-

ewa-rembikowska : Wczoraj Warszawianka, dziś Kujawianka.

Suma wszystkich pechów…czyli poznański kryminałek

Franciszka Jankowiakówna w styczniu 1923 roku zapisała się na kurs śpiewu. Miała 18 lat. Nie chciała po pracy siedzieć w domu, potrzebowała towarzystwa.  Była maszynistką w jednym z poznańskich banków.

Leon Hałas wojnę spędził na froncie francuskim jako poddany pruski a po demobilizacji wrócił do Poznania, gdzie tym razem Wojsko Polskie powołało go w dniu 18 stycznia na ćwiczenia. Podczas pierwszej przepustki zapisał się na ten sam kurs śpiewu co Franciszka.

Krew nie woda nawet w mieszczańskim i purytańskim Poznaniu. Amor strzelił tak mocno, że w lutym Franciszka była już przy nadziei.

Leon nie widział świata poza Franciszką i nie miał nic przeciwko zalegalizowaniu związku, ale było kilka przeszkód po drodze.

Z wojska został zwolniony dopiero 6 czerwca 1923 roku, stałą posadę w charakterze zecera w drukarni Kuriera Poznańskiego miał obiecaną od 17 lipca, więc mógł zaproponować tylko cichy ślub i skromną uroczystość.

Dziewczyna jednak była nieustępliwa. Ona chciała hucznego wesela. W dniu 2 lipca powiedziała do Leona - „… rób, co chcesz, ja jestem w odmiennym stanie – musimy się żenić.”

Leon zaczął intensywnie kombinować, skąd ma wziąć pieniądze na elegancką suknię ślubną, wesele i meble.

Los a może diabeł się do niego uśmiechnął.

Podczas obiadu u Jankowiaków brat narzeczonej pochwalił się, że jako posłaniec Centrali Żyrowej Kas Oszczędnościowych otrzymuje zadania przenoszenia dużych sum pieniędzy i papierów wartościowych. Kolejne pieniądze będzie przenosić w poniedziałek 9 lipca.

Noc z niedzieli na poniedziałek Hałas spędził w domu u narzeczonej. Rano wyszedł z domu wraz z przyszłym szwagrem.

Wrócił po południu i wręczył narzeczonej pieniądze na weselne zakupy.

Pieniądze były, ale był też mały problem, bo młody nie wrócił do domu.

Matka Maria Jankowiakowa zaczęła podejrzewać zięcia o mord na jej synu. Tym bardziej, że zauważyła na rękawie marynarki krew.

Ślub odbył się 21 lipca 1923 roku w Poznaniu. Był taki jaki wymarzyła sobie Franciszka.

Dyrekcja banku, w którym pracował młody posłaniec zgłosiła na policję sprawę o sprzeniewierzenie mienia. Matka zgłosiła zaginięcie syna.

Policja prowadziła dochodzenie, przeprowadziła nawet rewizję w mieszkaniu rodziców Leona przy Półwiejskiej 20, ale nic nie znaleziono. Śledztwo wobec braku ciała zostało umorzone. Co do pieniędzy Leon pokazał kwit zaświadczający, że pieniądze pożyczył.

W miesiąc po ślubie na skutek niesnasek pomiędzy córką i matką, młodzi wyprowadzili się do rodziców Hałasa.

W listopadzie 1923 roku urodziła się córka, dwa lata później syn.

Kraj zmagał się z kryzysem ekonomicznym.

W lipcu 1926 roku rodzina Hałasów wyemigrowała do Francji do miejscowości Bourg en Bresse.

Hałas pracował w drukarni, dobrze zarabiał, wynajął uroczy domek, Franciszka prowadziła dom, wychowywała dzieci. We Francji urodziła kolejną trójkę. Dobrze im się wiodło, stanowili szczęśliwą, kochającą się rodzinę.

Ale los postanowił inaczej.

2 września 1931 roku pod ciężarem bel drukarskich zawalił się chodnik przy Półwiejskiej 20, choć tam nie powinno być żadnego otworu. Kiedy udano się do piwnicy, wykryto wnękę założoną szczelnie deskami. Po usunięciu desek ujrzano stojący szkielet. Policja zabezpieczyła wszelkie materialne ślady. Wśród nich był fragment umazanego w błocie papieru. Po jego delikatnym oczyszczeniu okazał się być wezwaniem sądowym z widoczną sygnaturą 5D98/23. Po sprawdzeniu akt okazało się, że wzywany był w charakterze świadka Józef Jankowiak, zamieszkały w Poznaniu przy ulicy Bukowskiej 31. W aktach zachowała się notatka o poszukiwaniu świadka w związku z niestawieniem się na dwie kolejne rozprawy.

Agent śledczy zastał pod wskazanym adresem rodziców chłopca. Matka zeznała, że jej syn zniknął 9 lipca 1923 roku i mógł zostać zamordowany przez jej zięcia.

Wysłani w teren agenci śledczy ustali, że feralnego dnia Hałas wraz z młodym Jankowskim spędzili w restauracji Feliksa Radojewskiego przy ulicy Półwiejskiej 16 cały poranek wypijając sporo wódki. Młody ledwo trzymał się na nogach.

Ofiara się znalazła, władze polskie wystąpiły do władz francuskich o ekstradycję Leona Hałasa jako podejrzanego o dokonanie morderstwa.

W tym czasie szefostwo drukarni wystąpiło do władz o nadanie Hałasowi obywatelstwa francuskiego. Ponieważ Hałas nie dostarczył jakiegoś drobnego druku, więc przesunięto termin załatwienia sprawy o 10 dni. W dwa dni później do domku zawitała policja, by aresztować podejrzanego.

Podejrzany nie wiedział jeszcze o jednym. „Nie wiedziałem, że istnieje termin prekluzyjny do załatwienia wszystkich formalności przez rząd, domagający się od Francji wydania przestępcy w drodze ekstracyji. Gdyby do tego terminu władze polskie nie nadesłały wszystkich papierów, władze francuskie zwolniłyby mnie z więzienia i miałbym swobodę działania. Istniało prawdopodobieństwo, że sprawa nie zostanie w tym terminie załatwiona. Ja jednak o tym nie wiedziałem i nagle sam kategorycznie zacząłem domagać się załatwienia sprawy. To stało się powodem, że władze francuskie zażądały od władz polskich przyspieszenia formalności, które z trudnością zdołano załatwić w ostatnim dniu upływającego terminu. Później dopiero dowiedziałem się , że sam bezwiednie usunąłem możliwość odzyskania wolności.” (1)

Hałas postawił stanowczo nie przyznawać się do winy, ale.. jeden ze śledczych zapewnił go, że na wypadek szczerego przyznania się czeka go kara maksimum 3 lat więzienia. To przeważyło. Szóste dziecko było w drodze a jego żona przecież nie pracowała zarobkowo. Jak wyznał reporterowi podczas pobytu w więzieniu: „Mnie nie obchodziła cała zbrodnia, w dwie godziny po jej dokonaniu nic mnie już nie wzruszało i nawet teraz jestem zupełnie obojętny. Nie doznaję żadnego uczucia lęku i nie obawiałbym się nawet, gdyby miano wykonać karę śmierci! Nie mam do nikogo żalu i wiem, że należy mi się kara, ale z innego względu pragnąłbym, aby mi tę karę zmniejszono. Jeżeli coś mnie na świecie obchodzi, to tylko dzieci, które nad życie kocham i nie wiem dlaczego tak jest." (2)

Pierwsza rozprawa odbyła się w lutym 1932 roku. Oskarżony został skazany na 10 lat więzienia. Obydwie strony złożyły apelację, w której Hałas został skazany na karę śmierci.

Z kolei Sąd Najwyższy zamienił karę śmierci na karę bezterminowego więzienia, które odbywał we Wronkach.

Franciszka popadła w nędzę. Żyła z zapomóg od patronatu opieki nad więźniami. Dziećmi zaopiekował się ksiądz prałat Rolewski z Poznania, którego staraniem umieszczono je w internacie dla bezdomnych dzieci we Wronach.

1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa. Niemcy część więźniów wywieźli do obozów.

Leon Hałas w grudniu 1942 roku trafił do Mauthausen-Gusen, gdzie został zamordowany 1 lutego 1943 roku.

Jego żona Franciszka zmarła w Cieplicach Zdroju w grudniu 1953 roku.

Kara więzienia powinna spełniać funkcję izolacyjną, czyli odizolować przestępcę od społeczeństwa, by przestał być dla tego społeczeństwa zagrożeniem. Pełni również rolę prewencyjną – ma odstraszać potencjalnych przestępców przed wejściem na drogę występku.

Ponadto ma pełnić funkcję odwetową, kompensacyjną oraz poprawczą.

Przypadek Leona Hałasa jakoś wymyka się spod tych kwalifikacji, ponieważ jego umysł i emocje tkwiły w teflonowej bańce, związanej z żoną i dziećmi. Reszta świata dla niego nie istniała.

Jak powinno się karać ludzi o takiej psychice?

1/ ” Ścigamy Leona Hałasa, Tajny Detektyw, 10.07.1933 rok, numer 28.

2/ Tamże

 



tagi: morderstwo na półwiejskiej 20 w poznaniu  hałas  poznań międzywojenny 

ewa-rembikowska
15 lutego 2025 23:27
1     503    6 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

KOSSOBOR @ewa-rembikowska
16 lutego 2025 01:48

Ufff... Kryminałek, jak kryminałek! Horror! 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować