-

ewa-rembikowska : Wczoraj Warszawianka, dziś Kujawianka.

Pojedynek gigantów

Artykuł pochodzi z numeru specjalnego "Szkoły Nawigatorów" - wrzesień 2017.

Kanclerz Bismarck przeżywał chwile triumfu. Lata konsekwentnej pracy przynosiły owoce. Francja po klęsce 1871 roku lizała rany. Raty z nałożonej na to państwo kontrybucji w wysokości 5 miliardów franków w złocie zasilały systematycznie budżet Rzeszy. Zjednoczone Niemcy pod pruskim berłem wyrastały na potęgą militarną i przemysłową. Kanclerz postanowił teraz nieco bliżej przyjrzeć się i uporządkować sprawy na wschodnich rubieżach kraju. Raporty mówiły, iż w roku 1870 roku w Żabikowie pod Poznaniem grupa ziemian utworzyła Wyższą Szkołę Rolniczą, pierwszą polską uczelnię w zaborze pruskim ze znakomitą kadrą oraz bardzo wysokim poziomem nauczania. Wykłady odbywały się po polsku. Szkoła krzewiła polską kulturę i tradycję. Gdy po Wystawie Warszawskiej z początku roku 1875 o nawiązanie kontaktu z tą instytucją naukową zaczęły zabiegać liczne uczelnie zagraniczne (również te z Rzeszy), kanclerz o mało nie dostał apopleksji. Tego było za wiele. W Wielkopolsce u tych Irokezów - jak mawiał Stary Fryc - nie miało prawa być żadnej wyższej uczelni, ani niemieckiej ani tym bardziej polskiej. Bismarck nie mógł wprost rozwiązać uczelni, gdyż była ona zorganizowana w formie spółki akcyjnej, więc podważył jej byt ekonomiczny. Drogą administracyjną zakazał przyjmowania w poczet wykładowców oraz studentów osób bez paszportu niemieckiego. Cudzoziemcy musieli opuścić prowincję poznańską. W czerwcu 1875 roku z granic Prus zostało wydalonych 4 profesorów oraz 30 studentów.

Równolegle „żelazny kanclerz” nakazał podległym mu urzędnikom wprowadzić program germanizacji szkolnictwa najpierw średniego potem podstawowego, a także przy okazji zlikwidować możliwość wpływu na szkołę i uczniów duchownych katolickich, którzy do tej pory pełnili funkcję inspektorów szkolnych. Na mocy ustawy o nadzorze szkolnym zastąpili ich urzędnicy cywilni. Szkoła miała wyrugować z serc i umysłów uczniów polskość z jej językiem, religią, kulturą i tradycją na modłę pruską kijem i strachem. Gazety z ogromnym oburzeniem opisywały przypadki, kiedy to w szkołach elementarnych władze lokalne celowo zatrudniały nauczycieli nie potrafiących powiedzieć słowa po polsku a przy tym bardzo słabo opłacanych, za to mających w klasie nie pięćdziesięciu uczniów zgodnie z przepisami, tylko trzy razy więcej. Dzieci z pierwszej klasy nie rozumiały po niemiecku, więc nie były w stanie spełniać poleceń sfrustrowanego sytuacją belfra, za co dostawały regularne manto, uzupełniane często karą kilkugodzinnej „kozy”. Wracały do domów przerażone, zapłakane, poobijane i głodne.

Walka o szkołę niemiecką była pretekstem dla „żelaznego kanclerza” do wyeliminowania wpływu Kościoła Katolickiego na życie społecznie narodu. W zamyśle mieszkańcy zaboru pruskiego mieli przekonwertować się na religię protestancką. Kościół Katolicki został podporządkowany administracji państwowej i odcięty od Stolicy Apostolskiej. Od maja 1873 na podstawie tzw. „ustaw majowych” o obsadzie stanowisk kościelnych decydował rząd niemiecki. Uzyskanie pozwolenia na obsadzenie danej parafii uzależniono od ukończenia niemieckiego gimnazjum, następnie trzyletniego kursu teologicznego na uniwersytecie państwowym oraz zdania odpowiedniego egzaminu. Protesty duchowieństwa były łamane narzędziami ekonomicznymi - przez zawieszenie świadczenia państwa na rzecz Kościoła oraz przez wprowadzanie świeckiego dozoru nad majątkiem parafii, uzupełnionego narzędziami politycznymi – zakładającymi możliwość uwięzienia niepokornego duchownego, bądź jego wydalenie z danej miejscowości, okręgu, prowincji.

W 1874 r. wprowadzono obowiązek rejestracji związków małżeńskich przed urzędnikiem stanu cywilnego, oczywiście przed ślubem kościelnym oraz cywilne rejestry urodzeń i zgonów.

Następnym krokiem zmierzającym do wynarodowienia mieszkańców prowincji poznańskiej było wyeliminowanie języka polskiego z przestrzeni publicznej przez przyjęcie ustawy o języku urzędowym. Języka polskiego nie wolno było używać ani w sądzie, ani w administracji, ba nawet na poczcie, gdzie nie przyjmowano listów zaadresowanych po polsku. Podobnie było w urzędach stanu cywilnego. Tu pruscy urzędnicy chętnie zniemczali polskie imiona zgłaszanych po urodzeniu dzieci. Nauczycieli Polaków przenoszono w głąb Rzeszy, a do administracji państwowej i samorządowej po prostu ich nie przyjmowano. Rok 1885 zasłynął spec ustawą o banicji z prowincji poznańskiej wszystkich Polaków nie posiadających obywatelstwa niemieckiego, co zostało nazwane rugami pruskimi. Rok później weszła w życie ustawa kolonizacyjna. Komisja Kolonizacyjna z gigantycznym początkowym budżetem 100 milionów marek, powiększanym każdego roku, miała za zadanie wykupywać gospodarstwa ziemiańskie i włościańskie, parcelować je i tworzyć niemieckie osady od Odry do granicy rosyjskiej.

Wojna o rząd dusz oraz każdą piędź ziemi, choć toczona od pierwszego dnia zaborów, weszła teraz w decydującą fazę. Symbolicznie naprzeciw siebie stanęło w tym momencie dziejów dwóch gigantów wizji, intelektu i czynu. Każdy z nich rozumiał, iż najbliższe 20 lat zadecyduje, czy podczas przyszłej wojny Wielkopolska stanie przy Berlinie, czy przy Warszawie. Obaj panowie wyróżniali się potężnymi posturami a z charakteru apodyktycznością i determinacją w działaniu. Jeden był junkrem pruskim a drugi chłopem z chłopów. Pierwszy był kanclerzem mocarstwa, drugi skromnym wikarym najpierw w Śremie, potem proboszczem w Mogilnie. Otto von Bismarck dysponował całym aparatem państwowym: wojskiem, policją, tajnymi służbami, urzędnikami, budżetem. Orężem Piotra Wawrzyniaka był trzymany w ręku różaniec, z którym z pokorą w codziennej wieczornej modlitwie dziękował za otrzymane charyzmaty oraz wypraszał łaski potrzebne do działalności na niwie kościelnej, społecznej i gospodarczej.

Piotr Wawrzyniak przyjął święcenia kapłańskie w roku 1872 i od razu objął wikariat w parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Śremie. Miasto było siedzibą landrata (starosta powiatowy), komisarza obwodowego, sądu okręgowego i urzędu stanu cywilnego. Liczyło ponad 5 tysięcy mieszkańców i akurat przeżywało kryzys. Władze pruskie dokonały w roku 1871 kasaty zakonu Jezuitów, którzy przebywali tu przez 20 lat. Kazania Jezuitów oraz częste odpusty sprowadzały do Śremu tysiące wiernych z bliższych i dalszych okolic, handel kwitł i wszyscy mieli nadzieję na powrót starych, dobrych czasów. Wraz z odejściem Jezuitów upadł drobny handel oraz rzemiosło. Przywilej organizowania czterech jarmarków w roku, to było za mało, by ten rok przeżyć przy braku gotówki. Garnizon niemiecki , urzędnicy landratury, kolejarze tradycyjnie woleli zaopatrywać się u swoich. I tu submisje, czyli przetargi dla urzędów i wojska były dostępne przede wszystkim dla firm niemieckich. Założone w 1850 roku Towarzystwo Oszczędności i Pożyczek Wekslowych wraz z Kasą Oszczędności i Pożyczek było w dołku organizacyjnym i miało zbyt mikre fundusze, by dać impuls do rozwoju miejscowemu mieszczaństwu, nie mówiąc już o okolicznych gospodarstwach włościańskich. Nie dziwota więc, że Śrem – jak pisał „Wiarus” w 1873 roku – tonął w lichwie żydowskiej. Na porządku dziennym było fałszowanie kontraktów, weksli, krzywoprzysięstwa, rozpijanie ludu. Lichwiarze przejęli znaczną część domów w samym mieście, wydziedziczyli okolicznych gospodarzy z kilkunastu tysięcy morg. Co bardziej ambitni obywatele mieli różne pomysły jak zaradzić tej sytuacji, ale brakowało im konsekwencji i uporu w ich realizacji, poza tym zbyt dużo czasu poświęcali na spory personalne a za mało na działanie.

Młody ksiądz-misjonarz miał 23 lata, gorącą głowę, temperament społecznika oraz znakomitego mentora w osobie księdza Augustyna Szamarzewskiego, który mawiał, że „praca moja w Spółkach więcej umoralnia, niż wszystkie moje kazania”. Dzieliło ich 17 lat różnicy wieku, a łączyła wspólna myśl, by każdy mieszkaniec Wielkopolski niezależnie od swojego statusu społecznego i materialnego był świadomym ogniwem funkcjonującym w sieci różnorodnych projektów ekonomicznych, naukowych, społecznych. A przede wszystkim, by każdy był dobrym, co rok bogatszym gospodarzem, do czego miała prowadzić droga bardziej przez współdziałanie z innymi a mniej przez konkurowanie między sobą.

Za sprawą księdza Szamarzewskiego Piotr Wawrzyniak stanął w roku 1873 na czele Towarzystwa Przemysłowego św. Wojciecha w Śremie i z właściwym sobie talentem tchnął w tę chylącą się ku upadkowi organizację nowego ducha. Przede wszystkim wprowadził zasadę regularnych spotkań oraz zaczął skłaniać jego członków do nauki współdziałania, co nie było takie proste, gdyż reprezentowali oni cały przekrój społeczny ziemi śremskiej – ziemian, rzemieślników, urzędników, czeladź. W pierwszym roku jego prezesowania na cotygodniowych posiedzeniach rozprawiano zarówno o zagadnieniach historycznych (Słowianie, Kościuszko, Wieliczka), naukowych (Kopernik, barometr, kulistość ziemi), ekonomicznych (banki, spółki zarobkowe, zabezpieczenie na życie, rachunkowość), praktycznych (organizacja w Śremie wystawy rzemieślniczej). Pogadanki przygotowywał głównie prezes, ucząc jednocześnie członków towarzystwa punktualności, odpowiedzialności , współpracy, rzetelności, systematyczności. Jako urodzony pedagog zwracał uwagę na czystość w posługiwaniu się językiem polskim, jako dyplomata łagodził spory, korygował nadmierne ambicje, gasił „słomiany” zapał. Z Towarzystwa wyrosło wiele inicjatyw. Uchwalono popieranie Towarzystwa Oświaty Ludowej i Pomocy Naukowych poprzez każdorazowe zbieranie składek po posiedzeniach. Założono kółko śpiewacze oraz czytelnię ludową. Rosły zbiory biblioteczne, gdyż Piotr Wawrzyniak był wielkim zwolennikiem samokształcenia. Nieodzownym elementem funkcjonowania ówczesnych stowarzyszeń były przedstawienia teatralne, majówki, zabawy i wycieczki, na które zapraszano wszystkich mieszkańców.

W roku 1877 w imieniu Towarzystwa Piotr Wawrzyniak zorganizował szkołę wieczorową dla czeladników. Oczywiście zajęcia prowadził osobiście sam ksiądz. Uczył w niej rachunkowości kupieckiej, geografii gospodarczej , korespondencji polskiej i niemieckiej. Szkoła ta miała przeciwdziałać germanizacji przyszłych rzemieślników.

Równoległe ksiądz Szamarzewski oraz ksiądz Florian Stablewski (późniejszy prymas Polski) wciągnęli młodego misjonarza do pracy w miejscowej Kasie Oszczędności i Pożyczek.

Piotr Wawrzyniak rozpoczął swoją przygodę z bankowością od stanowiska kasjera. Nie poprzestał na mechanicznym wpisywaniu wpłat i wypłat do odpowiednich rubryk, ale z właściwą sobie przenikliwością, w czym dopomagał mu wybitny talent matematyczny, wgryzał się w wiedzę dotyczącą wszystkich aspektów funkcjonowania kas pożyczkowych, czerpiąc zarówno ze swojego doświadczenia jak i z metody twórcy kas niemieckich Hermann’a Schulze-Delitzsch’a, opisanej w opracowaniu pt. „Stowarzyszenia zaliczkowe i kredytowe jako banki ludowe”. Autor ten wyszedł z założenia, iż dobrobyt klasy średniej może być budowany z miedziaków, bowiem nie wszystkie drobne firmy potrzebują w tym samym czasie kredytu na zaliczkowanie towarów, czy surowców, za to czasowo mogą dysponować niewielkimi rezerwami kapitałowymi. Jeśli te drobne środki zostaną zebrane w jednym miejscu, mogą stać się podstawą dla taniego i szybkiego kredytu, poręczanego solidarnie przez wszystkich udziałowców kasy.

W kasie takiej każdy mógł zdeponować swoje pieniądze, jednakże kredyt był dostępny jedynie dla jego członków i wyłącznie na obrót a nie na konsumpcję. Jako członków przyjmowano przy tym tylko takich kandydatów, którzy mieli nieposzlakowaną opinię. Banki takie miały ideę jasną i zrozumiałą dla każdego. Charakteryzowały się niskimi kosztami własnymi a nastawione były nie na zysk, lecz na możliwość skorzystania w każdej chwili z kredytu.

Jeszcze w tym samym roku śremska Kasa Pożyczkowa została zreorganizowana według pomysłu księdza Wawrzyniaka i powstał Bank Ludowy a on z kasjera awansował na wiceprezesa Rady Nadzorczej Banku, a od 1876 roku dyrektora zarządu, by przewodząc tej placówce przez kolejne 24 lata doprowadzić ją do rozkwitu. Od 1877 do 1879 r. oszczędności i depozyty Banku podwoiły się, a do 1897 roku wzrosły dziesięciokrotnie i wynosiły 4 miliony marek. Bank Ludowy konkurował z kasą powiatową i kasą pożyczkową niemiecką. Na tyle wyrobił sobie pierwszorzędną renomę, że i Niemcy składali tu swoje oszczędności.

Dzięki kredytom udzielanym przez Bank Spółdzielczy w Śremie powstała fabryka maszyn rolniczych i cygar, wytwórnia pieców kaflowych, tartak, kuźnia parowa, mleczarnia, rzeźnia, wytwórnia octu, tektury i asfaltu oraz liczne sklepy. Rozwijał się transport. W 1885 r. uruchomiono linię kolejową Śrem – Czempiń, gdzie można było się przesiąść do pociągu jadącego w kierunku Poznania lub Wrocławia. Po częściowo uregulowanej Warcie pływały z towarem szkuty, w 1912 roku pojawiło się nabrzeże załadunkowe, a od 1913 roku pomiędzy Śremem a Poznaniem kursował omnibus motorowy. Drogi bite łączyły Śrem z Kórnikiem, Dolskim, Czempiniem, Borkiem , Zaniemyślem i Książem.

Miasto wraz z mieszkańcami zainwestowało we własną gazownię, wodociągi i straż pożarną oraz pocztę ze stacją telegrafu. W 1885 roku 6300 mieszkańców obsługiwała jedna apteka, 4 lekarzy, weterynarz, 3 adwokatów.

Obywatele organizowali się a miasto stawało się coraz piękniejsze.

Od 1874 roku działała w mieście komisja, która doglądała porządku na ulicach i dziedzińcach oraz czuwała nad czystością wody w studniach. Podjęto te środki bezpieczeństwa ze względu na pojawiające się co i raz ogniska cholery.

W 1887 roku powstało Towarzystwo Ku Upiększaniu Miasta, gdzie nie mogło zabraknąć również księdza Wawrzyniaka i jego zdroworozsądkowych rad. Przez jakiś czas był nawet prezesem tej organizacji. Powstała promenada spacerowa na lewym brzegu Warty. Z myślą o miejskim parku Towarzystwo zakupiło dwumorgowy plac, po lewej stronie szosy od Poznania. Pierwszym krokiem zmierzającym do tego celu była budowa ogródka zabaw dla dzieci.

Ruch oddolnych inicjatyw rozpoczęty przez księdza Wawrzyniaka nie wygasł po jego wyprowadzce z miasta w 1898 roku. Przed samym wybuchem I wojny światowej Śrem liczył 7 tysięcy mieszkańców, z tego Polacy stanowili ponad 70% z tendencją wzrostową, ludność żydowska systematycznie się kurczyła stanowiąc poniżej 5% ogółu mieszkańców. Miasta nie udało się zgermanizować a lichwa przeszła do historii, w czym niebagatelną rolę odegrały obok kas pożyczkowych kółka rolnicze.

W kwietniu 1875 r. ksiądz Piotr Wawrzyniak był jednym z inicjatorów reaktywowania Kółka Rolniczego w Śremie. W 1878 r. stanął na jego czele i kierował nim przez ponad 20 lat współpracując ściśle z „królem chłopów” i twórcą ruchu - Maksymilianem Jackowskim.

Była to można powiedzieć orka na ugorze. Jeszcze w latach siedemdziesiątych XIX wieku stan włościański znajdował się w kiepskim położeniu. O przyszłości nikt nie myślał, co najwyżej o wiośnie i o żydowskim faktorze z pobliskiego miasteczka, który przywoził ziarno na siew oraz pieniądze na sprzęt i który nie omieszkał już z początkiem żniw zgłosić się po swój dług. W tej sytuacji dość pospolitym widokiem były chałupy i stodoły z połową dachu, z oknami i drzwiami w najnędzniejszym stanie, bez ogrodzeń, bez zapasu drewna do ogrzewania, z kiepskimi pługami, radłami i bronami oraz ogólnym rozgardiaszem na podwórzach. Płodozmian, trzymanie bydła w oborze, zakładanie łąk, pastwisk, sadów, ogrodów, melioracje, usuwanie kamieni z pól to były tematy jak z baśni o cudownej krainie, w której słońce nigdy nie zachodzi i wszyscy są bogaci i szczęśliwi. Codziennością były subhasty (licytacje), przejmowanie przez wierzycieli hipotek, nędza, topienie problemów w karczmie, wyjazd za chlebem do rozwijających się ośrodków przemysłowych Rzeszy, albo za ocean. Włościanin ze względu na brak wiedzy, łatwowierność, niezaradność był łatwym łupem dla wszelkiej maści lichwiarzy, którzy oszukiwali go na każdym kroku a on nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, nie mówiąc już o podjęciu jakiejkolwiek obrony.

Kółka były narzędziem pracy oświatowej teoretycznej i praktycznej. Chłopi poza zasadami racjonalnej uprawy, wykorzystania nawozów, uczyli się organizacji gospodarstwa, dbałości o sprzęt, rachunkowości i budżetowania, elementów prawa gospodarczego i administracyjnego, a także tego jak wychowywać synów, a jak córki. Zaczęli ubezpieczać swój dobytek od ognia i gradu, zakładali spółki drenarskie, rozwijali działy pomocnicze, głównie sadownictwo, warzywnictwo, pszczelarstwo. Oszczędzali, oczywiście w miejscowych kasach pożyczkowych (bankach ludowych), by dokupić ziemię również od tych kolonistów niemieckich, którzy niegdyś stawiani im byli za wzór gospodarności i ochędóstwa.

Kiedy Jackowski składał funkcję patrona kółek w roku 1900 w Wielkopolsce funkcjonowało ich aż 200. Kółka były w posiadaniu 72 spółek drenarskich a wydrenowano za ich pomocą 124 tysiące morgów ziemi chłopskiej.

Włościanie stanowili też najliczniejszą grupę członków spółek pożyczkowych (banków ludowych).     I choć wielu z nich zaczynało swoją przygodę z bankowością od nauki pisania i czytania, to po kilkunastu latach nikogo nie dziwił ich wybór na członków rad nadzorczych.

Kolejnym pomysłem księdza Wawrzyniaka były spółki do zaopatrzenia gospodarstw rolnych i zbytu jego produktów, zakładane pod firmą „Rolnik”. Ich celem było wyeliminowanie lichwy z kanałów dystrybucji. Spółki te miały opierać się o miejscowe Banki Ludowe, skąd miał pochodzić pierwszy kredyt na kapitał obrotowy, dopóki majątek własny spółki przez wzrost udziałów i funduszy rezerwowych nie wytworzy własnego. Ułatwieniem kontroli prowadzenia interesów spółki miała być ta okoliczność, iż z reguły ci sami obywatele zasiadali w radach nadzorczych tak Banku Ludowego jak i „Rolnika”.

Ksiądz Patron dla „Rolników” stworzył w Patronacie osobny sekretariat administrowany przez doświadczonych handlowców, którzy w imieniu spółek wyszukiwali towar najlepszego gatunku, prowadzili negocjacje cenowe, zamawiali go i rozprowadzali wśród spółek.

Pierwszy „Rolnik” powstał w roku 1891 w Mogilnie założony staraniem księdza Wawrzyniaka, który chciał sprawdzić w realnych warunkach funkcjonowanie tego przedsięwzięcia. Znakomite rezultaty osiągnięte przez mogileńską spółkę dały impuls do rozwoju tej formy spółdzielczości w innych miejscach. W roku 1909 funkcjonowały już 43 spółki tego typu.

Aż do powstania pierwszej spółki parcelacyjnej w 1888 roku handel ziemią i jej parcelacja znajdowały się wyłącznie w rękach żydowskich, ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami. Ksiądz Wawrzyniak dążył do tego, by spółki parcelacyjne zostały zorganizowane w każdym powiecie. Spółki te zakładali głównie ziemianie a zajmowały się one wykupem większych folwarków, czynnościami parcelacyjnymi oraz sprzedażą. Wielu nabywców rekrutowało się z grona robotników, którzy „na saksach” oszczędzali każdy grosz w „swojej” kasie, by po odłożeniu odpowiedniego kapitału zainwestować we własne gospodarstwo rolne. Filie polskich spółek oszczędnościowo-pożyczkowych działały w Berlinie, Lipsku, Bochum, Dortmundzie. W latach 1896 -1904 Polacy nabyli 198 730 morgów ziemi, na której powstało 8378 osad, przeciętnie każda po 23 morgi. Od Niemców banki parcelacyjne kupiły w tym czasie 255 850 morgów ziemi. I choć Komisja Kolonizacyjna też nie próżnowała, to jednak Polacy zyskali na tych transakcjach 100 tysięcy morgów. W odpowiedzi rząd pruski powołał do życia w 1904 roku Deutsche Mittelstandkasse (Niemiecka Kasa Stanu Średniego), bank zorganizowany w formę spółki akcyjnej, z funduszem założycielskim w wysokości 1,5 miliona marek, który sfinansował budżet państwa, Provinzial-Genossenschatftkasse, Posensche Landes-Genossenschaftsbank oraz berliński Landsbank. Zadaniem tej instytucji była organizacja osadnictwa chłopskiego oraz powiększanie niemieckiego stanu posiadania w prowincji poznańskiej poprzez pośrednictwo w kupnie gruntów, gospodarstw rolnych i przedsiębiorstw. Był to najbardziej agresywny i antypolski bank.

W roku 1872 ksiądz Augustyn Szamarzewski powołał Związek Spółek Zarobkowych i Gospodarczych jako centralę działających w Wielkopolsce instytucji spółdzielczych. Ksiądz Wawrzyniak w roku 1887 został powołany na funkcję wicepatrona Związku a po 4 latach został patronem, pełniąc ten urząd aż do swojej śmierci.

Patronat był zarządem Związku. Składał się z 7 osób. Jego zadaniem było reprezentowanie interesów spółek wobec władz krajowych i sądów. Natomiast w stosunku do zrzeszonych spółek prowadził działalność rewizyjną, oświatową, wychowawczą, doradczą i informacyjną. Ponadto Patronat zakładał nowe spółki i wprowadzał je do Związku. Bezwzględne przestrzeganie prawa oraz ustalonych zasad miało stać się najlepszą rękojmią dla depozytariusza nawet najmniejszego wkładu, gwarantującą mu i poczucie bezpieczeństwa i współuczestnictwa w procesie odrodzenia narodowego. Gazety, które trafiały nieomalże do każdego domu, co i raz z triumfem donosiły o kolejnym przejęciu interesu, gospodarstwa, kamienicy od Niemca, w części sfinansowanego kredytem spółkowym.

Ksiądz Piotr Wawrzyniak we wszystkich swoich poczynaniach zawsze zaczynał od dokładnego przestudiowania obowiązujących przepisów prawa, które tak doskonale poznał, iż urzędnicy niemieccy nie byli w stanie podważyć żadnego z jego działań, choć bardzo tego chcieli i nie raz się starali. Ministerstwo pruskie kilkakrotnie polecało pruskim władzom poznańskim i pomorskim, aby dostarczyły materiału, który dałby pretekst do rozwiązania polskiej organizacji spółdzielczej. Był tego świadomy i dlatego każde jego przedsięwzięcie czy biznesowe, czy propagandowe miało umocowanie w odpowiednich paragrafach prawa niemieckiego. Zatem pierwszym zadaniem, które sobie wyznaczył po objęciu funkcji Patrona było dostosowanie zasad funkcjonowania wszystkich spółek związkowych do sejmowej ustawy z maja 1889 roku. W tym celu zainicjował wydawnictwo pod tytułem „Poradnik dla Spółek”, w którym omawiał problematykę podatkową, księgową, proceduralną, organizacyjną, a nawet zabezpieczenia emerytalnego urzędników kas. Dla członków Rad Nadzorczych oraz Zarządów organizował kursy zawodowe. Co rok najważniejszym wydarzeniem były Sejmiki (walne zebrania związku), gdzie omawiano wszystkie wydarzenia poprzedniego roku i planowano zadania na rok następny.

Zgodnie ze statutem Związku oraz obowiązującym prawem każda spółka raz na dwa lata podlegała kontroli. Poza rewizją zwykłą, były też rewizje nadzwyczajne, czyli niespodziewane. W ciągu każdego roku ksiądz Wawrzyniak potrafił wykonać ich prawie 40. A nie była to prosta praca, o czym niech świadczy spis problemów, z którymi musiał zapoznać się rewizor wg Ustawy Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych na Poznańskie i Prusy Zachodnie z 1894 roku .

„§ 37. Rewizya rozciąga się na wszelkie urządzenia Spółki, na sposób prowadzenia interesów we wszystkich gałęziach administracyi, dalej na księgi i skrypta Spółki, jako też na zasoby w gotówce, w efektach, papierach handlowych i towarach.

Rewizor winien badać:

1. czy i w jakiej mierze prowadzenie książek odpowiada przepisom prawa handlowego?

2. czy weksle i obIigacye należycie wystawione i ostępIowane?

3. czy i o ile ustawia się rocznie inwentura?

4. czy obrachunki roczne, bilanse i propozycye co do podziału zysku i strat stwierdza Rada Nadzorcza?

5. czy czynność zarządu nie odnoszą się do innych celów niezgodnych z paragrafem 1 prawa o Spółkach?

6. czy o każdej zmianie w składzie zarządu uwiadomiono sąd?

7. czy prowadzi się spis członków, zgodny ze sądową listą członków?

8. czy zysku i udziałoczynów nie wypłacono wbrew §§ 19 i 22 prawa o Spółkach?

9. czy udziałoczynu nie brano w zastaw przy zawieraniu interesów, i czy nie zwalniano z obowiązkowych wpłat na udział?

10. czy zarząd nie przekracza przepisów, ustanowionych ustawami Spółki i uchwałami walnego zebrania lub Rady Nadzorczej?

11. czy przy Spółkach pożyczkowych i kredytowych nie zawiera się interesów z nieczłonkami ?

12. czy bez zezwolenia Rady Nadzorczej nie udziela się kredytu członkom zarządu, lub czy członkowie zarządu są poręczycielami?

14. czy wybiera się Radę Nadzorczą i czy istnieje takowa w liczbie potrzebnej do powzięcia uchwał?

14. czy członkowie Rady Nadzorczej, którzy zastępowali zarząd, nie wypełniali lub nie wypełniają przed uzyskaniem pokwitowania czynności swoich jako członkowie Rady Nadzorczej?

15. czy, jak często i w jakiej mierze Rada Nadzorcza kontrolowała zarząd w prowadzeniu interesów, i czy, jak często i w jakiej mierze Rada Nadzorcza dokonywała rewizyi?

16. czy ogłaszano bilans, liczbę wstępujących, występujących i przy końcu roku do Spółki należących członków, i czy ogłoszenia te podano do rejestru sądowego?

17. czy i o ile Rada Nadzorcza i zarząd wypełniają swoje obowiązki?

18. czy uchwały walnego zebrania zapisuje się w książkę protokuIarną?

19. czy nie zaszedł lub nie zachodzi wypadek, że majątek Spółki włącznie z funduszem rezerwowym i udziałoczynami nie starczy na pokrycie długów, i czy w takim razie zwołał zarząd walne zebranie w celu powzięcia uchwały o rozwiązaniu Spółki?

20. czy Spółka była lub jest niewypłacalną, i czy w takim razie zarząd stawił wniosek o otwarcie konkursu?” [1]

Efektem takiej kontroli było wskazanie uchybień w statucie, w zasadach księgowości, bądź w zestawieniu bilansowym, a przy zagrożeniu funkcjonowania spółki Patron albo doprowadzał do wymiany zarządu, albo pomagał przeprowadzić sanację spółki a w najgorszym wypadku przeprowadzał procedurę likwidacyjną, starając się za każdym razem, by udziałowcy jak najmniej stracili. Co roku były to jeden lub dwa przypadki bardzo dokładnie omawiane potem na Sejmiku.

Ks. Wawrzyniak w pierwszych latach swego patronatu zlustrował wszystkie spółdzielnie. Zabiegał o tworzenie nowych spółdzielni , ukrócił jednak wszelką nieskoordynowaną i lekkomyślną inicjatywę i wymógł, by inicjatorzy zwracali się do niego zawsze po aprobatę. Zanim powstała nowa instytucja badał skrupulatnie potrzebę jej stworzenia, możliwości rozwoju i warunki pracy. Nadto dbał o odpowiedni skład władz , samodzielnych w zakresie kierownictwa i samowystarczalnych w zakresie kapitałów, zdolnych do przekonania miejscowej ludności o korzyściach płynących z oszczędzania w kasie. Zapobiegł temu, by spory między zwalczającymi się wówczas w Niemczech kierunkami Schultzego z Delitzsch i Raiffeisena przeniknęły na grunt polski . Wprowadził w życie oryginalny typ wszechstanowej spółki kredytowej, w której doprowadził do tego, że wszystkie warstwy i grupy społeczne musiały nauczyć się współpracować ze sobą.

Banki ludowe odegrały pośrednio bardzo istotną rolę w sferze politycznej. Polski rzemieślnik , czy kupiec korzystający z kredytu w niemieckiej kasie oszczędności zobligowany był – pod groźbą wypowiedzenia kredytu – do głosowania w wyborach na kandydata niemieckiego. Po przeniesieniu się do polskiego banku głosował na Polaka. Niezależność ekonomiczna wpływała na decyzje polityczne, o czym boleśnie przekonali się rodzice dzieci biorących udział w strajku szkolnym o utrzymanie nauczania religii w języku polskim. Banki niemieckie w trybie natychmiastowym wypowiadały im kredyty.

Banki ludowe stały się też narzędziem do ukształtowania specyficznych i bardzo mocnych więzi społecznych. Na mocy prawa zwyczajowego gospodarstwo rolne po rodzicach obejmował najstarszy syn, który spłacał młodsze rodzeństwo gotówką z kredytu zaciągniętego w Banku Ludowym. Młodsi synowie byli wysyłani do miasta na naukę rzemiosła lub kupiectwa, gdzie korzystając z wiana zakładali potem swoje interesy, rozwijane znów przy pomocy kredytu z Banku Ludowego. Tym sposobem hasło „swój do swego po swoje” oznaczało de facto funkcjonowanie w kręgu rodziny, klanu, krewnych, sąsiadów, przyjaciół. W 1888 roku w Poznaniu na Starym Rynku były 4 firmy polskie – reszta żydowskie i niemieckie. W 1913 roku w tym samym miejscu stosunek się odwrócił. Zostały 4 sklepy żydowskie.

Przy objęciu swojego urzędu w roku 1891 przyjął ksiądz Patron Wawrzyniak 71 spółek z ponad 26 tysiącami członków. Udziały wynosiły 2,6 mln marek, fundusze rezerwowe 1,1 mln marek, depozyty 12,5 mln marek, zaś weksle 15,3 tys. marek. W 1909 roku, czyli na rok przed śmiercią księdza, spółek było 248, 116 849 członków, z udziałami 21,9 mln marek, fundusze rezerwowe wynosiły 10,8 mln marek, depozyty – 177,3 mln marek, weksle – 177,4 mln marek.

Choć ruch spółdzielczy rozwijał się prężnie, władze Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych - z księdzem patronem Augustynem Szamarzewskim - zdawały sobie sprawę z kruchości ich bytu związanego z brakiem kapitału. Nie chcąc, by w końcu te drobne spółki znalazły oparcie w niemieckich instytucjach kredytowych, same przystąpiły do organizacji własnego polskiego banku. Na przełomie 1885/1886 został zarejestrowany Bank Związku Spółek Zarobkowych. Była to spółka akcyjna, której zadanie streszczono jako "prowadzenie interesów bankierskich, a mianowicie regulowanie przypływu i odpływu kapitałów Spółek zarobkowych i gospodarczych przez przyjmowanie i wypożyczanie pieniędzy, i to nie tylko wobec Spółek pożyczkowych, ale także i osób prywatnych." [2] . Miał to być z założenia pośrednik pomiędzy tymi spółkami, które czasowo miały zbyt dużo kapitału i nie wiedziały, co z nim począć a tymi, które rozpaczliwie go poszukiwały na potrzeby swoich członków. Jednocześnie miał pełnić wobec spółek zrzeszonych w Związku funkcje kontrolne oraz przyciągać do Związku spółki do tej pory nie zrzeszone, poprzez zróżnicowanie odsetek od depozytów oraz kredytów. Bank zaczynał z kapitałem 40 tysięcy marek, rozłożonych na 200 imiennych akcji po 200 marek. Wśród 21 członków założycieli był również ksiądz Piotr Wawrzyniak i został jednym z sześciu członków rady nadzorczej banku. Koszt założenia banku (opłaty notarialne, wpisy sądowe, ogłoszenia) wyniósł 2000 marek. W 1891 roku po śmierci księdza Augustyna Szamarzewskiego urząd Kuratora Banku objął Ksiądz Piotr. Bank pomimo różnorodnych problemów związanych a to z trudnościami z rozprowadzeniem akcji na podwyższony kapitał zakładowy, a to z wycofywaniem wkładów przez spółki w związku z nieurodzajem, stratami na papierach publicznych Rzeszy z roku na rok osiągał coraz lepsze wyniki. Nie zachwiał jego funkcjonowaniem nawet zmasowany atak prasy polskiej („Orędownika”), który prawdopodobnie został zainspirowany sprytnie przez stronę niemiecką. Wydarzenie to miało miejsce w roku 1899 i spowodowało paniczne wycofywanie wkładów oraz zahamowanie wpływu nowych depozytów. Bank z tego starcia wyszedł zwycięsko, z niewielkimi tylko stratami związanymi z koniecznością upłynnienia papierów publicznych i jak zwykle wypłacił 6% dywidendy. Jednocześnie, aby odbudować zaufanie wśród spółek władze banku zaproponowały, by rewizji jego poczynań dokonał również Patronat Związku Spółek Zarobkowych. Po zażegnaniu kryzysu w szesnastym roku działalności Bank ogłosił III emisję akcji i podwyższenie kapitału zakładowego do miliona marek. W emisji tej wzięły udział 83 spółki oraz 65 osób prywatnych. Ciekawostką może być fakt, iż w tym gronie największą grupę stanowili duchowni . W 1909 roku kapitał zakładowy osiągnął kwotę 6 milionów marek. Zastanawiano się, czy nie wprowadzić akcji na giełę, ale z pomysłu tego zrezygnowano w obawie o ewentualne wrogie przejęcie przez jakiś bank Rzeszy. Przyjęto zasadę, że ¾ akcji musi należeć do Spółek, bo jest to bank stworzony dla inspirowania ich rozwoju.

W roku 1903 Rada Nadzorcza Banku na wniosek Zarządu postanowiła wyznaczyć 100 tysięcy marek do dyspozycji księdza patrona dla popierania dogodnym kredytem nowych spółek, które co prawda nie dysponowały jeszcze odowiednim majątkiem, ale dobrze rokowały i miały potencjał wzrostowy.

W latach 1890 -1913 depozyty wzrosły 18 krotnie a udzielone pożyczki 12 krotnie. W roku 1913 jego sumy bilansowe wyniosły 349 mln marek. Ksiądz Wawrzyniak zbudował prawdziwe imperium finansowe.

Piotr Wawrzyniak był przed wszystkim księdzem. Cały czas pełnił posługę duszpasterską. Jednakże władze pruskie tak były mu niechętne, iż dopiero po 26 latach jego pracy w charakterze wikariusza, zezwoliły by objął funkcję proboszcza w Mogilnie przy parafii św. Jakuba, co zresztą zostało wyjednane sprytnym fortelem u Naczelnika Rejencji przez arcybiskupa Stablewskiego oraz szmbelana Cegielskiego. Ksiądz Wawrzyniak przyjechał do Mogilna w 1898 roku i od razu rzucił się w wir pracy, gdyż okazało się, że kościół, plebania oraz cmentarz są w ruinie. Z właściwym sobie rozmachem nowy proboszcz zaczął od pokerowej zagrywki. Ubezpieczył się na życie i polisę dał jako zabezpieczenie kredytu prywatnego, którzy przeznaczył na potrzebne remonty. Ruchem tym zjednał sobie parafian. Robota ruszyła wartko, miejscowi rzemieślnicy mieli zajęciei wynagrodzenie. Wkrótce mogli podziwiać odnowione budynki oraz przebudowany na park cmentarz. Chętnie też sięgnęli do kieszeni, by powoli spłacać dług. Niejako przy okazji ksiądz wygospodarował salę na spotkania licznych stowarzyszeń katolickich działających w tym mieście. Proboszcz przebudowując plebanię założył urządzenia wodociągowe z filtrami tak u siebie, jak i w zabudowaniach poklasztornych, tym samym zainspirował władze miasta do rychłego wybudowania wodociągów, oświetlenia gazowego, położenia chodników.

Ksiądz prowadził Towarzystwo Robotników Katolickich i Arcybractwo Matek. Dla odnowienia duchowego parafii zaprosił w r. 1901 głośnego w owym czasie misjonarza, kaznodzieję O. Bernarda hr. Łubieńskiego ze Śląska, co zakończyło się dochodzeniem policyjnym na zlecenie miejscowego landrata. Urzędnik ów odczuł jeszcze raz stanowczość proboszcza po rozparcelowaniu przez Komisję Kolonizacyjną wsi Padniew i osiedleniu tam Niemców-protestantów, którzy ze zdziwieniem stwierdzili, że w centralnym punkcie została figura Matki Boskiej jako niemy protest przeciwko bytności tu innowierców. Nowi mieszkańcy prosili, by przenieść figurę do Moglina, jednakże ksiądz się nie zgodził.

Swoje pracowite życie ksiądz Piotr Wawrzyniak zakończył 10 listopda 1910 w Poznaniu. Na kilka tygodni przed śmiercią zdążył jeszcze założyć w Mogilnie „Złotą Skarbonkę” – kasę oszczędnościową dla dzieci, by symbolicznie przekazać pałeczkę następnemu pokoleniu.

Dziewięć lat później pokolenie to wraz ze swoimi rodzicami i dziadkami sfinansowało armię polską powołaną przez generała Józefa Dowbor-Muśnickiego do obrony zdobyczy Powstania Wielkopolskiego.

Dwadzieścia dziewięc lat później wnuki Bismarcka znów stanęły całym swoim orężem na Wielkopolskiej ziemi z odrobioną lekcją z „syndromu Wawrzyniaka” . Tym razem władze niemieckie, by zniszczyć tkankę społeczną i ekonomiczną budowaną przez pokolenia zastosowały rozwiązania radykalne – unicestwienie fizyczne potencjalnych przywódców oraz masowe wywózki mieszkańców wsi i miasteczek poza granice „Kraju Warty”.

 

[1] Tomaszewski Władysław: Pół wieku polskich spółek zarobkowych i gospodarczych w W. Ks. Poznańskiem, Prusach Zachodnich i na Górnym Śląsku. Ich powstanie organizacja i rozwój od r. 1861 – 1910. Tom 1. Poznań 1912, s. 161-163.

[2] Tamże, T.2, s .17

Gazeta Toruńska, Nr 55 1889

Gazeta Toruńska nr 47 1911

ławeczka księdza Piotra Wawrzyniaka w Śremie

 



tagi: wielkopolska  historia gospodarcza  piotr wawrzyniak  spółki zarobkowe  banki ludowe  związek spółek zarobkowych 

ewa-rembikowska
18 marca 2019 23:49
44     2633    13 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Greenwatcher @ewa-rembikowska
19 marca 2019 09:33

Bardzo dziękuję, za to ważne, może najważniejsze,  przypomnienie i znakomity materiał. U mnie wywołuje on mnóstwo refleksji, ale dotyczących czasów współczesnych. Wprawdzie nikt nie zakazuje nam dziś mówić po Polsku, ale nauczać i myśleć mamy po europejsku. Tylko pozornie własność ziemi jest w rękach rolników i farmerów. Jedni i drudzy są w większości zadłużeni. Rolników „stowarzysza” wspólne palenie opon i pozorant, który kanalizuje i upuszcza ciśnienie. Majątki są w zastawie, a produkcja, jeśli jest, to zakontraktowana i cudza, tak jak dystrybucja produktów. Inwentarz zakolczykowany i policzony. Lichwa jest zalegalizowana przez państwo.  Akademie rolnicze stały się uniwersytetami przyrodniczymi np. Akademia Rolnicza im. Augusta Cieszkowskiego w Poznaniu. W wielu pozostałych dziedzinach życia i gospodarki jest podobnie. Jak bardzo są dziś potrzebni księża i jak niebezpieczni mogą być pokazuje każdy dzień, w którym ta ostatnia grupa niezębnego kapitału zaufania jest bezwzględnie niszczona.  

Czy ks. Wawrzyniak wyprowadziłaby rolników na ulicę? I pytanie o  poważniejszych konsekwencjach: czy ks. Wawrzyniak wdawałby się w problematykę dialogu międzykulturowego i międzyreligijnego?  Potrzebujemy księży Wawrzyniaków jak powietrza. Bez takich pasterzy zginiemy, nie tylko na tym świecie, ale i nie zasłużymy na Niebo.

Dodam jeszcze parę zdań z początków życiorysu ks. Wawrzyniaka, bo on ukazuje zniszczony system promocji ludzi zdolnych.  

Tenże chłopski syn uczył się w szkole podstawowej, zwanej ówcześnie elementarną. Następnie rodzice skierowali go do gimnazjum, a że Pietrek miał braki, no to kadra pedagogów nie ciągnęła go, kosztem nauczania innych, w „górę”, nie męczyła się z niedouczonym gimnazjalistą, ale wysłała go do … domu by się douczył. Państwo to sobie wyobrażają dzisiaj? Wysłać ucznia do domu bo ma braki? By go rodzice douczyli bo nie zasłużył na dalszą naukę? Wychowawcze prawda? Taka zasada  wprowadzona dzisiaj przywróciła by natychmiast szacunek uczniów i rodziców dla szkoły, nauczycieli i wykształcenia. Dzisiaj to nauczyciel jest zmuszony do nauczania, kiedyś zmuszony był do nauki uczeń – bieguny mądrości się przestawiły. Wrócę myślą do tych chłopskich rodziców, do ich świadomości i determinacji. Przecież mogli powiedzieć: Piotruś, pisać i czytać umiesz, liczyć umiesz to idź krowy pasać bo głowy do szkół ty nie masz. Jednak tak nie zrobili.

W pół roku Piotr nadrobił zaległości i wrócił do gimnazjum. W wieku lat piętnastu chciał się przyłączyć do powstania styczniowego. Na szczęście to mu się nie udało. W szkole wykazywał zdolności organizatorskie, a że był usposobiony patriotycznie został prezesem konspiracyjnej organizacji. To chyba pierwsza prezesura w życiu, reszty po prostu nie ogarniemy. Czy przez dziewięć lat gimnazjum nikt z nauczycieli nie dostrzegł zakazanej aktywności młodego Wawrzyniaka? To jest moim zdaniem niemożliwe, a potwierdza morale ówczesnej kadry pedagogów, lecz nie tylko to zwraca uwagę. O poziomie nauczania w Śremie zaświadcza sam Wawrzyniak, który bez trudności dostał się na studia filozoficzno-teologiczne w Poznaniu. Tym razem nikt nie relegował go z uczelni by się douczył w domu, a egzaminy zdawał na tyle skutecznie, że otrzymał od ks. abp Mieczysława Ledóchowskiego stypendium. Jeśli to słabo wybrzmiało to wzmocnię: chłopskie dziecko, z jakiejś Wyrzeki pod Śremem, trafia na studia, gdzie dostaje nagrodę stypendialną od arcybiskupa i jest wysłane za granicę by studiować teologię. Wszystko to dzieje się w drugiej połowie wieku XIX, pod pruskim zaborem. To jest nie tylko mechanizm awansu i promocji, ale system elitotwórczy. Nie wiem ilu dziś arcybiskupów ma swoje stypendia, poszukuje i wynajduje zdolnych studentów, a następnie kształci ich za biskupie fundusze za granicą, by służyli Bogu i ojczyźnie. 

Piotr Wawrzyniak nie skończył, na szczęście, studiów teologicznych w Monastyrze. Wrócił do seminarium w Gnieźnie i wkrótce otrzymał święcenia kapłańskie. Do „pracy” duchownej został skierowany do Śremu, blisko swojej rodzinnej wsi, do pasterza ks. Floriana Stablewskiego. Chyba lepiej trafić nie mógł. To przyszły prymas Polski, o czym już wyżej było, wciągnął młodego wikarego i patriotę do pracy społecznej. Takich mieliśmy prymasów. I takich Panie Boże potrzebujemy.

zaloguj się by móc komentować

syringa @ewa-rembikowska
19 marca 2019 09:40

1. Podobna role pelnil (i pelni) Bazar Poznanski -spolka akcyjna ziemian.

Bardzo mądrze skonstruowany statut.

Odzyskali po 89r swój gmach -wraz z hotelem i nie "skorzystali" z intratnych -na pozór  -zagranicznych ofert jego remontu .RObili wszystko sami inwestujac kazdy grosz, i teraz -po latach powoli wszystko jest gotowe. Akcji spolki nie mozna bylo odsprzedac "na zewnatrz" -jedynie wspolakcjonariuszom , dzieki temu zachowal swoj pierwotny charakter .

2. Miasta nie udało się zgermanizować a lichwa przeszła do historii, w czym niebagatelną rolę odegrały obok kas pożyczkowych kółka rolnicze.

Za to udalo sie skomunizowac ł-w jeszcze wiekszym stopniu -jeszcze bardziej kiedys patriotyczna -Wrzesnie. Ta ostatnia: ostoja czerwonych sztandarowe miasto glosowania na czerwonych a teraz na peło.

W Sremie w latach

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Greenwatcher 19 marca 2019 09:33
19 marca 2019 09:54

Dziękuję za obszerny i bardzo cenny komentarz uzupełniający. Tak właśnie było. Ja się czasem zastanawiam, czy dziś Piotr Wawrzyniak dałby radę zrobić dziś, to co zrobił wówczas. I wydaje mi się, że nie. Jednak przepisy państwa pruskiego było o wiele bardziej liberalne niż te dzisiejsze. Tym niemniej na mniejszą skalę na pewno mógłby działać. Szkoda oczywiście, że takich duszpasterzy ze świecą trzeba szukać, ale znów kłania się system kształcenia. No ciężko jest.

zaloguj się by móc komentować

syringa @syringa 19 marca 2019 09:40
19 marca 2019 09:56

Ucieklo mi...

W śremie w latach 90. do miejscowego Muzeum przyszedł "pan " (syn poputczika ) i zaczął "Działalność kulturalna."

AKurat odwiedzilam je wtedy i cóż zobaczyłam ? (nie pamietam tytulu wystawy) : na honorowym miejscu -widocznym od wejscia (tandetna zresztą) figura siedzącego Ottona III i KLĘCZĄCEGO przed nim BOleslawa Chrobrego. Na moją interwencję -nikt mi nie umial wyjasnic skąd to wzięli

Napisalam do Pana list -dostalam wyjasnienie ze wystawe przeniosł w całości -za niemieckie pieniądze -z jakiegos niemieckiego muzeum.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @syringa 19 marca 2019 09:56
19 marca 2019 10:20

Niemcy wkraczając do Polski pierwsze swoje działania skierowali przeciwko powstańcom wielkopolskim oraz działaczom społecznym wychowanym w duchu idei księdza Wawrzyniaka. Eksterminując elity wiedzieli co robią. Potem przyszła władza ludowa mając za sobą opokę w postaci NKWD... no i to w sumie wystarczyło, by rozerwać tkankę społeczną i by trzecie i czwarte pokolenie... stało się kompletnie bezradne wobec tego co się wokół dzieje.  Niemcy Wielkopolski nie odpuścili i nie odpuszczą, tyle  że teraz kolonizują ją ekonomicznie. Wystarczy policzyć, ile jest tu firm z kapitałem niemieckim. Resztę załatwia propaganda, realizowana też za pieniądze niemieckie. 

Kiedy trzeba było w Gnieźnie naprawić urządzenia w wieży ciśnień, okazało się, że w urzędzie miasta nie ma planów i schematów, ale te były u producenta tych mechanizmów. I tak to funkcjonuje. U nas nie ma planów, schematów, a oni pieczołowicie przechowują wszystko.

zaloguj się by móc komentować

Draniu @ewa-rembikowska 19 marca 2019 09:54
19 marca 2019 10:35

Problem wspolczesnych czasów dotyczy tego, ze my Polacy nie potrafimy się zrzeszac, organizowac się .. Jest to wynik brutalnej destrukcji moralnej oraz eksterminacji ..Jak tzw. tkanka intelektualna jest niszczona przez ponad siedemdziesiat lat , to aby sie na nowo odbudowała trzeba kolejnych wielu dekad .A my tymczasem borykamy sje z glebokim nizem demograficznym.. 

Nie moge sie zgodzić z Greenwatcher-em , bo stypendia katolickie są, 

Oczywiscie ks Wawrzyniak to wspanialy wzor do naśladowania..Natomiastt trzeba wziac pod uwagę ,ze ksiadz działał w czasach kapitalizmu przemyslowego, dzis mamy do czynienia z kapitalizmem finasowym ,konkurowanie z nim jest o wiele bardziej trudniejsze..

 

 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Draniu 19 marca 2019 10:35
19 marca 2019 10:41

Dlatego mówię, dzisiaj jest po prostu trudniej. Ludzie może i by się zrzeszali, ale nie mają czasu, bo za gardło trzymają ich kredyty i inne zobowiązania. Poza tym organizacja potrzebuje finansów, które nie bardzo wiadomo skąd wziąść. Organizacje z pierwszych stron gazet z kolei są finansowane przez mocodawców zagranicznych, albo - jak WOSP - siłą propagandy mediów. 

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @ewa-rembikowska 19 marca 2019 10:41
19 marca 2019 10:45

W dodatku Orkiestra daje złudzenie że mimo braku czasu przecież się pomaga 

.

 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Maryla-Sztajer 19 marca 2019 10:45
19 marca 2019 10:49

Właśnie propaganda medialna sprawia, że realne pomaganie zastępowane jest iluzją pomagania. I ludzie w tę iluzję wierzą, że jak dadzą 5 zł, to ratują służbę zdrowia. Potrzebnych jest nieco więcej niepiśmiennych baronów odpornych na propagandę.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Draniu 19 marca 2019 10:35
19 marca 2019 10:56

Nie pisłem, że stypendiów katolickich nie ma. Jeszcze raz powtórze:

Nie wiem ilu dziś arcybiskupów ma swoje stypendia, poszukuje i wynajduje zdolnych studentów, a następnie kształci ich za biskupie fundusze za granicą, by służyli Bogu i ojczyźnie.

Nie wiem, a to jest zupełnie coś innego. Stypendia kotolickie to nie jest stypendium arcybiskupie. W tym zdaniu jest aluzja o system promcji i wsparacia, o parasol ochronny. Odwołam się do toczącej się cały czas dyskusji na SN, a wywołanej przez Gabiela Maciejewskiego o " łucznikach", którzy łamią system. Takim łuczników trzeba wykształcić, wspierać i ochraniać. Takim łucznikiem arcybiskupa był ks. Wawrzyniak.    

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @ewa-rembikowska 19 marca 2019 10:41
19 marca 2019 10:56

neokolonizacja polega na kontroli dwóch instrumentów :
1/ dopływu strumienia pieniadza do gospodarki (kredyt), czyli ile, komu i na jakich warunkach;
2/ selekcji i dopływu informacji (media) do tzw. elektoratu;

Dlatego kapitał, niech będzie że  "niemiecki",  w pierwszej kolejności przejął ww. dziedziny w kraju, który został przeznaczony na  obszar do skolonizowania przez Niuemcy.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @stanislaw-orda 19 marca 2019 10:56
19 marca 2019 10:57

do pkt. 2

oraz, oczywiście, zwłaszcza  dezinformacji

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @stanislaw-orda 19 marca 2019 10:56
19 marca 2019 10:58

Tak jest, może jeszcze dodajmy do tego przejęcie kanałów dystrybucji żywności.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @ewa-rembikowska 19 marca 2019 10:49
19 marca 2019 10:58

Dlatego uparcie powtarzam że potrzebne jest nasze tu środowisko. Właśnie do kształtowania tej niepiśmiennosci.

Swoją drogą to określenie wymyślone przez Gabriela jest fantastycznym skrótem myślowym. Ogromnie je lubię  :)

.

 

zaloguj się by móc komentować

syringa @stanislaw-orda 19 marca 2019 10:56
19 marca 2019 11:08

I dlategto jednym z pierwszych ruchow "naszego premiera" T. Mazowieckiego byla sprzedaz 197 gazet regionalnych (wtedy prasa byla potega: nie bylo internetu) -NIemcom.

zaloguj się by móc komentować

syringa @ewa-rembikowska 19 marca 2019 10:20
19 marca 2019 11:23


"Niemcy wkraczając do Polski pierwsze swoje działania skierowali przeciwko powstańcom wielkopolskim oraz działaczom społecznym wychowanym w duchu idei księdza Wawrzyniaka. Eksterminując elity wiedzieli co robią."

I tego wlasnie nie rozumiem -znali ich przeciez dobrze! WIedzieli ze np. Bismarck tak nienawidzil I.J.Kraszewskiego (niestety -nikt dzis nie pamieta olbrzymiej roli tego giganta dla utrzymania polskości -zwlaszcza wsród warstw najniższych) ze gdy wieziono  trumnę JIK do kraju (zmarl w Dreznie) nie przepuscil jej przez terytorium Prus! Zmarłemu nie zapomniał!

Poznanczycy nie znali też perfidii Rosjan -czytałam kiedyś wspomnienia wojenne gdzie był opis obiadu we dworze na Kresach pamiętnego 17.9.39. Dwór pełen był uciekinierow z WIelkopolski i Polski Centralnej ale i znalazl sie tam uciekający przed nawałą ze Wschodu. W czasie posilku ktos rzucil -bolszewicy nadchodzą. Wszyscy skamienieli ale nie ten uciekinier ze Wschodu: wiedział, co zrobią i kim są-chwycil ze stolu połówkę indyka zawinal ja w serwete i wyskoczyl przez okno w krzaki. 

Tylko on uratowal sie przed wywozka -wiec pewnie i zycie ocalił.

zaloguj się by móc komentować

Draniu @Greenwatcher 19 marca 2019 10:56
19 marca 2019 12:32

Ale skad ta pewność ,ze tak sie nie dzieje.. Biskupi maja ogalszac publicznie..? Sadze ,ze maja swoich protegowanych..Natomiast ,rowniez trzeba zwrocic uwage ze obecne instytucje KK, sa inaczek zarządzane niz wówczas. A i pozycja KK calkiem inaczej sie przedsawia dzis niz wówczas.. 

Nie umie sobie wyobrazic,zeby wspołczesnie ksiadz mogł zalozyc np. Bank w Polsce, uwzględniając przy tym jakie sa obwarowania prawne , ktore praktycznie uniemożliwiają zalozenie takiego banku.. 

 

 

zaloguj się by móc komentować

Zrzutekranu @ewa-rembikowska
19 marca 2019 12:56

Mało kto to zauważa (nie zauważył nawet prof. Kucharczyk w rozmowie z G. Maciejewskim), że wygrana z germanizacją rozstrzygnęła się na polu demograficznym. Polacy po prostu mieli znacznie większy przyrost naturalny w porównaniu z Niemcami mieszkającymi w Wielkopolsce. Ciekawostka: siedziba Hakaty, czyli niemieckiej instytucji do wynarodowienia Polaków, dworek w Morasku pod Poznaniem należy obecnie do żeńskiej gałęzi chrystusowców - zgromadzenia zakonnego założonego przez kard. Hlonda by krzwić wiarę i polskość wśród polonii. 

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @ewa-rembikowska
19 marca 2019 15:24

Panie Ewo w podzięce za tekst o ks. Wawrzyniaku pozwoli Pani, że jeszcze coś dopiszę. W ubiegłym roku przypadała 110 rocznica śmierci księdza Władysława Enna, który był przyjacielem ks. Wawrzyniaka. Parę zdań o nim.

Przyjął święcenia kapłańskie w gnieźnieńskiej katedrze, ale cóż z tego, skoro kanclerz Otton von Bismarck miał wobec niego inne plany. Tak organizował porządek w okupowanej Rzeczpospolitej, że oto teraz nie biskup, ale władze świeckie miały decydować kto będzie księdzem - to oczywiście w ramach protestanckiego i nowoczesnego wzorca rozdziału władzy od kościoła. Atak na kościół katolicki, którym był w istocie kulturkampf, zaognił się przez tzw. ustawy majowe z roku 1873, a młody ksiądz przyjął obowiązki kapłańskie w lipcu tego roku. Według cesarskoniemieckiego porządku księdzem nie był, a służyć mógł dopiero po trzyletnim studium teologii na jednym z niemieckich uniwersytetów, po egzaminie przed komisją ministerialną na kapłana, po skierowaniu na parafię i służbę państwu, a nie Panu Bogu.  

Pierwszy rocznik „nielegalnych” kapłanów miał jednak wielkiego i odważnego przewodnika - arcybiskupa Mieczysława Ledóchowskiego, tego samego, który był mecenasem studiów księdza Piotra Wawrzyniaka. Arcybiskup nie zamierzał się układać z władzą, a wikarych skierował do parafii. Wkrótce został za to aresztowany. Wikary Enn pojechał do Kostrzyna. Ledwo przybył, a już aparat porządku prowadził przeciw niemu przesłuchania, począwszy od burmistrza, przez organistę i zakrystiana, a skończywszy na samym podejrzanym. Oświadczenie Enna, że jest księdzem rzymskokatolickim wystarczyło by go zamknąć. Sąd skazał go najpierw na karę 40 marek grzywny lub 8 dni więzienia, a w kilka miesięcy później na 480 marek lub 60 dni więzienia. Po tym jak potajemnie opuścił Kostrzyn był ścigany. Rozsyłano za nim listy gończe. Z tej przyczyny prześladowany był także kostrzyński proboszcz ks. Walterbach. Nie koniec na tym, ks. Enn dostał zakaz przebywania na terenie powiatów średzkiego, poznańskiego i w samym Poznaniu.

Ksiądz Enn musiał się ukrywać, ale podjął, pracę duszpasterza misyjnego. Powierzył mu ją tajny delegat papieski, sprawujący rządy w archidiecezji w zastępstwie uwięzionego ks. arcybiskupa Ledóchowskiego. Podejmował bardzo trudne zadania np. w imieniu tego delegata nakładał klątwę kościelną i ekskomunikę na tych którzy sprawowali posługę kapłana „legalizowaną” przez bismarkowe bezprawie. Znane i opisane są takie wydarzenia z Mogilna oraz z Kwilcza, gdzie ks. Enn ekskomunikował „rządowego” księdza ze wsi Kamionna. Po tym zdarzeniu, ścigano go z jeszcze większą zaciekłością i karano coraz większymi grzywnami oraz dłuższym więzieniem. By go ocalić kierowano go na misje do Niemiec, i dalej do Belgii, Francji i Wielkiej Brytanii. Wszędzie posługiwał wśród polskich skupisk emigrantów. Jednak, mimo konspiracji, bywał aresztowany i więziony. W spłacie wysokich grzywien pomagały mu pożyczki zaciągane w Banku Ludowym w Śremie, w tym samym, założonym przez ks. Piotra Wawrzyniaka. Tuż przed skierowaniem do parafii w Pszczewie, w Wielkopolsce, a jeszcze z czasów posługi w Berlinie, pisał o pomoc w spłacie długów do kurii biskupiej w Poznaniu: „odsiedzieć owe kary we więzieniu byłoby mi trudno dla zdrowia, długim więzieniem i tułactwem nadwątlonego”. 

Odwołany z Berlina, w czerwcu 1887 roku, gdzie uzyskał uprawnienia proboszcza, został skierowany do Pszczewa przez arcybiskupa Juliusza Dindera. Ta cząstka życiorysu w Pszczewie pozwala zrozumieć jak ks. Enn, gdy był duszpasterzem misyjnym, ściganym, prześladowanym i więzionym, temu wszystkiemu sprostał. On w Pszczewie nie osiadł, on natychmiast przeistoczył się w aktywnego duszpasterza pracy organicznej i patriotycznej. Niewątpliwie była w tym opatrzność Boża, wszak mentorami i przyjaciółmi byli ks. Mieczysław Ledóchowski, ks. Jan Koźmian, ks. Piotr Wawrzyniak, a już tych trzech otwiera cały pochód wielkopolskich księży społeczników. Podobnych im poznańczyków w sutannach spotykał od Gniezna aż po Rzym. Po ledwie kilku latach takiej aktywności znalazł się na tajnej liście duchownych, których władze uznawały za niebezpiecznych dla pruskiego porządku. Na nagrobku ks. Enna znajduje się inskrypcja: mojemu przyjacielowi P.W. To podpis księdza Wawrzyniaka. W roku 2018 parafianie odnowili kamień nagrobny swojego byłego proboszcza.   

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Greenwatcher 19 marca 2019 15:24
19 marca 2019 15:29

Nie znałam tej historii. Piękna jest, dziękuję serdecznie.

zaloguj się by móc komentować

bolek @ewa-rembikowska
19 marca 2019 15:42

Kapitalna historia!

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @Greenwatcher 19 marca 2019 15:24
19 marca 2019 15:53

Ledóchowski bardzo ważny. Tego aspektu nie znałam. 

Dziękuję  :)

.

 

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @Zrzutekranu 19 marca 2019 12:56
19 marca 2019 15:55

A to jest ciekawe. 

No i Hlond nie może się doczekać jakoś wyniesienia na ołtarze. 

.

 

 

zaloguj się by móc komentować

syringa @Greenwatcher 19 marca 2019 15:24
19 marca 2019 16:10

Pare slow uzupelnienia

1.Ks Mieczyslaw Ledochowski mogl sobie na więcej pozwolic, bo był hrabią, a to zawsze dla Prusakow ( i nie tylko) mialo znaczenie. Nie wiem też, czy przypadkiem nie miał obywatelstwa austriackiego (z tego rodu -pochodzila jeszcze Blogoslawiona Urszula Ledochowska i Gen Jezuitow W. Ledochowski)

2. Ksieza nie byli samotni -Za ks Janem Kozmianem stali Chlapowscy - to były ziec gen.Dezyderego który po samobojczej smierci zony wstapil do seminarium -pisalam kiedys o tym.

TO w ogole byli mądrzy i przebiegli Polacy -znali Prusakow i wiedzieli jak ich rozgrywac.

Tak samo było ze Zgromadzeniem Sacre Coeur, które sprowadzil do Poznania właśnie gen Dezydery Chlapowski i bardzo sprytnie pokierowal (z grupa ziemian) wlasnoscia ich nabytego gruntu i wybudowanej szkoly, tak że po ustawach majowych 1873r. nie można było im tego odebrac, bo były wlasnoscia grupy ziemianek (m. in. Chlapowskiej i Skorzewskiej ). Calosc zostala sprzedana, pieniadze odzyskane, ale siostry musialy wyjechac -zalozyly nowa szkole w Czechach.

zaloguj się by móc komentować

syringa @Zrzutekranu 19 marca 2019 12:56
19 marca 2019 16:15

"na polu demograficznym"

W polowie XIXw w Poznaniu struktura demograficzna byla mniej wiecej tak -ok 40%Polacy i po 30% Niemcy i Zydzi .

Wtedy NIemcy aby to wyrownac  postanowili nadac obywatelstwo Zydom (razem z nazwiskami i metrykami) ale tylko bogatym Zydom -decydowal cenzus majatkowy.

ALe i tak im to nie pomoglo -przyszedl rok 1918 Powstanie -i wiekszosc wyjechala do Reichu.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @syringa 19 marca 2019 11:08
19 marca 2019 16:21

pieniądz kredytowy spełnia rolę tlenu w krwiobiegu gospodarczym. Nierdotlenienie organizmu (gospodarki) powoduje , ze nie moze onastać się konkurencyjna do gospodarek dotlenionycj,

A obieg informacji to jakby system nerwowy stuktury społecznej. Stymulowanie go na fałszywe lub pozorne cele (zagrożenia, etc.), wyłączenie neuronów w reagowaniu na  konkretne  bodźce (lobotomia), to podstawa dla sterowania pozadanymi reakcjami.

Tak więc Polska została wystawiona  na  związanie wymienionymi dwoma postronkami i nie od tutejszych wyborców czy wyników wyborów zależy, kto i kiedy je zaciska, albo luzuje.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @syringa 19 marca 2019 16:10
19 marca 2019 16:22

https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Mieczys%C5%82aw_Led%C3%B3chowski

Też o nim pisałam w rosyjskiej SN

Współpracownik Leona XIII.

.

 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Maryla-Sztajer 19 marca 2019 15:55
19 marca 2019 17:34

No właśnie, ciekawe wątki wychodzą przy okazji dyskusji...

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewa-rembikowska 19 marca 2019 09:54
19 marca 2019 19:02

Mnie sie wcale nie wydaje, Pani Rembikowska...

... jestem pewna, ze zaraz zglosilby sie do niego jakis "patron" co to by sie stroszyl w piorka... te polityczne oczywiscie... i coby z "calego serca"  chcial mu "pomoc", a  "dobre rady" wyciagalby jak z rekawa... takze dziadzio Gancpomader bylby caly happy...

... dosc czesto pisal o tym Coryllus.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @ewa-rembikowska
19 marca 2019 19:54

Bardzo dziękuję Autorce – już Mogilniance – za przypomnienie tego pięknego tekstu.

W roku 1877 w imieniu Towarzystwa Piotr Wawrzyniak zorganizował szkołę wieczorową dla czeladników. Oczywiście zajęcia prowadził osobiście sam ksiądz. Uczył w niej rachunkowości kupieckiej, geografii gospodarczej, korespondencji polskiej i niemieckiej. Szkoła ta miała przeciwdziałać germanizacji przyszłych rzemieślników.

Trzeba się modlić o takich gigantów, bo jakaś posucha straszna teraz. Uczył współdziałania w Spółce, a nie konkurowania. Teraz uczą tylko konkurowania, a izby gospodarcze czy stowarzyszenia klastrowo-podobne raczej w swoich zarządach księży, którzy mogliby pokazać jak dobroć, współpraca i zysk idą w parze, nie mają. Może dlatego w lubelskim współpraca sadowników tak słabo szła, a teraz dużo z nich rezygnuje z swoich upraw.

A ten kawałek uwielbiam:

Wojna o rząd dusz oraz każdą piędź ziemi, choć toczona od pierwszego dnia zaborów, weszła teraz w decydującą fazę. Symbolicznie naprzeciw siebie stanęło w tym momencie dziejów dwóch gigantów wizji, intelektu i czynu. Każdy z nich rozumiał, iż najbliższe 20 lat zadecyduje, czy podczas przyszłej wojny Wielkopolska stanie przy Berlinie, czy przy Warszawie. Obaj panowie wyróżniali się potężnymi posturami a z charakteru apodyktycznością i determinacją w działaniu. Jeden był junkrem pruskim a drugi chłopem z chłopów. Pierwszy był kanclerzem mocarstwa, drugi skromnym wikarym najpierw w Śremie, potem proboszczem w Mogilnie. Otto von Bismarck dysponował całym aparatem państwowym: wojskiem, policją, tajnymi służbami, urzędnikami, budżetem. Orężem Piotra Wawrzyniaka był trzymany w ręku różaniec, z którym z pokorą w codziennej wieczornej modlitwie dziękował za otrzymane charyzmaty oraz wypraszał łaski potrzebne do działalności na niwie kościelnej, społecznej i gospodarczej.

Dobrze, że pomnik jest

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @ainolatak 19 marca 2019 19:54
19 marca 2019 20:54

Dziękuję, dodam, że pomnik ten stoi w Mogilnie w Parku Miejskim a został odsłonięty w 100 lecie śmierci księdza-prałata. 

To jest pomnik ze Śremu.

ŚREM: Pomnik ks. Piotra Wawrzyniaka - zbyszekF60

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @ewa-rembikowska
19 marca 2019 21:57

Z myślą o miejskim parku Towarzystwo zakupiło dwumorgowy plac, po lewej stronie szosy od Poznania.

To jest dzisiaj Park Miejski im. Powstańców Wielkopolskich 1918–1919 w Śremie. Niesamowita historia. Tego o ks. Wawrzyniaku nie wiedziałem. Czy ktoś z szanownych czytelników słyszał by jakieś stowarzyszenie przyrodników, ekologów, ekologistów, zielonych itp. aktywistów kupiło plac w jakimkolwiek mieście i założyło tam park? No to jest dopiero zawstydzające. I to jeszcze ksiądz. 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Greenwatcher 19 marca 2019 21:57
19 marca 2019 22:26

Śrem dalej jest bardzo ładnym miastem. Oczywiście nikt nie słyszał, by jakiekolwiek stowarzysznie kupiło plac na park miejski. Za to pan Wajrak kupił prywatnie działki gdzieś przy Rospudzie - tam gdzie miała iść droga, by.... przeszkadzać.

zaloguj się by móc komentować

sannis @ewa-rembikowska
19 marca 2019 23:23

W ubiegłym roku zostały wznowione "Wspomnienia z kulturkampfu" Ks. Walentego Śmigielskiego. Nielegalnego proboszcza z Kotłowa i sąsiada z celi prymasa Ledóchowskiego.

"fanatische Pole" https://pl.wikipedia.org/wiki/Walenty_%C5%9Amigielski

Kwestia dziedziczenia gospodarstwa przez najstarsze dziecko, czy aby to było zwyczajowe prawo, czy to Prusacy wprowadzili?  Jeszcze jedna glossa -  ks. Wawrzyniak  działał w  czytelnym systemie prawnym. Prawo mogło być drakońskie ale Niemcy nie wychodzili poza nie.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @ewa-rembikowska
20 marca 2019 16:05

Napisałam, że jest straszna posucha gigantów. Nie tylko posucha, ale jak tylko któryś próbuje wzrosnąć, po jakimś czasie podlewa się go rundapem, a „biznes” próbuje się albo przejąć albo zniszczyć. Koleżanka podesłała link do bardzo pouczającej rozmowy z ks. Stryczkiem

https://wnet.fm/2019/03/20/ks-stryczek-przez-pelen-obludy-i-mowy-nienawisci-artykul-onet-pl-jestem-nieustannie-osaczany-nie-chce-tak-zyc/

Polecam

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @ainolatak 20 marca 2019 16:05
20 marca 2019 17:28

Żyjemy niby nowocześniej, mamy różne fajne gadżety, ale z drugiej strony to życie w XIX wieku opierało się na bardziej stabilnych zasadach, dzisiaj to jest rollercoaster i trudno często złapać grunt pod nogami. Jednocześnie wszyscy stali się jakby słabsi psychicznie i chcą rezultatów na już oraz oklasków też na już. Trudno jest ludziom podejmować działania z perspektywą 20, 30, 50 lat.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Stalagmit 20 marca 2019 16:21
20 marca 2019 17:30

Tak to ciekawe, że akurat w tym czasie mieliśmy wysyp księży-społeczników o organizatorów życia wspólnotowego. Jest o kim pisać i przypominać.

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @ewa-rembikowska 20 marca 2019 17:30
20 marca 2019 19:04

No i dlaczego "wymarli" - to chyba jeszcze ciekawsze. 

zaloguj się by móc komentować

Greenwatcher @Greenwatcher 20 marca 2019 19:04
20 marca 2019 19:08

Przesadziłem. Mam przecież takiego u mnie w parafii. 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Greenwatcher 20 marca 2019 19:04
20 marca 2019 19:36

No w ogóle to jest ciekawe, że określona epoka rodzi członków społeczeństwa odpowiadających na jej wyzwanie. Był  romantyzm z wieszczami, pozytywizm z pisarzami, no i wiek pary i elektryczności z działaczami gospodarczymi w sułtannach, którzy wykonali ogromną pracę patriotyczno-organizatorską. Taka była potrzeba chwili i chętni się znaleźli. Czy potrafimy zidentyfikować dzisiejsze potrzeby? 

zaloguj się by móc komentować

syringa @sannis 19 marca 2019 23:23
20 marca 2019 20:04

"Kwestia dziedziczenia"

Majorat -dziedziczenie przez najstarszego syna jest starym systemem. (W Anglii do dzis (?) dnia -tylko ze tam juz pewnie nie ma co dziedziczyc ze wzgledu na drakonskie podatki spadkowe)

W Polsce popularny -choc w Wielkopolsce popularny byl tez minorat -dziedziczyl najmlodszy syn -aby zapewnic spokojna starosc rodzicom -w majatku. (oczywiscie pozostalych trzeba bylo splacac).

zaloguj się by móc komentować

JK @Draniu 19 marca 2019 10:35
21 marca 2019 16:43

Zanim zaczniesz świat naprawiać naucz się stopniować przymiotniki.

zaloguj się by móc komentować

JK @stanislaw-orda 19 marca 2019 10:56
21 marca 2019 16:49

Pierwszym efektem "selekcji i dopływu informacji" jest przekonanie o sprawczej roli finansów.

Proszę zwrócić uwagę, że ci którym pomagał ksiądz Wawrzyniak mieli w pierwszej kolejności ziemię, środki produkcji (konie z oprzyrządowaniem) a przede wszystkim mieli czym handlować. Rola instytucji bankowych i banków sprowadzała się do wsparcia sprzedaży i produkcji.

Może by tak najpierw policzyć "nasze" aktywa.

zaloguj się by móc komentować

JK @stanislaw-orda 19 marca 2019 16:21
21 marca 2019 16:56

Jeśli pieniądz jest krwioobiegiem, to co jest ciałem?

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować