna do tablicy”.

Dzień w szkole zaczynał się od apelu na sali gimnastycznej. Po odśpiewaniu „Boże coś Polskę” szliśmy do klas. W szkole była też niewielka kaplica, gdzie odprawiał msze ksiądz Ptaszyna z parafii św. Krzyża. Spowiadał nas na Wielkanoc oraz uczył nas religii. To, że religia jest w szkole każda z uczennic uważała za sprawę normalną tak jak świętą Komunię , czy bierzmowanie.

Chodziliśmy co niedzielę do kościoła a moja babcia nosiła chorągiew podczas procesji Bożego Ciała. Podczas nalotów na Warszawę, ludzie zbierali się na podwórku pod kapliczką Matki Boskiej, gdzie dziękowali modlitwą i śpiewem z ocalenie.

Babcia umarła w 1933 roku. Miałam wówczas 8 lat. Pamiętam bijące dzwony podczas wynoszenia trumny do karawanu po mszy świętej. Potem żałobnicy szli za tym karawanem przez całe miasto na Bródno. Taki pogrzeb trwał co najmniej pół dnia.

Pozostając przy tematach funeralnych, to przypominam sobie, że my dzieciaki od czasu do czasu chodziliśmy do kostnicy przy szpitalu Dzieciątka Jezus, wówczas gdy przed pogrzebem odbywało się ostatnie pożegnanie. Interesowały nas mniej młode zmarłe panienki a bardziej suknie, które miały na sobie. Chowano je w strojach ślubnych. Taki był zwyczaj.

Życie jakoś się toczyło, raz lepiej raz gorzej aż do 1 września 1939 roku, kiedy to obudził nas grad bomb.

Przez pierwsze dni chowaliśmy się w piwnicy. Do czasu zburzenia kamienicy pod numerem 33, gdzie wszyscy lokatorzy ukryci w piwnicy zginęli.

Emilii Plater 31. Gruzy po kamienicy.

Od tamtej pory biegliśmy do kuchni pani Gumińskiej, wydawało nam się, że to będzie bezpieczniejsze.

Bomby i ostrzał artyleryjski zniszczył infrastrukturę miejską. Nie było jedzenia, nie było wody, nie było światła. My oświetlaliśmy mieszkanie karbidówką.

Karbidówka zachowała się do dnia dzisiejszego.

Na Nowogrodzkiej były składy wojskowe. Tam dawali nam ryż i chyba kasze. Jedliśmy końskie mięso, cebulę tę kaszę i ryż. Po wodę do studni ustawiały się kolejki. Któregoś dnia nalot trwał bez przerwy przez pół nocy i dnia.

Aż się wszystko się skończyło i do Warszawy wjechały jednostki niemieckie.

Z okna widziałam budynek Dworca Głównego.

Tam zawsze kręciło się mnóstwo wojskowych. Po przeciwległej stronie Emilii Plater stacjonowały oddziały Bahnschutzu – straży dworcowej. Najbardziej to oni utkwili mi w pamięci a zwłaszcza ich mundury – czarne jak Gestapo. Denka czapek były wywinięte a na pasach napis ”Gott mit uns”. Chodzili w wysokich butach a na mundurze był jakiś akcent czerwony.

To byli bezwzględni ludzie, to były maszyny. Zatrzymywali podróżnych, rewidowali ich, konfiskowali im rzeczy.

W okresie okupacji z linii otwockiej przywoziło się bułki, których w Warszawie nie wypiekano.

Kiedyś pojechałam. Można było na tym nieco zarobić, sprzedając innym. Miałam pecha. Podszedł do mnie taki Bahnschutz i zabrał mi te zakupy.

Życie podczas okupacji przypominało rosyjską ruletkę. Każde wyjście na ulicę to było ryzyko, że się nie wróci do domu a wyląduje albo pod murem, albo w obozie koncentracyjnym. Łapanki były bez przerwy i trzeba było dobrze uważać.

Ale w domu też nie było bezpiecznie. Którejś nocy gestapo wpadło do naszej sąsiadki . Zabrali ją i wiecej nie wróciła.

Mimo to, staraliśmy się żyć normalnie.

8 czerwca 1941 z przyjaciółkamiRok potem musiałam wyrobić Kennkartę.

Właścicielka szkoły Halina Gepnerówna zginęła 19 września na progu swego gabinetu po ugodzeniu szrapnelem. Nauczyciele i Koło Rodziców postanowili kontynuować działalność szkoły.

Władze okupacyjne zezwoliły na prowadzenie szkoły podstawowej. Pierwszą i drugą klasę gimnazjalną zaliczono do szkoły powszechnej, trzecią i czwartą jako „Dwuletni kurs przygotowawczy do gospodarstwa domowego”.

 

Maturę zdałam na tajnych kompletach w lipcu 1944 roku tuż przed wybuchem Powstania.

W Ogrodzie Pomologicznym w lipcu 1944 z Asikiem, który Powstania nie przeżył.

Podczas okupacji udzielałam korepetycji z języka francuskiego córce państwa Wilskich, którzy mieszkali w pięknym mieszkaniu przy ulicy Pierackiego, czyli na Foksal.

Pewnego dnia zastałam u nich jeszcze jedną dziewczynkę. Tylko nie wiem, czy było to dziecko z getta, czy z Zamojszczyzny.

1 sierpnia pani Wilska powiedziała do mnie - już więcej pani do nas nie przyjdzie, bo dzisiaj wybuchnie powstanie, dała mi czerwony płaszcz i 500 zł. Płaszcz mi się przydał w obozie a pieniądze okazały się bezwartościowym świstkiem.

Ponieważ mój dom stal blisko dworca, więc znaleźliśmy się w strefie, do której powstańcy nie dotarli. Każdy chciał im pomóc, ale nie było żadnej szansy, do nich się przedostać. Byliśmy w zamkniętej enklawie, tylko widzieliśmy latające pociski.

Rano 13 sierpnia do mieszkania wpadło kilku własowców i pod karabinami wyprowadzili nas na ulicę. Nie pozwolili nam nic zabrać ze sobą.

Pod gradem kul popędzili nas do Dworca Zachodniego, skąd przejechaliśmy do Pruszkowa a potem do obozu pracy w Hamburgu.

W Powstaniu zginęła moja serdeczna przyjaciółka , z którą siedziałam w ławce przez 4 lata. Zginęła też moja wychowawczyni pani Heinemann. Smutne to były czasy.



tagi: warszawa  wspomnienia  piłatowicz  emilii plater  gepnerówna 

ewa-rembikowska
12 lutego 2022 23:32
37     1705    21 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Paris @ewa-rembikowska
13 lutego 2022 00:41

Bolesne,...

...  ale  wspaniale  wspomnienia  i  fantastyczna  pamiec  Pani  Mamy  !!!

Moja  sp.  Tesciowa  tez  prosto  ze  Starowki  przez  Pruszkow  trafila  ze  swoja  mama  na  roboty  do  Niemiec,  gdzies  kolo  Berlina  do  jakiegos  baora.  Tesciowa  mowila,  ze  ten  Niemiec  byl  bardzo  dobry  dla  niej  i  jej  mamy...  prosil  bardzo  aby  zostaly  tam  u  niego,  ze  nawet  ozenilby  sie  z  jej  mama,  a  Tesciowa  przysposobil  jako  wlasna  corke,...  ale  nie  bylo  mowy  o  jakiejkolwiek  zgodzie  na  zostanie  w  Niemczech  !!!

Tesciowa  byla  rowiesniczka  Pani  Mamy,  rocznik  '24,  ale  zmarla  przedwczesnie  bo  juz  w  '91  roku,  zaledwie  w  wieku  67  lat.  Jak  wrocily  z  Niemiec  to  mieszkaly  na  wpolzburzonej  kamienicy  przy  Emilii  Plater,  doslownie  tu  gdzie  kiedys  byl  Dom  Meblowy  "Emilia",...  to  bylo  od  Pani  Mamy  moze  ze  100  metrow  dalej,  w  linii  prostej,...

...  jaki  swiat  jest  maly,  Pani  Rembikowska  !!!

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @ewa-rembikowska
13 lutego 2022 07:35

Tyle gotowych historii na film, a oni kręcą Miasto 44....

zaloguj się by móc komentować

bolek @ewa-rembikowska
13 lutego 2022 08:28

Przeczytałem jednym tchem!

PS

Szwedzi na razie nie odpowiedzieli.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Paris 13 lutego 2022 00:41
13 lutego 2022 08:46

Oj, mały. Nie wszyscy Niemcy byli psychopatami.  Mama pracowała w Hamburgu  w biurze kolejowym, pomagając dwóm urzędnikom. Mówi, że oni byli spoko. Nawet ten, którego zastąpiła, bo go wzięli do wojska nawet kromkę chleba jej dał a oni sami już wówczas głodwali. Inny za darmo zrobił zdjęcie.

Na pewno było to pokolenie, które przeżyło piekło i to odcisnęło się na ich psychice.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @gabriel-maciejewski 13 lutego 2022 07:35
13 lutego 2022 08:48

Bardzo ciekawe są wspomnienia uczennic szkoły Haliny Gepnerówny. Cały serial można by nakręcić. Ona kupiła kawałek gospodarstwa, aby sadzić morwy i dostarczać do Milanówka. Dziewczynki jednocześnie miały metę na zieloną szkołę.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @bolek 13 lutego 2022 08:28
13 lutego 2022 08:49

Dzięki.

Jak archiwum, to jednak chwilę trzeba poczekać. Na pewno coś odpowiedzą.

zaloguj się by móc komentować


ewa-rembikowska @gabriel-maciejewski 13 lutego 2022 09:10
13 lutego 2022 09:36

"Karta z pamiętnika uczennicy. Książka pamiątkowa Szkoły Haliny Gepnerówny 1901-1944" . Muzeum Warszawy 2014.

Mnie się trafiły na Allegro, bo w Muzeum już nie było tej pozycji. 

zaloguj się by móc komentować

peter15k @ewa-rembikowska
13 lutego 2022 09:37

Odkrywanie losów bliskich w dramatycznych czasach zmusza do refleksji głębszej natury - np babcia w beciku potem pojawia się mama a potem my. Dlaczego tak a nie inaczej ? Nasze babcie, dziadkowie i rodzice nie mieli łatwego życia. Digitalizuję zdjęcia i dokumenty bo młode pokolenie nie lubi tej starej formy, łatwiej przyswaja i wtedy interesuje się tematem skąd pochodzi...

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @peter15k 13 lutego 2022 09:37
13 lutego 2022 09:46

Koniecznie trzeba digitalizować i utrwalać wspomnienia, spisywać,nagrywać.

Dla dziesiejszych nastolatek nie do pojęcia jest to, co działo się podczas wojny. Przykładają dzisiejszą miarę do tamtych czasów a poza tym to jest dla nich jak prehistoria.

zaloguj się by móc komentować

handlarz @ewa-rembikowska
13 lutego 2022 11:19

Czy Pani Maria Jezierska byla spokrewniona z Waclawem i jego synem Zygmuntem?

i Irena Jezierska?

zaloguj się by móc komentować

handlarz @handlarz 13 lutego 2022 11:19
13 lutego 2022 11:47

Irena Jezierska wdowa po Waclawie uczyla matematyki w wiejskich szkolach w opoczynskiem w czasie okupacji i pozniej w PRL

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewa-rembikowska 13 lutego 2022 08:46
13 lutego 2022 12:16

Tak...

...  Tesciowa  byla  bardzo  "zamknieta",  miala  bardzo  traumatyczne  przezycia,  bo  wlasnie  w  takiej  kamienicy  w  wybuchu  gazu  stracila  2  dzieci  i  pierwszego  meza,...  potem  powstanie,  kompletnie  zburzona  Starowka  i  ich  mieszkanie,  tuz  przy  kamiennych  schodkach  z  widokiem  na  Wisle,...  kiedy  odbudowali  Starowke  nie  bylo  juz  powrotu,  bo  ich  kamienica  byja  juz  "zajeta  przez  komuchow"...  na  palcach  jednej  reki  moglabym  policzyc  nasze  rozmowy  o  zyciu  podczas  wojny  czy  potem  podczas  PW,  a  byla  tzw.  naocznym  swiadkiem.  Pamietam,  jak  kiedys  przyjechala  w  odwiedziny  do  niej  jej  przyjaciolka  z  Wiednia,  a  "ciocia"  dla  mojego  ex-meza,...  nie  moglam  odejsc  od  stolu,  sluchalam  ich  rozmowy  z  rozdziawiona  buzia...  chciala  nas,  mnie  z  mezem  wziazc  do  tego  Wiednia,  ale  za  niedlugo  Tesciowa  zmarla  i  wszystko  tak  jakos  rozeszlo  sie  po  kosciach.

Chyba  moge  dzis  powiedziec,  ze  Tesciowa  przezyla  pieklo,...  jakos  nigdy  nie  moge  sobie  wyobrazic  siebie  na  jej  miejscu,  a  w  kazdym  razie  nie  chcialabym  byc,...  no  i  nie  wiem  co  to  jest  za  cholera,  ale  zdarza  mi  sie  dosc  czesto  o  niej  myslec,  nawet  mamie  o  tym  powiedzialam,...  chyba  musze  pojsc  na  jej  grob  i  znicza  zapalic,  i  troche  z  nia  tam  sobie  "pogadac".

 

zaloguj się by móc komentować


ewa-rembikowska @Paris 13 lutego 2022 12:16
13 lutego 2022 12:41

Sporo osób, które przeżyły wojnę, Powstanie a potem zetknęły się z dobrodziejami ze wschodu i nowym ustorojem cierpiało na nieuleczalne traumy. Szkoda tych ludzi.

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @ewa-rembikowska
13 lutego 2022 13:06

Wspaniały materiał wspomnieniowy. Najlepsze, co można dzisiaj, w dobie totalnego zakłamywania historii - przywoływać, jak kawałki puzzle'a - wspomnienia życia codziennego rodzin z tej niezwykle burzliwej epoki. Poza bardzo ciekawym tekstem - zdjęcia są bezcenne. Przypadkiem zdjęcie malucha (w tym przypadku "maluszki") na "futrze baranim" a może innym "futrze". W mojej rodzinie też się zachowały - może 2 -3. Z perspektywy czasu zachowane zdjęcia z okresu przedwojennego i wojny - okazały się wprost skarbem.

Jest to historia "typowego polskiego losu": pracowitego życia i borykania się z codziennymi kłopotami i życia na polu minowym w czasie okupacji.

Ma Pani wielkie szczęście, że te rodzinne pamiątki (zdjęcia i dokumenty) się zachowały, mimo niszczenia Warszawy przez 5 lat praktycznie bez przerwy.

Najbardziej spodobała mi się "Kennkarta Krystyny Piłatowicz", w której znajduje się informacja: "gültig  bis 1947" (ważna do 1947". Tak sobie zwycięzcy i panowie -planowali optymistycznie. A w styczniu 1945 było po nich w Warszawie pozamiatane. Jest w tym nutka optymizmu: człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi.

Bardzo podoba mi się cały ten opis "życia codziennego Warszawy". Wielkie dzięki.

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @Paris 13 lutego 2022 00:41
13 lutego 2022 13:37

Także moje ś.p. mama oraz teściowa przeszły przez Pruszków. Mamie z koleżanką jakimś - jak to mówiła  - "psim swędem" udało się wyjść z obozu w Pruszkowie razem z  ekipą  Czerwonego Krzyża, która ewakuowała na noszach  chyba jakąś ważną osobę. Ludzie z ekipy - zwykli cywile, tyle że z białymi opaskami z czerwonym krzyżem - odganiali je od siebie, ale one szły uparcie za nimi w jak najmniejszej odległości i strażnicy przepuścili ich wszystkich razem na zewnątrz. Natomiast to co przeżyła przed dostaniem się do obozu, nigdy nikomu nie opowiem.

Teściowa (zmarła w ubiegłym roku w wieku 94 lat) dostała się do obozu w Pruszkowie z rodziną, z mamą i rodzeństwem. Brat teściowej był łącznikiem w Powstaniu, ale ponieważ Komenda Główna Powstania wydała rozkaz, że powstańcy którzy nie ukończyli 16 lat nie ujawniają się i wychodzą z Warszawy razem z cywilami - to był także razem z nimi. Umówili się, że postarają się uciec z transportu i spotkają się wszyscy w Zaborowie u znajomych.   Niestety, wyskoczyły z pociągu tylko mam i siostra teściowej. Teściowa z bratem wylądowała na robotach w okolicach Salzkotten, pracowała przy naprawie torów kolejowych, brat jako elektryk naprawiał zerwane podczas bombardowań  linie energetyczne. Zarabiała - a jakże, za pracę należy się przecież wynagrodzenie i porządek musi być - dwa fenigi na godzinę. Porządek był wyjątkowy - jeszcze w styczniu 1945 roku, czyli w trakcie  wyzwalania Warszawy - poczta dostarczyła listy od rodziny z Zaborowa, zlokalizowanego niecałe 20 km od Warszawy. W niedziele pracownicy przymusowi mieli - a jakże - wolny dzień. Więc teściowa z koleżanką wybrały się pewnej niedzieli do kościoła na mszę. Wszystko było w porządku do czasu, kiedy ksiądz wszedł na ambonę by wygłosić kazanie. Dopiero wtedy spostrzegł dwie dziewczyny w zniszczonych ubraniach, w drewnianych trepach na nogach i powiedział: "Ausländer, weg!" 

To "Ausländer, weg!" teściowa przypomniała mi niedługo przed śmiercią, kiedy wspominała swoje przeżycia w Niemczech, a ja nieopatrznie powiedziałem, że Benedykt XVI stwierdził, że ofiarami nazistów byli także Niemcy (chodzi o jego mowę w Oświęcimiu, gdzie przedstawia się  "jako syn tego narodu, nad którym grupa zbrodniarzy zdobyła władzę przez zwodnicze obietnice wielkości").

Teściowa jeszcze w Niemczech, po wyzwoleniu przez Amerykanów, wyszła za mąż za teścia, więźnia Oświęcimia a potem Buchenwaldu, tam jeszcze urodziła się moja szwagierka Dorota, wrócili do kraju w 1946 roku.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @pink-panther 13 lutego 2022 13:06
13 lutego 2022 14:32

Cieszę się, że trochę dokumentów się zachowało i trochę zdjęć. To są bezcenne skarby.

Zresztą, przecież do obozu pracy w Hamburgu została wywieziona cała rodzina Piłatowiczów - 5 osób. W archiwum Bad Arlosen zasadniczo z obozu niemieckiego żadne dokumenty się nie zachowały. Odnalazłam tylko jedną kartę  ewidencyjnąa dotycząca dziadka, ale  już z czasów zarządu Anglików.

Mnie się też podobała data ważności Kennkarty. Świadczy to o tym, że nic nie jest wieczne, okupanci przychodzą i odchodzą.

 

zaloguj się by móc komentować


Paris @Maginiu 13 lutego 2022 13:37
13 lutego 2022 15:03

Oh  la  la,...

...  dziekuje  bardzo  i  ciesze  sie,  ze  Pan  napisal  o  swoich  wspomnieniach.

Moi  rodzice  to  juz  roczniki  '38  i  '39,  dziadkowie  nie  zyja  juz  od  z  gora  30  lat,...  ale  mama  pamieta  troche  partyzantke  w  okolicach  Zelechowa,  bo  tam  mieszkali.  Cala  okolica  pomagala  partyzantom  w  wielkiej  konspiracji,  byli  za  to  przesladowani,  co  i  rusz  gdzies  sie  palila  chalupa  albo  ktos  z  rodziny  zostal  rozstrzelany  na  podworku  albo  w  lesie,  za  ukrywanie  roznych  zbiegow  czy  pomoc  partyzantom.  Czeste  tez  byly  rozne  kradzieze  inwentarza  i  zywnosci,  ale  to  juz  troche  inna  historia,  bo  bylo  to  zaraz  "po  wojnie"...

...  takze  ludzie  zyli  w  duzym  stresie...  i  strachu,  stad  przy  dzieciach  o  "tych  sprawach"  sie  nie  mowilo,  za  zadne  skarby...  dopiero  pozniej  w  latach  70-tych  zaczeto  "troszeczke"  mowic,  aczkolwiek  niechetnie  i  z  duza  ostroznoscia. 

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @ewa-rembikowska 13 lutego 2022 14:32
13 lutego 2022 15:59

Mam zamiar.

Teść, więzień Oświęcimia i Buchenwaldu, nagrał swoje wspomnienia ze 30 lat temu na taśmie magnetofonowej, moja żona pracowicie to spisała i w kilku tylko egzemplarzach rozdała najbliższym.  Teść był synem lekarza wojskowego ppłka Henryka Millaka, który zginął zamordowany w Katyniu. Kontynuując rodzinne tradycje, zaczął studia medyczne przed wojną, co zaowocowało tym, że w Buchenwaldzie  został sanitariuszem w obozowym lazarecie i pozwoliło przetrwać niewolę.

Będę chciał wklepać tekst spisany przez żonę na dysk i może uda mi się go wrzucić do SN. Jak siły wyższe pozwolą.  Już kiedyś próbowałem coś samodzielnego wrzucić na SN, ale zastosowany w SN tzw. power board jest dla mnie całkowicie niezrozumiały. Ja udzielam się od lat na kilku, zupełnie co prawda odmiennych tematycznie forach, i w kraju, i w UK i w USA i jakoś daję radę mimo 74 lat, na jednym z forów mam 14.000 wpisów (czternaście tysięcy). Ale tu się poddałem. 

Mniejsza o to, Pani "Proszę spisywać"  jest dla mnie nową  mobilizacją do działania...

zaloguj się by móc komentować

handlarz @ewa-rembikowska 13 lutego 2022 12:38
13 lutego 2022 16:21

czy Irena Maria i Maria Jezierska to ta sama osoba?

1898 slub

152

Wacław Piotr Jezierski
Irena Maria Młodkowska
Warszawa św. Barbara

Image not found...

zaloguj się by móc komentować

handlarz @handlarz 13 lutego 2022 16:21
13 lutego 2022 16:33

jesli tak...

  image.png

Nauczyciel konspiracyjny – to zupełnie inna sprawa, o wiele bardziej skomplikowana i niewymierna”. (H.Spoczyńska i I. Jezierska/po prawej/ przed szkołą), wies Lipiny

 

relacja ucznia,

Snując swoje wspomnienia o Helenie Spoczyńskiej należy oświetlić postać Ireny Jezierskiej. Irena Jezierska dużo starsza od Spoczyńskiej przybyła tu w czasie wojny i była na opiece i utrzymaniu Spoczyńskiej. Spoczyńska zwracała się do Jezierskiej przez „mamo”. Kiedyś w rozmowie ze mną powiedziała, że w stosunku do Jezierskiej ma długi wdzięczności, że Jezierscy pomagali jej w trudach zdobywania wykształcenia średniego i później w czasie studiów i że traktowali ją jak córkę. J. Jezierska była bardzo uciążliwa we współżyciu, niezmiernie kapryśna i rzeczywiście traktowała Spoczyńską jak córkę i wymagała od tej córki prawie że posłuszeństwa. Ale J. Jezierska była świetną nauczycielką, a jako matematyczka, od początku istnienia oficjalnej szkoły zajęła się i prowadziła bardzo skrupulatnie kasę szkoły, organizacje szkolne, np. Komitet Rodzicielski, wydatki budżetowe i wszelkie rozliczenia, które dotyczyły szkoły, a mogła być za nie odpowiedzialna Spoczyńska jako Dyrektorka szkoły. Nie przepuściła nic i nikomu, każda złotówka, każdy grosik musiał być udokumentowany jak przybył i jak został wydany.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ewa-rembikowska
13 lutego 2022 16:48

Piękne i wstrząsające. 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @handlarz 13 lutego 2022 16:33
13 lutego 2022 16:56

Może i ona...nie mam się już kogo zapytać.

zaloguj się by móc komentować


MZ @Maginiu 13 lutego 2022 13:37
13 lutego 2022 20:06

"Ausländer, weg!"  nie do wiary,na szali stawiam ,"Przebaczamy...",Prymasa Tysiąclecia i jak go wpuszczono w ślepą uliczkę.

 

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @ewa-rembikowska
13 lutego 2022 22:26

< Krystyna Rembikowska z domu Piłatowicz (1925-2020), > pięknego wieku Bóg pozwolił pani matce dożyć z pewnością z czułą opieką Rodziny i pani. Przypominam sobie,jak pani pisała o kłopotach zdrowotnych i perypetiach ze służbą zdrowia... To piękne wspomnienia o życiu matki i jej przeżyciach.Z wielkim zainteresowaniem przeglądałam tak bezcenne pamiątki. Pozdrawiam serdecznie.

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @ewa-rembikowska 13 lutego 2022 14:32
13 lutego 2022 23:55

Na roboty do Hamburga został wywieziny mój wujek,młody wtedy chłopak. Przeżył bombardowanie Hamburga,ale szok pozostał i po wojnie przez Czerwony Krzyż pojechał do Szwecji na rehabilitację i leczenie,tam już pozostał.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @BTWSelena 13 lutego 2022 22:26
14 lutego 2022 08:08

Dziękuję. Akurat w linii żeńskiej była to rodzina długowieczna. Z tego pierwszego zdjęcia Marianna Piłatowicz, czyli moja babcia przeżyła 98 lat, jej córka (ta w beciku) Krystyna 95, zaś Zenia (ta siedziąca i machająca nóżką) - 97 lat. Żyje jeszcze jedna siostra, młódka bo skończyła tylko 91 lat, ale tu na zdjęciach jej nie ma.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @DYNAQ 13 lutego 2022 23:55
14 lutego 2022 08:10

Mama mówiła mi, że te bombardowania były potworne. Ten obóz, w kórym była był, wyzwalała armia angielska. Tak się śpieszyli, że pozwolili uciec komendatowi obozu z kochanką zresztą. A była ot wyjątkowa szuja.

zaloguj się by móc komentować

bolek @ewa-rembikowska 13 lutego 2022 08:49
23 lutego 2022 17:49

Jest odpowiedź. Nic nie znaleźli. Jak chcę aby poszukali dokładniej trzeba wybecalować :/

 

Dear Sir,

Thank you for your request. I have looked for Anna Ossendowska in the archive Yrkeskvinnors klubb i Stockholm, reference number SE/RA/730387.

You can find the register of the archive here:

https://sok.riksarkivet.se/arkiv/XPRYFecRrH6d0G02H087k3

Unfortunately, I did not find her name in the registers. I looked in D1:1-5 and also in a volume with photographs, K1:1. The photographs were mostly from a different period (from the 1980:s) and there were no names that could help me identifying any individuals.

If you would like me to continue the research, you will have to specify the volumes you are interested in, since it is not possible to go through the whole archive. This kind of extended research costs 225 SEK per 15 minutes, with a maximum fee of 900 SEK for one hour (the time limit can be negotiated).

If you do not wish to proceed with this specific archive, it is possible that she arrived in Stockholm with the so called White buses. This rescue operation was led by Folke Bernadotte in 1945 and there are lists of individuals who travelled with these buses and arrived in Sweden.

I would recommend you to contact the Swedish National Archives in Lund, for more information. I will transfer your request to Lund where an administrator can provide you with more information.

If you would like to contact them directly, you find more information on their webpage:

https://riksarkivet.se/lund

Best regards
Katrin Askergren
The Swedish National Archives
Riksarkivet i Täby Arninge
E-post: [email protected]
Hemsida: riksarkivet.se
Box 7223, 187 13 Täby
Riksarkivets kundtjänst: 010-476 70 00

zaloguj się by móc komentować

bolek @ewa-rembikowska
18 marca 2022 10:58

A dzisiaj takiego niespodziewanego maila dostałem.

2022-03-18                                                  RA-FF 2022/012471

Hello,

Regarding your inquiry on Anna Ossendowska.

I have found information about her in Länsstyrelsen i Malmöhus län. IV Civilförsvarssektionens arkiv, Registerkort över flyktingar inkomna till landet, 1944-1946, Ö I a:18.

Please use this link to download your copies in PDF-format:

Download the copy here: https://pub.riksarkivet.se/handlaggarstod/252cbb58-e256-4ee7-9273-2c98e13248d3/Ossendowska.jpg (Källa: Länsstyrelsen i Malmöhus län. IV Civilförsvarssektionens arkiv, Registerkort över flyktingar inkomna till landet, 1944-1946, Ö I a:18).
Download the copy here: https://pub.riksarkivet.se/handlaggarstod/d1c58047-27fb-40a5-bca8-47f8723980c9/Ossendowska%20baksida.jpg (Källa: Länsstyrelsen i Malmöhus län. IV Civilförsvarssektionens arkiv, Registerkort över flyktingar inkomna till landet, 1944-1946, Ö I a:18).

The link/links will be available until 2022-06-18.

I have searched among the photographs of refugees arriving in Sweden on "the White Buses" without finding any photograph of Anna Ossendowska.


Med vänlig hälsning/Best regards
Jenny Svensson
Riksarkivet i Lund / The Swedish National Archives in Lund
E-post för kompletteringar/följdfrågor mm i pågående ärenden: [email protected]
E-post: [email protected]
Hemsida: riksarkivet.se
Box 7223, 187 13 Täby
Riksarkivets kundtjänst: 010-476 70 00

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @bolek 18 marca 2022 10:58
18 marca 2022 13:05

Ale niespodzianka, dzięki. 

Ponieważ mocno niepewne jest, czy cokolwiek znajdą, więc na razie odpuszczę sobie płatną kwerendę.

Ściągnęłam tę kartę i wrzucam ją pod post o Ossendowskiej.

W każdym razie przybyła do Szwecji 2 maja 1945 roku.

 

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @ewa-rembikowska
19 marca 2022 08:06

Serce ściśnięte tą relacją i wspomnieniami. Szczęście, ze zachowało się tyle zdjęć. Jeśli będzie jeszcze kiedyś jakiś pies nazwę go Asik :)

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @ainolatak 19 marca 2022 08:06
19 marca 2022 10:01

Dziękuję. Ja też się cieszę, że nieco zdjęć się uchowało a jednocześnie smucę, że nie przejęłam w swoim czasie całego albumu po babci. Niestety nie dogadałam się z wnukami ciotki, u której w domu znalały się te zdjęcia. Obawiam się, że przepadną bezpowrotnie.

Asik jest bardzo wdzięcznym imieniem dla pieska.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @ewa-rembikowska 19 marca 2022 10:01
19 marca 2022 11:15

A nie da się przekonać, by jednak w imię przetrwanai historii rodziny zrobili skany i się podzielili? Może osłabły animozje i zmienią zdanie? To jest jedna z najcenniejszych rzeczy.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować