Rocznicowe wspomnienie
W lipcu 1944 ukończyłam właśnie 19 lat. Byłam już po egzaminach maturalnych w tajnym gimnazjum im. Heleny Gepnerówny przy ulicy Moniuszki 8 w Warszawie.
Gdy na egzaminie z literatury francuskiej deklamowałam fragmenty poematu „Kwiaty Zła” Baudelaire nie przypuszczałam, że zło jest tak blisko. Kiedy nasz katecheta, ksiądz Paszyna z parafii Św. Krzyża wróżył nam maturzystkom z ręki w mieszkaniu Zosi Liedtke w budynku, w którym znajdowała się cukiernia Lardellego, nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że w najbliższych miesiącach część osób tam obecnych nie będzie już żyła. Zginą podczas powstania walcząc o niepodległość Ojczyzny.
Na kilka dni przed Powstaniem w Ogrodzie Pomologicznym przy Emilii Plater. Asik nie przeżył.
Mieszkałam wówczas w budynku będącym własnością lekarza laryngologa Wacława Gumińskiego, zlokalizowanym na skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i ulicy Emilii Plater – tu gdzie dzisiaj stoi hotel Mariott. Budynek ten usytuowany był vis a vis dawnego Dwora Głównego, a po przeciwnej stronie Emilii Plater stacjonowała kolejowa żandarmeria niemiecka.
Kennkarta
Od 1 sierpnia byliśmy pod obstrzałem niemieckim, przebywając głównie w piwnicy domu. Aż nadszedł dzień 13 sierpnia, kiedy uzbrojone oddziały własowców wdarły się do naszych mieszkań i zarządziły natychmiastową ewakuację. Uformowali kolumnę z lokatorów i zaczęła się wędrówka przez miasto. Szłam ulicami Warszawy pokrytymi szkłem z rozbitych okien. Nad głowami rozrywały się pociski, dookoła słychać było świst kul. A własowcy krzyczeli: „dawaj czasy” i przy okazji przeszukiwali nasze pakunki, zabierając co cenniejsze rzeczy. I tak doszłam do Dworca Zachodniego, skąd po załadowaniu na pociąg elektryczny dojechałam do Pruszkowa. Tam natychmiast zostałam załadowana do pociągu towarowego, który wieczorem ruszył w podróż w kierunku południowym.
Byłam stłoczona wraz z innymi wygnańcami na brudnej podłodze wagonu. Panował straszliwy upał. Nie było jedzenia, ani picia. A pociąg otoczony kordonem żołnierzy niemieckich z karabinami gotowymi do strzału wlókł się, dając pierwszeństwo transportom wojskowym kierowanym na front. Następnego dnia dotarliśmy do obozu koncentracyjnego miejscowości Graz w południowej Austrii. Tam zostaliśmy skierowani do łaźni. Tylko przypadkiem uniknęłam śmierci. To była rzeczywista łaźnia a nie komora gazowa. Okazało się, że zabrakło im mocy przerobowych. Z Grazu powlekliśmy się do Chemnitz, gdzie na peronach Czerwony Krzyż rozlewał w kubeczki zupę. Był to pierwszy posiłek po wyjeździe z Warszawy. Dalsza droga prowadziła do Berlina. Tam we wsi Grossschulzendorf cały dzień pracowaliśmy na polu niemieckiego rolnika przy zbiorze kartofli. W ten sposób miałam zaopatrzenie w surowe kartofle.
Wieczorem zostałam ponownie załadowana do wagonu. Jechałam przez terytorium Niemiec aż do stacji Neumünster. Tam zaszczepiono nas przeciwko durowi brzusznemu. Była to eksperymentalna szczepionka, która wywoływała olbrzymią opuchliznę w miejscu szczepienia. W Neumünster zbieraliśmy kapustę. Tym razem do wagonów zabraliśmy kilka główek. W dniu 30 sierpnia dotarliśmy do miejscowości Hamburg-Eidelstedt. Zostałam ulokowana w obozie pracy przymusowej. Stałam się Polką przybyłą z Generalnej Guberni ze statusem osoby „bezojczyźnianej” /staatenlos/.
Obóz składał się z dwóch baraków przeznaczonych dla Polaków oraz osobnych baraków dla Ukraińców. Otrzymałam pryczę i siennik, następnie rozdano nam znaczki „P”, bez których nie można było poruszać się po obozie. Ubrano nas w drelichy i drewniaki i zaczęła się praca dla kolei niemieckiej Reichsbahn. Dzień zaczynał się o 6 rano, kiedy strażnicy (Wachmani) rozwozili poszczególne grupy robotników przymusowych do miejsc pracy. Zostałam przydzielona do „Stopkolone” Najpierw rozładowywałam tłuczeń z wagonów kolejowych - vide zdjęcie – następnie za pomocą kilofa trzeba było umieścić kamień pod podkładami kolejowymi. Praca trwała do wieczora.
Przy rozładunku - autorka pierwsza z prawej
Wtedy strażnicy przywozili nas koleją do obozu. W związku z koniecznością posiadania dowodów osobistych (Auswies) zostałam zawieziona do fotografa kolejowego. Znałam język niemiecki i zaczęłam z nim rozmawiać. W efekcie fotograf zarekomendował mnie do pracy w Bahnmeisterei w Hamburgu – Blankenese. Do moich obowiązków należało: palenie w piecu, sprzątanie, pisanie na maszynie, odbieranie telefonów i rozwożenie koleją różnych pism do innych biur mieszczących się w obrębie węzła Hamburg.
Miałam kartę pracy (Arbeitskarte), która upoważniała mnie do bezpłatnego przejazdu koleją w rejonie Hamburga. W biurze tym pracowałam do maja 1945 roku.
W miarę nasilania się nalotów samolotowych na Hamburg, które praktycznie nieustawały ani w dzień ani w nocy, mieliśmy coraz większą nadzieję na to, że wojna wkrótce się skończy. Rzadziej było słychać okrzyki: „Heil Hitler” lub „Sieg Heil.” Niemcy panicznie bali się wkroczenia wojsk alianckich. Jednak największe obawy wzbudzały postępujące wojska radzieckie. Panował straszny głód. Robotnicy przymusowi z naszego obozu zbierali na plaży zdechłe, śmierdzące ryby, których zjedzenie skutkowało biegunką. Przydziałowe porcje czarnego chleba o konsystencji gliny stawały się z każdym dniem mniejsze, zupy składały się głównie z zabarwionej wody. Lekarstw nie było. Któregoś razu wylałam sobie dzbanek wrzącej kawy na przedramię. To bardzo poważne oparzenie leczone było mąką ziemniaczaną zmieszaną z olejem. Był to wyjątkowy przydział od kucharza ukraińskiego. I tak o głodzie i chłodzie dotrwaliśmy do wiosny 1945 roku. Na początku maja słychać było o rychłym wkroczeniu wojsk alianckich. Wreszcie przyszło ocalenie. Oddziały wojsk angielskich wkroczyły do Hamburga. Niestety znienawidzony przez nas Lagerführer Aschbrenner – osobnik odziany w czarny uniform wojskowy, który nieraz bił polskie kobiety w obozie – uciekł z obozu przed wkroczeniem wojska. Towarzyszyła mu polska tłumaczka Maria, niewiele lepsza od niego.
Anglicy zaprowadzili własne porządki w obozie. Odbyła się generalna dezynfekcja proszkiem DDT. Porcje żywności były wydzielane tak, aby po dużym wygłodzeniu ludzie nie dostali skrętu kiszek. Zorganizowano obóz przejściowy w Wentorfie dla tych Polaków, którzy zamierzali wracać do Polski. Komendantem tego obozu był porucznik Kazimierz Piotrowski, znany tłumacz literatury angielskiej.
Do Polski wróciłam przywieziona ciężarowym samochodem wojsk angielskich w listopadzie 1945 roku. Wyjechałam z Warszawy a wróciłam do Szczecina.
Wspomnienie napisane do projektu "Wypędzeni z Warszawy 1944 - Losy dzieci." zostało pierwotnie zamieszczone na stronie http://www.warszawa.ap.gov.pl/1944/pilatowicz.html
Z mojej rodziny poza mamą z powstańczej Warszawy - tak jak stali - wyszli jej rodzice oraz młodsze rodzeństwo, a także jej przyszły mąż wraz z bratem i bratową. Gdy wrócili do Warszawy - kamienice, w których mieszkali, co prawda zastali całe, ale dobytek był rozszabrowany. Stracili wszystko.
tagi: powstanie warszawskie
![]() |
ewa-rembikowska |
1 sierpnia 2017 09:28 |
Komentarze:
![]() |
malwina @ewa-rembikowska |
1 sierpnia 2017 09:46 |
kiedys, czytajac o objawieniach w Licheniu, natknelam sie na slowa majace wyjsc z ust samej NMP: "przyjdzie straszna wojna, w ktorej na oltarzu Ojczyzny zlozony zostanie kwiat z jej najlepszych synow. ta ofiara wolac bedzie do Boga kiedy wazyc sie beda losy polskiej duszy".
od razu skojarzylam to proroctwo z Powstancami.
niestety, objawienia Lichenskie nie maja pieczeci Kosciola, wiec nie wiadomo, czy ktos tego nie dopisal dla pokrzepienia serc.
ale dla mnie Powstancy beda wlasnie tym: nie tylko bohaterami ale ofiara, ktorej wartosc jest po prostu nieskonczona.
Chwala bohaterom!
![]() |
ewa-rembikowska @malwina 1 sierpnia 2017 09:46 |
1 sierpnia 2017 12:05 |
Piękne!
![]() |
Paris @ewa-rembikowska |
1 sierpnia 2017 14:48 |
Moja sp. tesciowa - rocznik '24 - po upadku powstania tez trafila do Pruszkowa... potem pciagiem do Niemiec... stamtad do jakiegos baora pod Berlinem... na wiosne '46 razem z matka - tez ciezarowka - wrocily do Zgorzelca...
... w pamiatkach po tesciowej z tamtego czasu mam piekny krzyz z Panem Jezusem i obraz Matki Bozej... do tego jej kennkarte, 2 albo 3 kartki na zywnosc i 500 zlotych tzw. gorala, za ktore mozna bylo "wykupic" jakiegos czlowieka z gestapo.
Chwala Bohaterom !!!
![]() |
ewa-rembikowska @Paris 1 sierpnia 2017 14:48 |
1 sierpnia 2017 16:36 |
myślę, że takich pamiątek trochę w domach jeszcze jest
![]() |
Rozalia @ewa-rembikowska |
1 sierpnia 2017 21:33 |
Przez lata to było takie prywatne, intymne święto Warszawiaków. Jakoś zaczęło się wszystko psuć w momencie, gdy do jego obchodów włączyły się władze i zaczęły to święto zawłaszczać.
ewa-rembikowska 1 sierpnia 2017 13:11
![]() |
Rozalia @Rozalia 1 sierpnia 2017 21:33 |
1 sierpnia 2017 21:50 |
Notka dotyczy powstania, a ponieważ Toyah nie lubi jak u niego komentuję, pozwolę sobie w tym miejscu odnieść do komentarza ewy-rembikowskiej.
Dzisiaj wyjątkowo godnie pokazano obchody powstania w telewizji. Bez awantur, wrednych zaczepek, szyderstw i blokad. No i nie trzeba było długo czekać dlaczego było tak kulturalnie.
Kiedy nie udało się obrzydzić Powstania Warszawskiego odrzucając je łajnem, k... postanowiły się podłączyć i stanąć na czele procesji. Prezydent Trump też mówił o Powstaniu Warszawskim i aż sześciokrotnie wspominiał barykadę w Alejach JEROZOLIMSKICH.
http://wolna-polska.pl/wiadomosci/skandal-zydzi-falszuja-powstanie-warszawskie-dlugo-pamiec-o-powstaniach-warszawskim-getcie-byla-rozdzielana-2017-08
![]() |
Paris @Rozalia 1 sierpnia 2017 21:33 |
1 sierpnia 2017 21:52 |
Dokladnie...
... a teraz race... flagi... koszulki... rekonstrukcje... filmy... i na to wszystko Ssssakiewicz !!!...
Glinski... i cala zlodziejska banda "patriotycznie" wzmozona...
... i biznes "patriotyczny" kwitnie pomiotowi resortowemu i postkomuszemu !!!
![]() |
Paris @Rozalia 1 sierpnia 2017 21:52 |
1 sierpnia 2017 22:06 |
Nie uda sie temu Moskowi zaklamac historii... i zadne medale mu w tym nie pomoga !!!
![]() |
Rozalia @Paris 1 sierpnia 2017 22:06 |
1 sierpnia 2017 22:43 |
Może się nie uda, ale właśnie został oficjalnie otwarty nowy front. I trzeba to wiedzieć.
![]() |
Paris @ewa-rembikowska |
1 sierpnia 2017 23:02 |
Masz racje...
... trzeba wiedziec... dzis tez weszla w zycie umowa handlowa miedzy Ukraina, a Kanada... no i nie na darmo Mosiek poswiecal sie na Majdanie w Kijowie i z Sakiewiczem robil "siwy dym"...
... sie jeszcze pamieta i sie pamietac caly czas bedzie !!!
![]() |
Rozalia @ewa-rembikowska |
1 sierpnia 2017 23:19 |
O wartości powstania warszawskiego napisał dwa lata temu, autor tego artykułu. Dlatego nie można, pozwolić ukraść pamięci o polskości powstania. Ono za dużo kosztowało naszych przodków. A my do dziś płacimy cenę utraty tego co polskie.
Poszli won, rozwnuczone Kabewiaki i Ubeki.
http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=20760&Itemid=80
![]() |
Rozalia @Rozalia 1 sierpnia 2017 23:19 |
1 sierpnia 2017 23:22 |
Odpowiedź była do Paris, ale przecież i tak piszemy dla wszystkich.
![]() |
Paris @Rozalia 1 sierpnia 2017 23:22 |
1 sierpnia 2017 23:58 |
Tez sie pomylilam... zamiast do Ciebie, skierowalam odpowiedz do Pani Rembikowskiej, przepraszam...
... ale to na szczescie... mnie i mojej rodzinie - nic nie zaklamia... NIEDOCZEKANIE !!!
![]() |
malwina @Rozalia 1 sierpnia 2017 23:19 |
2 sierpnia 2017 10:32 |
"nie mozna pozwolic ukrasc pamieci o polskosci Powstania" - to jest clou.
nie moge zrozumiec tego jak wielu ludzi daje sie wciagac w te bagienna narracje "mialo sens czy nie?" a przeciez jedno jedyne zjawisko powinno wszystkim Polakom dac do myslenia: sens PW jest zewszad atakowany. I to nie od zawsze, nie. Dopoki PW bylo przemilczywane, dopoki malo kto zadawal pytanie o jego sens. Odkad Powstancy wrocili, niczym Armia Umarlych we Wladcy Pierscienia, nagle odpalono, i odpala sie wciaz, te trucizne: "Mialo sens czy nie".
Skoro naszym wrogom jakos bardzo zalezy na deprecjacji 01.08. to to juz jest sam w sobie dowod, iz kryje sie za tym cos dla nas fundamentalnego.
![]() |
Paris @malwina 2 sierpnia 2017 10:32 |
2 sierpnia 2017 10:39 |
Oczywiscie, ze kryje sie za ta zniewaga - po prostu FALSZ i ZDRADA !!!
![]() |
ewa-rembikowska @malwina 2 sierpnia 2017 10:32 |
2 sierpnia 2017 11:54 |
zgadza się, też mam wrażenie, że nagle ktoś zaczął tę naszą pamieć o Powstaniu zawłaszczać i bynajmniej nie po to, by zrobić nam dobrze. Im mniej ludzi żyje, którzy w tym wydarzeniu, czy jako żołnierze, czy jako osoby cywilne, uczestniczyli, tym jest jakby gorzej.
![]() |
Anna-Mieszczanek @ewa-rembikowska |
2 sierpnia 2017 13:13 |
Tyle tych losów dranatycznych wokół nas, wokół naszych rodzin. I to powracanie do Polski z nadziają, że do domu, że będzie dobrze... Dramat. I ten dramat, pamiec o nim, wciaz nas tworzy, chocby nie wiem jak chcieli nas od tego odegnac.
Ale, ale... Urzekło mnie to zdanie:
"Kiedy nasz katecheta, ksiądz Paszyna z parafii Św. Krzyża wróżył nam maturzystkom z ręki.../"
Nic, tylko przed Coryllusem schować:)))
![]() |
ewa-rembikowska @Anna-Mieszczanek 2 sierpnia 2017 13:13 |
2 sierpnia 2017 15:56 |
Może Coryllus nie zajrzy.
Ludzie wracali z wielką nadzieją a potem ktoś dał im fangę w nos. Musieli z tym żyć, w sumie wciąż z tym żyjemy. Mimo to cieszyli się, że żyją. Strasznie skomplikowane są te nasze losy.