Złoty interes
Artykuł ze Szkoły Nawigatorów Nr 11/2016.
Marcel Boussac przyjechał do Paryża w 1907. Był młody, bezczelny i zaopatrzony w dobre bilety wizytowe a przy tym kieszeń jego spodni wypełniało 100 tysięcy franków w złocie. Przez matkę, która od 1892 roku dzieliła życie z poetą Katullusem Mendesem miał wejścia do salonów bohemy, przez ojca – do sfer wojskowych. Salony paryskie czekały właśnie na takie sensacje. Modnisie szybko kupiły jego pomysł, by ciemne tkaniny sukienkowe zastąpić kolorowymi kretonami. Sukces odniósł ogromny. Konto pęczniało. By nie zaprzepaścić szansy Boussac założył w 1911 roku przedstawicielstwo handlowe pod nazwą le Comptoir de l'industrie cotonnière (CIC), które stało się potem fundamentem pod budowę imperium bawełnianego. Wielowiekowy instynkt przodków podpowiadał Marcelowi, ze wielkie majątki można zdobyć tylko jedną drogą , tylko kręcąc się wśród możnych tego świata. Bez wątpienia takim miejscem, gdzie spotykała się cała socjeta towarzyska Francji były wyścigi konne. Widać rozmawiano tam nie tylko o folblutach, czy arabach. W 1913 stare wojskowe wróble ćwierkały o przygotowaniach do zmian na mapie politycznej świata. Oczywiście nie wiemy, czy powierzenie 24 letniemu jastrzębiowi funkcji szefa w spółce Société d'Impression des Vosges et de Normandie, która wkrótce stała się odpowiedzialna za zaopatrzenie wojska we wszelkiego rodzaju tkaniny było ruchem zaplanowanym w celu zagwarantowania sobie przez akcjonariuszy w mundurach dywidendy z akcji na przyzwoitym poziomie.
Wojna uczyniła z młodego biznesmena milionera. Miał środki, by od razu zacząć energicznie rozszerzać swoje imperium włókiennicze. Kupował fabryki, zakładał plantacje bawełny w koloniach francuskich. Każde jego działanie otrzymywało osłonę ze strony rządu i wojska, niezależnie, czy to była sprawa bezprawnej sprzedaży zasekwestrowanej części emisji kapitału akcyjnego Towarzystwa „Canadian Pacific Railway” przeznaczonej na rynek niemiecki, czy bezprawnego wejścia w posiadanie zakładów lniarskich w Żyrardowie. Można powiedzieć, że żył w organicznej symbiozie z generalicją i politykami.
Francja wyszła z Wielkiej Wojny zwycięsko. Uważała więc, że ma prawo roztoczyć protektorat polityczny, militarny i ekonomiczny nad nowymi państwami, które dzięki niej odzyskały niepodległość. Wraz z armią Hallera, która wróciła do Polski na przełomie 1919 roku przybyli do Polski liczni doradcy wojskowi, polityczni i ekonomiczni, tworząc tak zwaną kolonię francuską w Warszawie. Francuska Misja Wojskowa liczyła początkowo 429 oficerów, którzy błyskawicznie rozjechali się po kraju, by spenetrować możliwości przejęcia tych zakładów przez kapitał francuski, które rokowały szybki zwrot kapitału i duże zyski. Należał do nich przemysł wydobywczy, w tym ropa naftowa i węgiel, usługi komunalne, przewozy kolejowe, włókiennictwo. Drugim celem, było badanie możliwości uruchomienia produkcji pod kątem potrzeb wojska, dostaw sprzętu i realizacji kredytów. Panowie oficerowie działali sprawnie. Na przykład już w kwietniu 1920 roku zawiązało się w Paryżu Międzynarodowe Towarzystwo Transportowe do przewozu ropy naftowej i jej przetworów z Galicji do Francji.
W takich warunkach trudno się dziwić wizycie, którą Boussac - jak wieść głosiła protegowany samego marszałka Georga Clemenceau - złożył Ministrowi Przemysłu i Handlu na początku 1920 roku. Nie był sam. Towarzyszyło mu co najmniej dwóch dżentelmenów, takich co to nie lubią wokół siebie czynić wielkiego rozgłosu. Jednym był emerytowany generał brygady Edmond Ferry – ten, który zbagatelizował informację o mającym nastąpić ataku gazowym na pozycje francusko -kanadyjskie na północ od miasta Ypres, w belgijskiej wiosce Langemarck w kwietniu 1915 roku. Drugim Roger Kreppelin – pośrednik w handlu artykułami kolonialnymi sprowadzanymi z Indochin. Obydwaj panowie pełnili funkcję członków zarządu le Comptoir de l'industrie cotonnière – spółki ze stosunkowo nikłym kapitałem akcyjnym 10 milionów franków francuskich. Goście zaproponowali Ministrowi Olszewskiemu, by rząd polski oddał w ich zarząd Zakłady Żyrardowskie. W zamian obiecali, że wykupią od spadkobierców Spółki Handlowej Dittrich und Hielle z siedzibą w Krasnej Lipie (niem. Schönlinde) w Czechosłowacji gestyjny pakiet akcji, utworzą polsko-francuską spółkę akcyjną oraz zwrócą Skarbowi Państwa sumy wydane na odbudowę zakładów. Minister przystał na tę propozycję, pod warunkiem jednakże, że akcje zostaną podzielone po połowie dla kapitału francuskiego i polskiego. W kwietniu CIC miał już w swoich rękach 13 tysięcy, co stanowiło koło 32% akcji.
Ogółem kapitał Towarzystwa Akcyjnego Zakładów Żyrardowskich wynosił 9 milionów rubli, podzielonych na 36 tysięcy akcji na okaziciela po 250 rubli każda. Koło 2 tysięcy akcji należało do Niemców i Austriaków związanych ze spółką Ditrrich und Hielle, Polacy dysponowali tysiącem akcji. Pozostałe 20 tysięcy należało prawdopodobnie do Rosjan i zaginęło wraz z ich właścicielami podczas działań wojennych i rewolucji bolszewickiej.
W maju 1920 roku – jeszcze przed planowanym na czerwiec walnym zebraniem akcjonariuszy, – CIC wysłał 10 wagonów bawełny do zakładów. Walne odbyło się 11 czerwca. Do zarządu weszło 3 Francuzów i 3 Polaków. Zarząd miał wystąpić do rządu o zdjęcie z zakładów przymusowego zarządu państwowego. Polityka pokrzyżowała te plany. Wybuchła wojna na wschodzie Polski. Sowieci znaleźli się pod Warszawą. Zresztą Boussac przekalkulował sprawę i stwierdził, iż na razie opłaca mu się przeczekać zawieruchę. Miał we Francji inne zadania. W Haras de Fresnay-le-Buffard w Normandii założył właśnie stadninę koni, którą przez następne lata będzie konsekwentnie rozwijać, zaś miejsce to stanie się dyskretną przystanią dla polityków, deputowanych, wojskowych i dziennikarzy do rozmów nie tylko towarzyskich.
Na początku 1919 roku zakłady znajdowały się w opłakanym stanie. Budynki były w ruinie bez dachów, okien, drzwi i podłóg,. Czynna była roszarnia lnu oraz warsztat mechaniczny, gdzie naprawiano stare maszyny, które nie wyjechały ani z armią rosyjską, ani niemiecką. Razem pracowało koło 300 robotników. Dla uzmysłowienia skali dewastacji przypomnijmy, iż przed wojną ogólna ilość krosien wynosiła 1400, które obsługiwało 9 tysięcy robotników. Zarząd Spółki Dittrich und Hielle zwrócił się do rządu polskiego z propozycją, be ten pożyczył im na odbudowę 3,5 miliona franków szwajcarskich. Ówczesny minister Kazimierz Hącia nawet bez próby podjęcia jakichkolwiek negocjacji kategorycznie odmówił, choć ta opcja gwarantowała ciągłość funkcjonowania przedsiębiorstwa i pełnego wykorzystania jego profilu produkcyjnego Zarząd spółki 2 maja 1919 roku zamknął firmę. 16 maja minister wydał nakaz przejęcie zakładów żyrardowskich pod zarząd państwowy na mocy dekretu z 16 grudnia 1918 roku. W tym momencie rząd mógł znacjonalizować fabrykę, mógł wykupić akcje, mógł doprowadzić do wykreślenia firmy z rejestru handlowego, jednakże wolał czekać i jedynie pełnić rolę administratora majątku, Rząd udzielił zakładom subsydium na uruchomienie produkcji w wysokości 10 milionów marek oraz kredyt gwarancyjny na sumę 100 tysięcy funtów szterlingów na zakup surowców. Pod koniec 1919 roku przy odbudowie zakładu oraz produkcji zatrudnionych już było 1653 robotników. W roku 1923 zatrudnienie doszło do 66% a produkcja do 70% stanu przedwojennego.
Zarząd państwowy sukcesywnie odbudowywał zakłady żyrardowskie a nowo powołane władze spółki akcyjnej pod nazwą Towarzystwo Zakładów Żyrardowskich negocjowało w Ministerstwie Handlu i Przemysłu sprawę zabezpieczenia interesów Skarbu Państwa. Przedstawiciele strony rządowej domagali się zwrotu realnej wartości poniesionych przez państwo nakładów na uruchomienie fabryki oraz utrzymanie jej w ruch, a także przekazania 22 500 akcji na własność Skarbu Państwa. Natomiast grupa Boussaca miała inny pogląd. Uważała, że wystarczy, gdy zwróci wartość nominalną nakładów, czyli marka za markę.
Negocjacje o zdjęcie przymusowego zarządu z zakładów żyrardowskich trwały od września 1920 roku do sierpnia 1923 roku. W międzyczasie w dniu 21 lutego 1921 roku Francja i Polska zawarły traktat wojskowy. Jednym z jego punktów była możliwość udzielenia kredytu wojskowego w wysokości 400 milionów franków płatnych w czterech transzach. Francuzi opóźniali jednak efektywne uruchomienie pierwszej transzy, pomimo iż Polska podpisała towarzyszące umowy gospodarcze. W trakcie negocjacji struktury dostaw pożyczkodawca zażądał nagle dodatkowych gwarancji. Pożyczkę ostatecznie przyznano w grudniu 1923 roku po uzgodnieniu, że pierwsza transza obejmie dostawy demobilu wojskowego po cenie nowego sprzętu, druga transza będzie zabezpieczona na lasach gdańskich i bydgoskich, trzecia transza – na kopalniach Skarbofermu, zaś czwarta - na lasach częstochowskich, kozienickich i świętokrzyskich. W kuluarach zupełnie nieoficjalnie negocjatorzy francuscy poruszyli sprawę zdjęcia zarządu państwowego nad Żyrardowem i przekazania go grupie Boussaca. Ten zakład też produkował i miał produkować tkaniny dla wojska. Generał Ferry, choć sam nie należał do francuskiej misji wojskowej w Polsce , jednak był osobą bardzo wpływową.
Naciski na Ministra Przemysłu i Handlu w sprawie przekazania zakładów konsorcjum francuskiemu szły również ze strony Centralnego Związku Polskiego Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów, czyli Lewiatana, którego szefem był Andrzej Wierzbicki , będący jednocześnie akcjonariuszem Towarzystwa Zakładów Żyrardowskich. Lewiatan poprzez Polski Komitet Narodowy był członkiem Międzynarodowej Organizacji Handlowej, czyli lobbystów działających na rzecz upaństwawiania strat i prywatyzacji zysków. Akurat w marcu 1923 roku obył się w Rzymie kongres Izby, który podjął rezolucję – rozesłaną potem do wszystkich rządów – zalecającą walkę z etatyzmem państwowym.
Przekazanie odbudowanej fabryki nastąpiło w dniu 2 listopada 1923 roku. Zarząd Towarzystwa Akcyjnego złożył weksel gwarancyjny zamiast gotówki. Ostatecznie do Skarbu Państwa na początku stycznia 1924 roku wpłynęło 18 180 franków szwajcarskich zamiast 2 567 358 franków.
Był to efekt realizacji umowy podpisanej w dniu 13 sierpnia 1923 roku przez Ministra Przemysłu i Handlu Władysława Kucharskiego w rządzie Wincentego Witosa (rząd Chjenopiasta) - ósmego ministra powołanego na ten urząd w okresie 3 lat negocjacji.
Pan Boussac postawił na swoim. Nieomalże za darmo otrzymał kurę znoszącą złote jajka. Rozpoczął się mający trwać 10 lat kontredans z figurami, gdyż szybko się okazało, że intencje obu umawiających się stron są diametralnie różne. Francuzi – wychodząc z założenia sezonowości państwa polskiego - konsekwentnie tworzyli z Żyrardowa kolonię nastawioną na grabież bez znieczulenia miejscowych robotników. Różnica jedynie była taka, że Marcel rzadko przyjeżdżał do Polski, wolał szaleć swoim samochodem po Górnej Wolcie i tam rozjeżdżać tubylców, którzy przypadkiem znaleźli się na trasie jego przejażdżki. Władze polskie również konsekwentnie miały zasłonięte oczy i zatkane uszy, pomimo tego iż na bieżąco dochodziły do nich sygnały o nieprawidłowościach w zakładach.
Przez cały 1924 rok trwały w Sejmie RP przepychanki, by ministra Kucharskiego postawić przed Trybunałem Staniu za wyrządzone szkody Skarbowi Państwa w związku z oddaniem Zakładów Żyrardowskich grupie Boussaca. Nie udało się to, nie było kwalifikowanej większości.
We wrześniu 1926 roku posłowie Komunistycznej Frakcji Poselskiej złożyli w wniosek , by Sejm wezwał rząd do uruchomienia pod kontrola robotniczą Zakładów Żyrardowskich w związku z locautem trwającym od 23 lipca.
W grudniu tego roku z kolei posłowie klubu parlamentarnego NPR złożyli wniosek, by Sejm wezwał rząd do przejęcia zakładów pod zarząd państwowy. Podobny wniosek został złożony w czerwcu następnego roku prawdopodobnie pod wpływem memoriału Rady Miejskiej i Magistratu Miasta pod Żyrardowa pod tytułem „Przyczyny i skutki obecnego upadku Żyrardowa”.
Na biurko Ministra Opieki Społecznej trafiały raporty na temat liczby bezrobotnych w Żyrardowie oraz kwot wypłacanych zasiłków. Minister Spraw Wewnętrznych miał dane dotyczące ruchu ludności, samobójstw, napadów, grabieży, prostytucji. Natomiast Minister Skarbu nie dostawał żadnych informacji i też go to nie niepokoiło.
W dniu 22 października 1923 roku na Walnym Zebraniu akcjonariuszy Towarzystwa Zakładów Żyrardowskich ukonstytuował się Zarząd w następującym składzie: Stefan Jabłoński, Roger Koeppelin, Stanisław Karłowski, Władysław Wielopolski, Andrzej Wierzbicki (Lewiatan) jako dyrektorzy. Jan Ostrowski, Karol Treillard jako wicedyrektorzy.
Pierwszym posunięciem nowych władz spółki było wydanie nowej emisji akcji. Zamieniano jedną starą akcję na dwadzieścia nowych. Wydano 756 000 akcji po 20 zł. Po 240 tysięcy nikt się nie zgłosił. Zgodnie z ówczesnym prawodawstwem akcje te powinny zostać złożone do depozytu Skarbu Państwa, które mogło je sprzedać dopiero po 4 latach i wyłącznie w Polsce. Stało się inaczej. Po czterech miesiącach Boussac wypuścił je na giełdzie w Brukseli, gdzie zostały wykupione przez osoby/firmy przez niego kontrolowane. Należność za akcje zasiliła nie Skarb Państwa, ale konto Zakładów Żyrardowskich. Tym sposobem, choć oficjalnie grupa Boussaca posiadała 12,5% akcji, to faktycznie dysponowała ponad połową.
Drugim posunięciem było zwolnienie polskich inżynierów oraz handlowców i przyjęcie na ich miejsce Niemców – zadeklarowanych hakatystów. W efekcie prawie wyłącznymi odbiorcami wyrobów żyrardowskich stali się kupcy pochodzenia żydowskiego z Łodzi i Warszawy.
Trzecim posunięciem było podniesienie cen wyrobów o 100% z jednoczesnym ograniczeniem produkcji do 2-3 dni w tygodniu.
Rozpoczął się też okres wyprzedaży z zakładów wszystkiego, co się dało – gruzu, cegły, maszyn a nawet surowca. Za to zaczęto sprowadzać z Francji demobil wojskowy, odpady i braki, by po ostemplowaniu charakterystycznym stemplem sprzedawać jako wyrób miejscowy. Eliminowano też produkcję lniarską na rzecz bawełnianej. Surowiec pochodził oczywiście z afrykańskich plantacji bossa i był droższy o kilkanaście procent niż ten na giełdzie. Wszystko to miało na celu wyeliminowanie polskiej konkurencji z rynku międzynarodowego zaś przysporzenie kapitału konsorcjum francuskiemu.
Był to czas, gdy Boussac intensywnie rozwijał hodowlę koni . W 1927 roku polska prasa zamieściła informację, iż jeden z jego utytułowanych czempionów odbywał kurację borowinową w miejscowości kąpielowej Dax w landach francuskich.
Najgorszy okres dla zakładów nastał w 1926, kiedy na naczelnego dyrektora powołano Gastona Koehler-Badina. Gaston był z pochodzenia Alzatczykiem, z obywatelstwa Szwajcarem, z mentalności pruskim kapralem takim, co to bez chwili wahania potrafi skopać publicznie własnego kierowcę za zbyt wolne otworzenie drzwi samochodu.
Zadanie nowego dyrektora było bardzo proste. Otóż Marcel osoby, które w jakiś sposób były mu przydatne we Francji w prowadzeniu tam jego interesów wynagradzał, dając synekurę w Zakładach Żyrardowskich. Przykładowo Comte zarabiał 120 tysięcy złotych rocznie, Jean Vermeersch i Lucien Caen po 96 tysięcy, Pfau – 72 tysiące. Inaczej mówiąc koszt utrzymania 29 cudzoziemców wynosił rocznie koło 1,5 milionów złotych, natomiast 1800 robotników – nieco ponad 3 miliony złotych, czyli średni miesięczny zarobek robotnika wynosił około 139 zł. Zatem przy stałej produkcji (głównie zamówienia wojskowe), stałych kosztach surowca (zawyżonych), stałych kosztach zarządu jedynym sposobem na wyciśnięcie dodatkowego zysku (nie ujawnianego w księgach) była manipulacja tzw. siłą roboczą poprzez systematyczne zmniejszanie stanu zatrudnienia, funduszu płac, likwidację wszelkich rozwiązań socjalnych wprowadzonych za życia Dittricha, likwidację małej mechanizacji (wózki do przewozu ciężarów) oraz służb konserwatorskich. Odebranie robotnikom poczucia bezpieczeństwa finansowego i socjalnego to było jeszcze za mało. Jako metodę wymuszania pożądanych zachowań Koehler wybrał terror psychiczny. Psychoza zapanowała taka, że ludzie w obawie przed utratą pracy bali się własnego cienia, bali się odezwać. Szantaż i donosicielstwo stało się normą. Żeby pokazać swoją siłę i upokorzyć mieszkańców, odebrać im tożsamość i godność dyrektor poszedł też na wojnę z miastem. Kazał zamknąć ogród przyfabryczny , Dom Ludowy oraz szkołę tkacką, wystawił magistratowi natychmiastowy nakaz zapłaty 30 tys. zł za użytkowanie dwóch budynków szkolnych za okres 4 lat. Pozbawił połowę miasta elektryczności, gdyż nie pozwolił na przeciągnięcie kabla przez teren zakładów. Ba! odciął nawet dostęp do jedynego publicznego szaletu.
Miasto umierało razem z mieszkańcami. Ludzie modlili się, aby coś się stało, co zmieni ich sytuację. Opatrzność wysłuchała ich próśb. Rozpoczął się kolejny akt dramatu. Egzekutorem okazał się Julian Blachowski – sybirak, wrzodowiec, neurastenik i alkoholik – były urzędnik Zakładów Żyrardowskich i współautor memoriału do władz. W dniu 26 kwietnia 1932 roku podszedł do wychodzącego z cukierni Ziemiańska na ulicy Mazowieckiej dyrektora Koehlera i poprosił o pozostawienie jego żony w służbowym mieszkaniu w Żyrardowie. Ten warknął: Weg! Padły dwa strzały. Przechodnie podbiegli do trupa. Policjanci aresztowali sprawcę. Gazety ogłosiły sensację. Proces Blachowskiego relacjonowany przez wszystkie gazety w całej Polsce wybił korek od tej butelki, w której miało być mleko a było szambo. Już dalej nie dało rady ukrywać rabunkowej gospodarki Francuzów w Żyrardowie w swoim działaniu zahaczającej o kodeks karny.
Zakłady Żyrardowskie otrzymały nowe kierownictwo, które nie szykanowało już tak jawnie pracowników. Dyrektorem został Jean Vermeersch, zaś jego zastępcą Lucien Mojżesz Caen prywatnie szwagier Boussaca. Zaczął za to zmieniać się klimat na zewnątrz fabryki. Pod koniec 1927 roku Francuska Misja Wojskowa zakończyła swoją działalność w Polsce. W 1932 roku rząd zawarł układ ze Związkiem Radzieckim a w 1934 z Niemcami. W polityce chwilowo zapanował spokój. Francuzi zaczęli budować linię Maginota, czyli postanowili przejść wobec Niemiec na pozycje defensywne. Z kolei Instytut Lniarstwa w Wilnie rozpoczął bardzo mocny lobbing na rzecz rozwoju uprawy i wykorzystania lnu. Szykowały się ogromne zamówienia dla monopoli oraz służb państwowych.
W takiej sytuacji drobni polscy właściciele w roku 1933 zawiązali syndykat Mniejszości Akcjonariuszy Towarzystwa Zakładów Żyrardowskich, chcąc wymóc na zarządzie nie tylko wypłatę dywidendy, ale i podanie podstawowych chociażby informacji, jak na przykład: obroty handlowe, wynagrodzenia członków zarządu i rady nadzorczej, prowizji pobieranej przez CIC za pomoc finansową, handlową, techniczną. Na początku roku po awanturze na Walnym Zgromadzeniu syndykat wniósł skargę do Sądu Okręgowego w Warszawie, w której domagał się uchylenia uchwał walnego zgromadzenia z dnia 22 stycznia 1934 roku jako sprzecznych z dobrymi obyczajami oraz nałożenia sekwestru sądowego i mianowania sekwestratora w celu zabezpieczenia powództwa. Sąd przychylił się do wniosku, stwierdzając, iż gospodarka większości francuskiej wykazuje znamiona przestępstw karnych.
Równolegle ożywił się urząd skarbowy, który zarządził rewizję ksiąg handlowych. Stwierdził on, iż zarząd Zakładów przez 8 lat dopuszczał się systematycznie uchybień podatkowych na szkodę Skarbu Państwa (nieopłacanie stempli w obrocie wekslowym) i nałożył karę w wysokości 10 milionów złotych.
W dniu 13 marca 1934 roku sekwestratorzy sądowi weszli do Zakładów Żyrardowskich. Zatrudnionych było w niej wówczas 1800 robotników, była ogołocona z zapasów oraz zadłużona na sumę 10 milionów złotych, jednym słowem znajdowała się w przededniu upadłości. Pierwsze trzy miesiące przymusowego zarządu przyniosło zwiększenie zatrudnienia do 2 800 robotników, zysk w wysokości 200 tysięcy złotych, reorganizację przędzalni, remont maszyn, polepszenie jakości wyrobów, zwiększenie portfela zamówień.
Boussac nie zamierzał czekać biernie na rozwój wypadków. Przystąpił do kontrofensywy. Wystąpił natychmiast z wnioskiem o uchylenie orzeczenia i rozpoczął kampanię w prasie francuskiej przeciwko Polsce. Jednocześnie podjął próbę skaperowania części mniejszości polskiej. W charakterze emisariusza wystąpił mecenas Aleksander Lednicki. W efekcie jego działań w dniu 3 sierpnia w majątku senatora Artura Dobieckiego w Biskupicach koło Sieradza, gdzie Marcel Boussac przybył incognito podpisano układ między większością francuską i mniejszością polską, który zakładał powołanie trybunału arbitrażowego, mającego zbadać rozrachunki za lata 1925 -1934, do którego każda ze stron powołuje jednego przedstawiciela. Strona francuska zgodziła się na zwiększenie produkcji lniarskiej kosztem bawełnianej. Układ ten miał stać się podstawą dla sądu do umorzenia postepowania i likwidacji sekwestru sądowego.
Polscy akcjonariusze, którzy nie brali udziału w spotkaniu w Biskupinie wnieśli do sądu protest przeciwko tej ugodzie. Sędzia apelacyjny do spraw wyjątkowego znaczenia Jan Demant był podobnego zdania. Zarządził postepowanie śledcze przeciwko francuskiej dyrekcji Zakładów Żyrardowskich. Na jaw wychodziły coraz to nowe fakty dotyczące fałszowania ksiąg, rozmów, nieformalnych porozumień, przekazanych łapówek. Największą wiedzę w tym temacie bez wątpienia posiadał mecenas Lednicki, który został wezwany na przesłuchanie. Niestety w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach 10 sierpnia wypadł z wysokiego parteru i złamał sobie podstawę czaszki. Oficjalnie wypadek ten uznano za samobójstwo. Niezależnie od przyczyn denat wszystkie tajemnice zabrał ze sobą do grobu. Sześć dni później dwóch dyrektorów Jean Vermeersch oraz Lucien Mojżesz Caen trafiło do aresztu, we wrześniu dołączył do nich Henryk hrabia Potocki.
Boussac próbował innych rozwiązań. W sierpniu w Gdyni prowadził rozmowy w sprawie odstąpienia francuskiego pakietu akcji konsorcjum szwajcarsko-włoskiemu, które oczywiście sam by kontrolował. We Francji łożył duże sumy na przekonanie osób wpływowych, iż sprawa żyrardowska jest konfliktem gospodarczo-politycznym. Tak samo działał w Warszawie, głównie wśród towarzystwa polsko-francuskiego. W efekcie w sprawie aresztowanych dyrektorów interweniował u Ministra Skarbu ambasador Francji Laroche, zaś oświadczenie w parlamencie złożył premier Fladina, który niegdyś był zatrudniony w grupie Boussca jako syndyk. Rząd francuski wydalił grupę 97 polskich górników. Boussac złożył w jednym z warszawskich banków akredytywę na sumę 15 mln złotych jako pokrycie ewentualnej kaucji za zwolnienie z aresztu dyrektorów, co nastąpiło pod koniec grudnia.
W następnym roku CIC wytoczył proces przed sądem francuskim departamentu Sekwany przeciwko zarządowi przymusowemu o wielomilionowe odszkodowanie za zerwanie umowy na dostawę surowców do fabryk żyrardowskich. Sąd wydał wyrok uznający zasadność tych pretensji.
W drugiej połowie 1935 roku sąd handlowy mógł zapoznać się z ekspertyzą sporządzoną przez 3 biegłych rewidentów i jednego specjalistę od włókiennictwa, która miała ustalić szkody poniesione przez mniejszość akcjonariuszy. Konkluzja była następująca. Przez różne mechanizmy inżynierii finansowej przez 10 lat Żyrardów nadpłacił CIC bez mała 26 milionów złotych. Przez ten okres nie wypłacił ani razu dywidendy. Zdaniem biegłych straty te należałoby jeszcze podwyższyć o sumy wynikające ze sztucznego obniżania wartości akcji.
Drobni akcjonariusze zrzeszeni w syndykacie dążyli do wyprocesowania chociaż części wymienionej sumy.
Przez kilka miesięcy 1936 roku rząd polski prowadził z rządem francuskim rokowania w sprawie kredytów i pomocy finansowej dla celów dozbrojenia armii, uruchomienia kolejnych transz pożyczki kolejowej na dokończenie budowy magistrali Śląsk – Gdynia oraz redyskonta dla Banku Polskiego w Banku Francuskim. Premierem Francji był wówczas Leon Blum - socjalistyczny polityk urodzony w należącej do średniej klasy rodzinie żydowskiej a zarazem były doradca prawny i pełnomocnik sądowy francuskiego króla bawełny. Na jego osobiste życzenie do negocjacji handlowych włączono sprawę Żyrardowa, które w międzyczasie przejął od Boussaca w drodze rozrachunków rząd francuski. W tej kwestii została zawarta ugoda w dniu 27 listopada 1936 roku.
Strona polska zobowiązała się zapłacić za gestyjny pakiet akcji 11 milionów złotych oraz umorzyć wszelkie postępowania cywilne i karne wobec byłego zarządu. Natomiast strona francuska zrzekła się wszelkiego rodzaju wierzytelności w stosunku do Zakładów Żyrardowskich.
W grudniu 1936 roku gestyjny pakiet akcji przeszedł w posiadanie Skarbu Państwa, który oddał fabrykę w zarząd Państwowemu Bankowi Rolnemu.
W styczniu 1937 roku drobni akcjonariusze otrzymali przyrzeczenie wypłaty dywidendy w wysokości 12 zła za akcje za trzy lata z okresu francuskiego zarządu. Na ten cel miały zostać przeznaczone pieniądze z dywidendy należnej Skarbowi Państwa oraz z podatku dochodowego od zysku bilansowego za rok 1936/37.
Bilans na dzień 30 czerwca 1937 wykazał zysk w wysokości 883 578,22 zł.
Marcel Boussac zmarł 21 marca 1980 roku. Rodzina przekazała dokumenty dotyczące jego rozległego imperium biznesowego do Archiwum Państwowego w Paryżu. Większość dokumentów otrzymała status możliwych do ujawnienia po 30 latach, tylko sprawa żyrardowska została potraktowana inaczej. Tu okres karencji przewidziano na 100 lat.
Monitor Polski Nr 197 z 1919 roku
Monitor Polski 24 z 1919 roku - Walne jeszcze przed przejęciem przez króla bawełny.
tagi: boussac francuska misja wojskowa żyrardów zakłady lniarskie w żyrardowie gospodarka ii rp
![]() |
ewa-rembikowska |
14 listopada 2017 20:40 |
Komentarze:
![]() |
jolanta-gancarz @ewa-rembikowska |
14 listopada 2017 22:15 |
Cóż za genialne sformułowanie: "lobbyści na rzecz upaństwawiania strat i prywatyzacji zysków"! Współczesna gospodarka globalna w pigułce.
![]() |
ApesCornelius @ewa-rembikowska |
14 listopada 2017 22:27 |
Jak bym czytał o dzisiejszej Polsce. Jak to historia kołem się toczy.
Świetny artykuł.
![]() |
ewa-rembikowska @jolanta-gancarz 14 listopada 2017 22:15 |
14 listopada 2017 22:32 |
Bo to przecież nie dzisiaj i nie wczoraj się zaczęło.
A tym lobbystom (Wierzbicki, Lednicki) trzeba by się też dokładniej przyjrzeć, bo to była linia Rosja - Francja.
![]() |
ewa-rembikowska @ApesCornelius 14 listopada 2017 22:27 |
14 listopada 2017 22:34 |
Mechanizmy nie zmieniają się od lat, tylko dekoracje, aktorzy i statyści.
![]() |
betacool @ewa-rembikowska 14 listopada 2017 22:32 |
14 listopada 2017 23:05 |
Napiszę o tym Lewiatanie, Wierzbicki lubił powspominać.
![]() |
ewa-rembikowska @betacool 14 listopada 2017 23:05 |
14 listopada 2017 23:40 |
świetnie
![]() |
Szczodrocha33 @ewa-rembikowska |
15 listopada 2017 02:18 |
"Naciski na Ministra Przemysłu i Handlu w sprawie przekazania zakładów konsorcjum francuskiemu szły również ze strony Centralnego Związku Polskiego Przemysłu, Górnictwa, Handlu i Finansów, czyli Lewiatana, którego szefem był Andrzej Wierzbicki , będący jednocześnie akcjonariuszem Towarzystwa Zakładów Żyrardowskich. Lewiatan poprzez Polski Komitet Narodowy był członkiem Międzynarodowej Organizacji Handlowej, czyli lobbystów działających na rzecz upaństwawiania strat i prywatyzacji zysków. "
Tym Lewiatanem zainspirowaly sie pewnie polskie "elity" w latach 90-tych kiedy to stworzyly w 1999 roku Polska Konfederacje Pracodawcow Prywatnych Lewiatan. Na jej czele od samego poczatku stoi wyjatkowo przedsiebiorcza niewiasta, pani Henryka Bochniarz. Jej dlugoletnie czlonkostwo PZPR (1978-1990) i bycie I Sekretarzem POP w Instytucie Koniunktur i Cen wcale nie przeszkodzilo jej w wyjazdach do USA jako stypendystce Fundacji Fulbrighta. Pewnie jako specjalistka sprawdzala za oceanem konfitury (przepraszam za przejezyczenie, oczywiscie - koniunktury) i ceny.
Te informacje sa w polskiej wikipedii, tam jest jeszcze wiecej, o tym w jakich spolkach i radach nadzorczych ona zasiada lub zasiadala.
Wyglada tez na to ze docenil ja nawet Lech Kaczynski powolujac ja w sklad Narodowej Rady Rozwoju.
Nic dziwnego ze tak sie swietnie rozwijamy jako narod. Majac takich doradcow....
![]() |
qwerty @ApesCornelius 14 listopada 2017 22:27 |
15 listopada 2017 07:50 |
tak, bo jest artykuł o wyzuwaniu z: własności, udziałów w rynku, etc;- i wg tych metodyk działają środowiskowe grupy powiązane z aparatem bandyckiego totalitarnego państwa; to jest kalka na wczorajsze i dziesiejsze czasy, a co z czasami przyszłymi?
artykuł jest jak wykład, dziękuję, bo uzupełnia wyniki/diagnozy naszych działań
![]() |
qwerty @ewa-rembikowska 14 listopada 2017 22:34 |
15 listopada 2017 07:52 |
i chyba jest to dobra maniera publicystyczna do opisywania obecnej patologii; skorzystamy ze wzorca
![]() |
ewa-rembikowska @qwerty 15 listopada 2017 07:52 |
15 listopada 2017 09:40 |
myślę, że tak, gdyż nie wywołuje takich skrajnych emocji jak opisywanie teraźniejszości.
![]() |
Paris @ewa-rembikowska |
16 listopada 2017 00:49 |
Super, super, super tekst !!!
![]() |
MarekBielany @Paris 16 listopada 2017 00:49 |
16 listopada 2017 01:11 |
Witam na mazowieckiej ziemi ?!
![]() |
ewa-rembikowska @Paris 16 listopada 2017 00:49 |
16 listopada 2017 09:48 |
Witamy!!!!
![]() |
Magazynier @ewa-rembikowska 14 listopada 2017 22:32 |
16 listopada 2017 21:00 |
Kurcze, Lewiatan dzisiaj to ta sieć polskich marketów.
![]() |
Magazynier @ewa-rembikowska |
16 listopada 2017 21:01 |
Mocne, "węgierskie", jak mawiał mój kolega ze studiów. Bardzo lubię ten artykuł. Mój plus. Szkoda że można tylko jeden.
![]() |
Magazynier @Paris 16 listopada 2017 00:49 |
16 listopada 2017 21:02 |
Ufam, że książka dotarła. Jakby co napisać na wewnętrzną.
![]() |
ewa-rembikowska @Magazynier 16 listopada 2017 21:00 |
16 listopada 2017 22:49 |
no, nie tylko, jeszcze Pani Bochniarz