-

ewa-rembikowska : Wczoraj Warszawianka, dziś Kujawianka.

"Uczyłem się rzemiosła rycerskiego tak, jakom mógł, a ztąd służyłem wiernie, gdzie mi się trafiało", czyli o ironii losu.

Na trasie Głogów Poznań leży Śmigiel -  miasto młynarzy, sukienników i tkaczy. Niegdyś na wzgórzach stało 99 wiatraków, bo gdy wybudowano ten setny to któryś z istniejących zawsze ulegał destrukcji. Tyle mówi legenda. W połowie szesnastego wieku miasto  przeżywało swoje najlepsze lata, mimo że jego właściciele zmieniali się dość często.  Leżało przy ważnym szlaku komunikacyjnym, co tydzień odbywały się targi na bydło, miało przywilej organizowania siedmiu jarmarków kramnych w ciągu roku. Poza tym była tu fantastyczna woda źródlana, służąca do wyrobu wybornego piwa oraz... hodowli pijawek leczniczych, które docierały nawet do Chin.

Od 1576 roku  Śmigiel miał własny wodociąg. Wodę pobierano z dość głębokiego źródła, za pomocą ślimaka do wieży, a stąd drewnianymi rurami płynęła do ogólnodostępnych studni  i domów.

Koło siebie żyli wyznawcy czterech religii – katolicy, żydzi, ewangelicy i arianie, którzy wyodrębnili się z polskiego kościola kalwińskiego. Śmiegiel był wówczas centrum społeczności ariańskiej. Bracia polscy mieli tu swój  zbór okresowo z aż trzema ministrami, wybitnymi działaczami jak Andrzej Lubieniecki, Jan Caper z Międzyrzecza czy Walenty Szmalc z Gotha. Śmigiel gościł luterańskich kaznodzieli z Niemiec, Holandii, Hiszpani, Szwajcarii, Italii. Na ważne uroczystości religine zjeżdżali mieszkańcy Poznania i okolic. Zbór prowadził własną szkołę, która uczyła swych wychowanków czytania, pisania, rachunkowości, religii, początków języka łacińskiego i nauk przyrodniczych. Nauczycielami byli wybitni arianie: Ruar, Krotowicjusz, Völkel, Lubieniecki, Smalcius. Wszyscy bracia byli erudytami. Na pamięć znali  Pismo Święte, Ewangelie, Ojców Kościoła, moralistów i myślicieli. Dysputom i polemikom nie było końca. Publikowane je we własnym wydawnictwie. Gmina funkcjonowała świetnie  póki były pieniądze.


W okresie rozkwitu i sławy miasta na czele zboru, gminy i drukarni  stał Eliasz Arciszewski - od 1589 roku współwłaściciel miasta.  Tak jak w Lesznie tak i w Śmiglu krzewieniem reformacji zajęli się szlachcice – właściciele miast. Eliasz miał to szczęście, że przyżenił się do bogatej aiańskiej rodziny Zakrzewskich. Jego żona Helena była córką komornika poznańskiego i dziedziczką Rogalina.

Arciszewscy herbu Prawdzic wywodzili się z Prus Zachodnich z okolic Gdańska. Prawdopodobnie tam młody Eliasz zetknął się z nowym nurtem religinym i popłynął na jego fali tak bardzo, że aż za bardzo. Arianie odrzucali dogmat Trójcy Świętej, odmawiali służby w wojsku i urzędach.  Głosili hasła równości stanów i płci, zezwalając kobietom na wygłaszenie kazań w świątyniach.  Mówili o zniesieniu poddaństwa chłopów i likwidacji kary śmierci, potępiali posiadanie wielkich majątków i zakazywali swoim wyznawcom udziału w wojnach, nawet tych obronnych. Jako pacyfista brat Eliasz  nosił drewniany miecz przytroczony do pasa.


Właściciel Śmigla był filozofem a nie gospodarzem, zbór finansował początkow z dochodów z majątku a potem, gdy te coraz bardziej się kurczyły – z pieniędzy pożyczonych. W pewnym momencie sytuacja na tyle przerosła seniora, że ten poruczył załatwianie spraw finansowych swojej żonie. Biedna kobieta przez kilka lat robiła co mogła, negocjowała z wierzycielami, odraczała, komasowała długi, w końcu co miała to sprzedała  arianinowi Kasprowi Jaruzelowi Brzeźnickiego – adwokatowi przy trybunałach, mieszczaninowi, który dopiero co wszedł do stanu szlacheckiego przez dobry ożenek.  Z dużej fortuny starej Arciszewskiej pozostał jej kawałek ziemi w Nietążkowie obciążony długiem na rzecz Brzeźnickiego. Rodzina popadła w nędzę, starzy Arciszewscy nie mieli żadnych dochodów poza zasiłkiem wypłacanym przez  księcia Krzysztofa Radziwiłła.

Brzeźnicki  - kazuista biegły z arkanach sądowych nie ograniczył się do przejęcia majątku brata w wierze, uzurpował sobie dodatkowe prawo do wtrącania się w sprawy rodzinne, w tym w sposób wychowania synów oraz ich kształcenia.

Taka atmosfera musiała wpłynąć na psychikę modzieńców, którzy szczerze znienawidzili  człowieka, który  - jak uważali – wzbogacił się na ich krzywdzie a dodatkowo, przy każdej okazji  nieustająco ich poniżał. Jak to często w życiu bywa wybrali inną drogę życiową niż ojciec wojujący słowem. Dwóch z nich najlepiej czuło się w armii, choć w przypadku średniego Krzysztofa nic tego nie zapowiadało. Urodził się on w Rogalinie – 6 grudnia 1592 roku. Do szesnastego roku życia był bardzo chorowity. Wszystko się zmieniło, gdy poszedł na służbę dworską i wojskową do Krzysztofa Radziwiłła  hetmana polnego buławy litewskiej – możnego magnata, który zajmował się pomoca innowiercom w Polsce. Młodzieniec u boku swego preceptora szybko ujawnił niesłychany talent wojskowy, zrobiłby pewnie karierę w armii Rzeczpospolitej, gdyby nie wypadek. 

Synowie poprzysięgli zemstę i jej dokonali.  19 kwietnia 1623 roku urządzili zasadzkę, pojmali Brzeźnickiego. Krzysztof zapropnował mu zrzeczenie się Śmigla w zamian za życie. Zadufany w sobie i chytry ponad miarę Brzeźnicki nie uwierzył i zginął. 

Zbory ariańskie wykluczyły Eliasza juniora i Krzysztofa Arciszewskich ze swojego grona i skazały na infamię i banicję. Po 2 latach doszło do ugody między wdową po Brzeźnickim  i rodziną Arciszewskich, jednak w wyniku tego konfliktu zbory śmigielskie upadły, a jego dobra przeszły na własność katolików.
Mimo to, sąd grodzki w Poznaniu wydał w roku  1628 dekret zaoczny skazujący Krzysztofa Arciszewskiego, jego brata i siedmiu towarzyszy zbrodni na capitis et infamiae.

Krewki kawaler od czterech lat był  za granicą. Pojechał do w Holandii. Jego mentorem dalej był Radziwiłł. Krzysztof zaciągnął się do gwardii holenderskiej. Równocześnie podjął naukę w akademii wojennej w Lejdzie na wydziałach nawigacji i inżynierskim. Trochę głodował, tym niemniej uczył się pilnie i eksperymentował.  W 1625 roku skonstruował urządzenie do chodzenia po dnie  i wypróbował je nad morzem w pod Scheveningen stając się pionierem akwanautyki polskiej. Potem wsławił się konstrukacjami ułatwiającymi  pokonywanie przeszkód wodnych.


Na początku 1626 rok, Arciszewski wrócił na Litwę na dwór Radziwiłła, by wkrótce wyjechać do Paryża, by poprowadzić proces sądowy przeciwko Michałowi Russelowi o sprzeniewierzenie pieniędzy magnata.   To był oficjany powód, nieoficjalnie Krzysztof miał nawiązać tajny konatakt z  Gastonem Orleańskim w sprawie objęcia tronu polskiego po detronizacji Zygmunta III Wazy.
Krzysztof zabiegi sądowe i dyplomatyczne połączył z zajeciami praktycznymi, czyli pogłębianiem wiedzy z zakresu artylerii w tamtejszej szkole wojennej. 
Okazało się, że dyplomata i szpieg jest z niego kiepski.  Intryga została wykryta, Radziwiłł odciął się od wychowanka, król  wysyłał listy do infantki hiszpańskiej  i Izabeli regentki Belgii o wydanie zdrajcy.

Arciszewski wycofał się taktycznie na wojenne pole. Od tej pory swój cel zdefiniował jako wierną służbę tej armii, z którą podpisał kontrakt. Miał w czym wybierać, bo wszyscy walczyli ze wszystkimi o wszystko, tzn.  głównie o surowce, panowanie nad szlakami handlowymi, portami, koloniami  oraz rynkami zbytu starymi i tymi, które dopiero zaczęły się kształtować.

Do starych mocarstw kolonialnych, jak Hiszpania i Portugalia, w szybkim tempie chciały doszlusować nowe, czyli Anglia, Francja i Holandia. W rozkwicie była epoka wielkich odkryć geograficznych i podbojów kolonialnych.  Najemnicy byli w cenie, nikt nie pytał skąd jesteś, tylko czy dobrze potrafisz walczyć.  Koniunkturę tę wykorzystał temperamentny młodzian, który po zniechęceniu się do dyplomacji, postanowił zdobyć sławę jako żołnierz.


Zaciągnął się do wojska holenderskiego pomagającego królowi Francji w rozprawie z mieszczanami z La Rochelle. W maju 1621 r. miasto proklamowało swoją niezależność i ustanowiło konstytucję "państwa protestanckiego". Jako centrum protestantyzmu  było wspierane przez Anglię, nie bez przyczyny. Port leżący nad Atlantykiem był ważnym punktem przeładunkowym na trasach handlowych pomiędzy starym a nowym światem. Do portu co roku wpływało kilkaset statków wiozących niewolników z Afryki na plantacje cukru w Santo Domingo, skąd był on zabierany i sprzedawany w całej Europie.


Arciszewski – specjalista od inżynierii wojskowej – wraz z oficerami francuskimi zaprojetował  i nadzorował budowę grobli morskiej, która odcięła oblężonych od angielskich dostaw żywności i broni. Jednocześnie przeprojektował  kształt kul do kartaczy oraz proces technologiczny ich wytopu, przez co uzyskał większą celność oraz większy rozrzut pocisku.


Po powrocie do Holandii okryty sławą żołnierz wybrał służbę w holenderskiej Komapanii Zachodnioindyjskiej – spółce, która miała państwowy monopol na handel i transport  na obszarze Afryki Zachodniej, na południe od Zwrotnika Raka, w Ameryce oraz na wszystkich wyspach pomiędzy Funlandią i Cieśnina Magellana. Otrzymała jurysdykcję nad handlem niewolnikami z Afryki, Brazyli, Karaibów i Ameryki Połnocnej. Oprócz własnej floty  miała swoją armię, mogła prowadzić wojny i zawierać traktaty pokojowe.


Od początku  1629 roku Kompania Zachodnioindyjska czyniła przygotowania do wyprawy do Brazylii, by przejąć tam z rąk Hiszpanów i Portugalczyków plantacje i handel trzciną cukrową na północno-wschodnim wybrzeżu.  Holendrzy wiedzieli po co jadą. Handel cukrem przynosił ogromne zyski, jednak produkcja wymagała sporych nakładów finansowych, niewolników trzeba było sprowadzić z Afryki, zaś urządzenia techniczne, w tym młyny  z Europy. Portugalia zaczęła zakładać plantacje w Brazylii w 1533 roku, ale ani Korona ani właściele ziemscy nie dysponowali odpowiednimi zasobami kapitału, aby zagospodarować plantacje na wielką skalę. Pojawili się inwestorzy z Niderlandów, którzy pożyczli pieniądze w zamian za zagwarantowany przez króla portugalskiego  monopol na sprzedaż cukru na terenie Europy. Wszystko się zmieniło w momencie, gdy Hiszpania zdominowała Portugalię i odsunęła Holendrów od handlu z Brazylią, czyli odcięła ich od zysków. Tego było za wiele. 


Wyprawa przeciwko kolonistom hiszpańskim i portugalskim w Brazyli ruszyła 16 listopada 1629 roku. Brazylijski brzeg miał też znaczeni strategiczne. Kto nim władał, ten kontrolował szlaki komunikacyjno-handlowe na Oceanie Atlantyckim w trójkącie Europa – obie Ameryli i Afryka.
16 listopada tego roku z Holandii wypłynęło 70 okrętów i 7 tysięcy żółnierzy, wśród których był kapitan Arciszewski, który podpisał kontrakt na 3 lata. Pierwszym celem ekspedycji było zdobycie Olindy - stolicy Pernabuco. Port od strony morza był silnie ufortyfikowany, miał podwójna linie palisad, zatopione statki broniły wejścia, odpowiednio ustawione działa raziły celnie pociskami.


Plan przygotował Arciszewski. Zwiad ustalił, że miasto jest silnie ufortyfikowane tylko od strony morza. W związku z czym, flota markowała atak a w międzyczasie piechota po desancie na ląd przeprowadziła atak z drugiej strony. Olinda musiała się podddać, a wraz z nią port i dwie twierdze. Zwycięstwo to było początkiem ponad dwudzistoletniej okupacji Penambuco - głównego producenta cukru na świecie.


Kolejnym sukcesem kapitana był plan zdobycia bogatej w winnice oraz plantacje trzciny cukrowej  wyspy Itamaraka, który zakładał budowę cypla jak najdalej wysuniętego w stronę twierdzy. Stamtąd przez wiele dni prowadzono nieustanne bombardowanie portugalskich obrońców, którzy w końcu  musieli się poddać.  Sukcesy odnoszone na polu walki dały Arciszewskiemu szybki awans na majora.


W marcu 1633 roku Arciszewski wrócił wraz z wodzem naczelnym Waerdenbruchem do Holandii, by złożyć sprawozdanie z dotychczasowych działań oraz uzyskać  dalsze instrukcje. Stany Generalne Holandii jako cel dla Kompanii wyznaczyły całkowite opanowanie prowicji Pernambuco. Krzysztof Arciszewski zaś został awansowany na stopień pułkowika i wrócił do Brazyli jako głównodowodzący działaniami wojennymi.


9 sierpnia 1634 roku eskadra czterech uzbrojonch okrętów wpłynęła do portu w Reclifie, gdzie świeżo mianowany pułkownik zrzekł się funkcji naczelnego dowódcy na rzecz Zygmunta Schkoppego. Holenderskie siły lądowe liczyły 4136 żołnierzy, flota morska dysponowała 42 okrętami z załogą 1500 marynarzy. 


Nieomalże z marszu – po krótkim rekonesansie – dowództwo postanowiło zdobyć Paraibę – wielkie miasto oddalone od Recife o 110 km. Miasto było usytuowane 18 kilometrów w głąb lądu a dostępu do niego broniły trzy forty. Dwa u ujścia rzeki i jeden na wyspie.


Holendrzy do oblężenia przystąpili z czterema tysiącami żołnierzy i 42 statkami. Pierwszą decyzją było wprowadzenie 7 statków w głąb rzeki, by uniemożliwić kontakt miasta z twierdzami. Pozostała częśc floty została przy brzegu, gdzie zadbano o zaopatrzenie wojska, zakładając wzmocniony szańcem port przeładunkowy i magazyn. Piechota została podzielona na dwa pułki, które założyły oddzielne obozy. W dniu 3 grudnia rozpoczęto prace oblężnicze przy Forcie św. Katarzyny, budując reduty, baterie na działa, aprosze, wąskie, kręte rowy oblężnicze, umożliwiające atakującym skryte dojście do obleganej twierdzy.Codziennością był ostrzał oraz ataki harcowników.


W połowie grudnia do akcji wkroczyły statki, które z powodzeniem zaatakowały siłą 400 żołnierzy wyspę z Fortem św. Boneta. Cała załoga została wybita. W tej sytuacji Fort Św. Katarzyny poddał się,  400 żołnierzy puszczono wolno. 23 grudnia skapitulował przed Arciszewskim Fort św. Antoniego, a następnego dnia  von Schkoppe zajął miasto.


Arciszewskiego czekało teraz najtrudniejsze zadanie. Miał 800 żółnierzy i szedł z nimi n apołudnie, by przejmować pod administrację holenderską latyfundia i gospodarstwa rolne. Po przebyciu 200 km zatrzymała go twierdza Arraial Velho do Bom Jesus, dokąd porucznik gubernator Pernambuco Matias de Albuquerque w 1630 roku   wobec przeważających sił najeźdźcy wycofał siły portugalsko-brazylijski. Fort leżał  na wzgórzu na brzegu rzeki Capibaribe, około 6 km na zachód od  od historycznego centrum Recife i Olinda i bronił dostępu do plantacji rozlokowanych w głębi lądu. Jednocześnie fort stanowił bazę wypadową dla działań partyzanckoch na wybrzeżu, co ograniczyło panowanie holenderskie do dwóch miast.


Holendrzy wielokrotnie w ciągu 5 lat usiłowali zdobyć warownię. Była to konstrukcja niezmiernie solidna o nieregularnym obwodzie, otoczona fosą głęboką na 9 metrów o pionowych ścianach  z wałem ziemi usypanym pośrodku. Twierdzy bronił solidny mur z blankami. Załogę stanowiło 1000 osób, z których połowa to byli zawodowi żołnierze.


Arciszewski nakazał otoczenie twierdzy sześcioma redutami, z których prowadził ostrzał artyleryjski jednocześnie odcinając twierdzę od dostaw żywności i broni. Reduty budowano pod ogniem nieprzyjaciela. Żołnierze pod ostrzałem musieli znosić  palisady i faszyny. Opłacało się – wnętrza wzmocnione zostały mocnymi i wysokimi palisadami, których nie sposób było sforsować nawet przy pomocy drabin i siekier.


Oblężenie trwało 3 miesiące, nie obyło się bez dramatycznych wydarzeń. Obrońcy starali się jak mogli przeszkodzić w budowie redut. Podczas jednej z potyczek pułkownik dostał sę do niewoli, z której brawurowo uciekł, podczas innej został ranny w rękę. Fort kapitulował 10 czerwca 1635 roku po zjedzeniu przez obrońców ostatniego psa, kota i szczura. 


Pod koniec 1635 roku Hiszpania wysłała do Brazylii armię portugalską w sile 1700 żołnierzy pod dowództwem Luisa de Roxas y Borgia. Desant miał miejsce na cyplu Jaragua nieopodal miejsce, gdzie stacjonowała armia dowodzona przez Arciszewskiego. Ludność portugalska i hiszpańska wiwatowała, oddziały holenderskie były nieustannie atakowane przez cywilne oddziały partyzanckie. W tej sytuacji Holendrzy ogłosili, że spalą wszystkie plantacje i zburzą wszystkie zabudowania i twierdze na obszarze między Periperuą a Porto Calvo.
By temu przeciwdziałać wojska portugalskie ruszyły na oddziały Arciszewskiego. Bitwa rozegrała się na początku stycznia 1636 roku między miejscowościami Camarigibi i Porto Calvo pomiędzy dwoma wzgórzami. Wojsko portugalskie w sile 1150 żołnierzy zajęło wzgórze północne i stanęło w jednej linii. Holendrzy pod dowództwem Arciszewskiego zajęli wzgórze południowe. Na przodzie stało pięć kompanii liczących po 50 żołnierzy. Takie ustawienie wynikało z jego dotychczasowych doświadczeń, by neutralizować zasadzki oraz umożliwić przygotowanie reszty wojska w razie nagłego ataku. Teren był  częściowo zarośnięty i zalesiony. Pozostali żołnierze zostali uformowani w trzy liniie, tyły chroniła jedna kampania strzelecka a całość ochraniali pikinierzy wraz z dwoma działami. Razem rozstawiono 1200 żołnierzy.


Jako pierwsze zaatakowały wojska portugalskie, ale pierwsza linia wytrzymała. Arciszewski dał rozkaz rozpoczęcia ostrzału artyleryjskiego, na co Borgia odpowiedział atakiem, które załamało się na drugiej linii dowodzonej osobiscie przez pułkownika. Nastąpiło kontruderzenie batalionu holenderskiego, które doprowadziło do rejterady wojsk portugalskich. Podczas ucieczki z pola bitwy zginął dowódca Luis de Roxas Borgia. Portugalczycy stracili koło 100 żołnierzy, Holendrzy 40.


Bitwa ta zakończyła etap wielkich działań wojennych. Holendrzy starali się  utrzymać stan posiadania i go zagospodarować, zaś Portugalczycy ograniczyli się do wojny podjazdowej. Z biegiem czasu sporo  portugalskich i hiszpańskich właścicieli plantacji  trzciny cukrowej zaakceptowało holenderską administrację, zwłaszcza, gdy dosytali  zastrzyk kapitałowy.


Jednak Arciszewski jako doświadczony wojskowy i przenikliwy człowiek widział powody do obaw o powodzenie misji kompanii w Brazylii.

 
23 stycznia 1637 roku przybył do Recife nowy gubernator Maurycy de Nassau  zatrudniony przez Kompanię na życzenie  namiestnika Holandii Fryderyka Henryka Orańskiego księcia Oranii-Nassau. Kontrakt podpisany został na 5 lat. Nassau otrzymał zaliczkę w wysokości 6000 guldenów na wyposażenie, 1500 guldenów miesięcznego wynagrodzenia jako gubernator i pułkownik armii, 2% udziału w zyskach Kompanii  oraz pokrycie pensji 18 sług, kaznodziei Fransicko Plante, lekarza Guilherme van Milaenen i sekretarza Tolnera.


Nowy gubernator najpierw ruszył w bój docierając do Penedo nad brzegiem rzeki São Francisco. Po dwóch miesiącach wrócił do Recife i poświęcił się zadaniu przywracania cywilnej i wojskowej administracji. Przeprowadził reformę administracyjną i zaczął zajmować się reaktywacją 150 cukrowni zniszczonych podczas wojny. W latach 1637-1638 zarządził licytację młynów cukrowych po nieobecnych właścielach po średniej cenie 30 - 40 tysięcy florenów. Nabywcy mogli na zakup zaciągnąć kredyt w kompanii.  Nabywacami byli Żydzi, Holendrzy, Portugalczycy i Brazylijczycy.
Rozpoczął meliorację gruntów pod nową dzielnicę Reclife. W rezultacie w ciągu kilku lat wybudowano kanały, zapory, mosty, pałace, ogród zoologiczny i botaniczny, obserwatorium astronomiczne. Byli strażacy i wywóz śmieci. Nassau znany z talentów dyplomatycznych przyciągnął na swoją stronę ludzi różnych nacji i wyznań dając im samorząd oraz gwarantując swobody religijne.


Nassau rozwiązął też problem siły roboczej, gdyż 15 tysięcy mieszkańców uciekło, z czego 5 to byli niewolnicy. W sierpniu 1637 roku nowy gubernator  wysłał 9 statków i 800 żołnierzy na wybrzeże Afryki z zadaniem opanowania portugalskiego fortu Elina w Gwinei. Fort faktycznie padł. Holendrzy zbudowali garnizon na 150 żołnierzy i wzmocnili fortyfikacje budując drugi fort. Pozostało tylko złapać niewolników i wyekspediować ich do Brazylii na plantacje.


Nassau dążył za wszelką cenę do zwiększenia areału zasiewów cukru również przez manipulacje cen mąki, która był regulowana odgórnie prze władze kolonii.  Gubernator ze swoją radą zaczął systematycznie zmiejszać te cenę, co zmusziło plantatorów do zastąpienia zboża trzciną. Po kilku latach nie było zboża na mąkę.


Można zapytać, jeśli było tak dobrze, to dlaczego Arciszewski wyjeżdżając z Brazyli w marcu 1637 roku do Holandii zostawił w zarządzie list, w którym przedstwił swoją diagnozę rowoju sytuacji w aspekcie militarnym, organizacyjnym i ekonomicznym  i konsekwencje w razie zignorowania jego uwag. Przede wszystkim zwrócił uwagę na fakt złego wyboru siedziby władz, gdyż z punktu widzenia obronnego powinna być to wyspa Tamarica a nie miasto Recife. Wskazywał na budowę niepotrzebnych fortów, nieracjonalne wykorzystanie wojska, złą taktykę walki z Hiszpanami, brak współdziałania marynarki oraz armii lądowej, złe zarządzanie prowincją, korpucję i nadużycia wśród członków rady związane z budowami, zatrudnieniem robotników, handlem murzynami i pobieranym cłem od statków,  prowadzeniem błędnej polityki wobec tubylców.


Arciszewski wyjechał, gdyż zastanawiał się na powrotem  do Polski w związku z propozycją, jaką w osobistym liście przedstawił mu król Władysław IV.


Ale...łasy na zaszczyty, gdy stanął w Amstrerdamie a tam przyjęto go jak bohatera, ulica za nim szalała a dyrekcja kompanii obdarowała go złotym łańcuchem rycerskim z wybitym na jego cześć medalem  "Przyjmij laur zwycięski", odpisał królowi, że nie przyjedzie póki ten nie zagwarantuje wolności religinej innowiercom.


Gdy lano mu miód w uszy a on pławił się w laudacjach, przyszła do Amsterdamu wiadomość, że gubernator Nassau poniósł klęskę pod Salwadorem. Przepowiednie doświadczonego żołnierza zaczynały się sprawdzać. 


18 sierpnia 1638 roku z zalecenia namiestnika Holandii władze kompani, czyli Zgromadzenie XIX mianowało Krzysztofa Arciszewskiego generałem artylerii i admirałem sił morskich w Brazylii, z wynagrodzeniem 750 florenów stałej pensji miesięcznej, 250 florenów stołowego oraz innymi dodatkami, które miały podnieść powagę nowego dowódcy wobec holenderskich władz wojskowych i cywilnych w Brazylii i skierowały  na trzecią wyprawę do kolonii.  

To było zwieńczenie jego marzeń. Awans przyjął dosłownie, zapominając, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ a on jest – nawet w randze generała –  tylko wynajętym najemnikiem do załatwienia określonej sprawy. 


Z rowoju wydarzeń można by wywnioskować, że dostał również tajne instrukcje. Jakie one były tego się nie dowiemy, gdyż w papierach archiwalnych Kompanii tajemnicza ręka wyrwała dwie strony, na których powinna znajdować się instrukcja dla nowo mianowanego generała.
Prawdopodobnie chodziło o dyskretny nadzór nad działaniami gubernatora Maurycego de Nassau, który był na tyle potężnym człowiekiem, by wcześniej  dowiedzieć się o treści pisma.


Arciszewski po przybyciu do Brazylii zaczął reorganizację wojska i wszedł w otwarty konflikt z gubernatorem. Nassau – humanista, miłośnik sztuki, mediator, dyplomata, świetny negocjator w obliczu zagrożenia swoich interesów bez wahania postanowił zniszczyć raz na zawsze przybłędę.
20 maja 1639 roku Arciszewski został aresztowany na mocy uchwały Rady Politycznej przy Holenderskim Gubernatorze Brazylijskiej Prowincji, zdegradowany i wyrzucony ze służby oraz w ciągu dwóch dni odesłany do Brazylii. Arciszewski był ciężko chory i prosił, by odesłać go za trzy tygodnie, by mógł się wzmocnić, załatwić swoje sprawy i przygotować żywność na drogę. Nie pozwolono mu na to, więc za bezcen sprzedał co miał a na podróż zabrał nieco sucharków. Ex generał schorowany i moralnie zgnębiony przybył do Amsterdamu 22 lipca po dwumiesięcznej podróży.


Mimo choroby zaczął chodzić od drzwi do drzwi, by wyjaśnić sprawę, nieporozumienie, ale nikt nie mał dla niego czasu. A on chciał tylko zadośćuczynienia honorowi i wynagrodzenia szkód, honorowania umów i wykreślenie z akt brazylijskich hańbiącego wyroku oraz świadectwa nieskazitelnej służby, która przysporzyła Holandii 130 tys mil wybrzeża.


Po interwencji księcia Radziwiłła oraz Koniecpolskiego Rada XIX w dniu 2  kwietnia 1640 roku  wydała uchwałę, w której na życzenie Krzysztofa Arciszewskiego uwalniła go ze służby i dała paszport pozwalający wyjechać z Holandii.


Holendrzy niebawem po odesłaniu Arciszewskiego do kraju zaczęli tracić zdobyte przez niego terytoria. Maurycy de Nassau zrezygnował z funkcji gubernatora w 1644 roku a w roku 1654 Holendrzy opuścili Brazylię. Władze holenderskie nie podejmowały prób odzyskania utraconych terytoriów, gdyż po roku 1638 zyski z handlu cukrem z trzciny zaczęły systematycznie spadać, więc kapitał przerzucono gdzie indziej.


Arciszewski osiadł w Amsterdamie, zwrócono mu honor, ale nie przywrócono stopnia i nie dostał nawet grosza wynagrodzenia za swoje trudy. Był ciężko chory. Dopadła go podagra. 


W roku 1646 na życzenie króla Władysława IV Wazy objął stanowisko generała artylerii koronnej, którą zreorganizował i zmodernizował. Zajął się też tematem, który był jego pasją, czyli unowocześnianiem metod fortyfikowania fos pałacowych jak i okopów obronnych dla polskiego wojska. Zaczęto drążyć okopy łamane, które swoimi prostopadłymi ścianami chroniły żółnierzy przed wybuchami granatników. Do ochrony szańców zastosował piasek i kołnierz mosiężny. Na rozkaz królewski zbudował wielki i wożony most pontonowy w elementach, który miał służyć do przeprawy przez  Dniestr, Prut i Dunaj - na wypadek wojny z Turcją.


Po śmierci Władywława IV Arciszewski wycofał się w zacisze domowe. Mieszkał u rodziny pod Gdańskiem, gdzie zmarł w 7 kwietnia 1656 roku.


Zgodnie z jego ostatnim życzeniem trumnę sprowadzono do Leszna do kościoła zboru Braci Czeskich, gdzie miało oczekiwać pogrzebu. 


I choć  na początku 1656 roku prawie cała Wielkopolska uwolniła się od szwedzkiego najeźdźcy, to nadal nietknęty pozostawał świetnie uzbrojony  bastion leszczyński, gdzie główną rolę duchową i polityczną odgrywał Jan Amos Komeński. Dwa dni trwał szturm, wojska polskie weszły do miasta 29 kwietnia, jednakże w mieście rozszalał się pożar, który strawił całe miasto łącznie ze wszystkimi kościołami i doczesnymi szczątkami Arciszewskiego.


Los jeszcze raz zakpił z kondotiera.


Jan Amos Komeński w okresie 1628 -1656 mieszkał w Lesznie, działając przeciwko państwowości polskiej. Czynnie wsparł najazd szwedzki na Rzeczpospolitą z całą bezwzględnością i stanowczością.  Zbrojna dywersja czeskiego pedagoga trwała od lipca 1655 do 27 kwietnia 1656 roku i zakończyła się jego ucieczką do Holandii, gdzie żył na łaskawym chlebie rodziny de Geer.
Ta rodzina finansowała też działalność Komenskiego w Polsce. Jednakże przedtem  zaangażowała swoje kapitały w rozwój  szwedzkego przemysłu zbrojeniowego. Te kapitały pochodziły między innymi z zysków osiąganych przez spokrewnioną z de Geerami rodzinę de Trip, która miała udziały oraz stanowiska w Kompanii  Zachodnioindyjskiej, dla której Arciszewski zdobywał nowe terytoria w Brazylii.

 

Krzysztof Arciszewski

Jego adwersarz Maurycy de Nassau

Mapa zasięgu Holendrów w Brazylii

Druga mapa

Schemat funkcjonowania plantacji trzciny, tzw. młyna

Fort Arraial Velho do Bom Jesus

Statek holenderski



tagi: cukier  arciszewski  kolonie holenderskie  brazylia  okupacja brazylii przez holandię 

ewa-rembikowska
13 września 2018 23:21
26     2577    23 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

mooj @ewa-rembikowska
13 września 2018 23:35

Zmarł nie doczekawszy floty holenderskiej pod Gdańskiem. Ciekawe kiedy przeniósł się do rodziny pod Gdańskiem, a może wiadomo coś więcej co to za rodzina?

Dziękuję. Świetna notka, znakomicie rozwija pogadankę. Gratuluję - tym bardziej, że sam próbowałem coś wygrzebać i wiem, że to nie było proste na tym poziomie.

Z wyrazami szacunku

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @mooj 13 września 2018 23:35
13 września 2018 23:52

W 1650 roku poszedł na emeryturę, zmarł w wieku 64 lat, był mocno schorowany. Rodzina była katolicka, do Gdańska przybywały statki holenderskie, które poza towarem przywoziły jeszcze bibułę. Ojciec Krzysztofa tak się naczytał, że zmienił wiarę i przeniósł się do Wielkopolski,  gdzie prądy innowiercze były bardzo silne.

zaloguj się by móc komentować

syringa @ewa-rembikowska
14 września 2018 05:33

Swietny tekst

A Komenski jest nadal bardzo honorowany w Polsce

Są szkoły jego imienia wiele ulic

a Leszno jest wprost z niego dumne

 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @syringa 14 września 2018 05:33
14 września 2018 09:25

Bo nowoczesnym pedagogiem był i już a poza tym mam wrażenie, że Tuwim to historyków opisał

I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...

Jeśli chodzi o prasę, to znalazłam jedno krótkie opracowanie z 1936 roku zamieszczone w miesięczniku "Przyjaciel szkoły" autorstwa Michała Mścisza pod tytułem "Sfinksowe oblicze Amosa Komenskiego", w którym opisuje jego dywersyjną działalność wymierzoną w RON. 

A poza tym to same ochy i achy.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @ewa-rembikowska
14 września 2018 09:31

Ach ci arianie, miecze drewniane, ale noże za pazuchą już ze stali...

zaloguj się by móc komentować


atelin @ewa-rembikowska
14 września 2018 10:31

Doskonały tekst, z podziękowaniem.

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ewa-rembikowska
14 września 2018 17:33

Bardzo ciekawy tekst. Przykuła moją uwagę wzmianka o intrydze w celu wysadzenia Zygmunta III z tronu w wykonaniu Krzysztofał Radziwiłła, chyba II, syna Pioruna, bo Piorun już nie żył wtedy. To u nich rodzinne, tak jak herezja. Piorun podobno też kombinował z tronem. Czy o tym pisze Urszula Augustyniak? Jeszcze jej nie czytałem. Chyba że ma pani inne źródła. Pracuję właśnie nad tym tematem.  

Na marginesie, czy wiadomo jak go Holendrzy mianowali Arciszewskiego? Artisetius?

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ewa-rembikowska 14 września 2018 09:33
14 września 2018 17:38

To chyba za mało powiedzieć że lubili. Dla nich kasa jak powietrze. W końcu zasadzali się w takich miejscach jak Śmigiel. Arciszewski świetny strateg i zarządca, ale mało przytomny w kwestiach doktryny teologicznej i własnego interesu jako Polak. Ale nie ma co się dziwić. Piętno kalwinizmu/arianizmu.  

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Magazynier 14 września 2018 17:38
14 września 2018 18:29

 d'Artischau

Ta mała przytomność w kwestii interesu jako Polaka wynika z zagubienia teologicznego, na co wydatny wpływ mieli jednak jego rodziece oraz protektor Radziwiłł.

Innowiercy faktycznie obsadzili strategiczne punkty w Wielkopolsce nie bez udziału tutejszej zindoktrynizowanej szlachty, która chciała być bardzo nowoczesna światopoglądowo. 

Podobno w Wielkopolsce było też całkiem sporo Szkotów.

 

zaloguj się by móc komentować

syringa @ewa-rembikowska 14 września 2018 18:29
14 września 2018 21:34

Tak,  jest nawet miejscowość "Szkoty" - na skraju Puszczy Zielonki. A obok "Rejowiec" -majątek krewnych MIkołaja R. gdzie był nawet zbór -potem rekatolicyzowany. To Rejowie podobno sprowadzili owych Szkotów.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @syringa 14 września 2018 21:34
14 września 2018 21:43

Jakoś równolegle do  Braći Czeskich przybyli i Szkoci, mieszkali wszędzie - Koźmin, Gostyń, Borek, Krotoszyn,  Poznań, Leszno. 

Handlowali wełną, byli rzemieślnikami, kupowai domy, część się spolszczyło i przeszło na wiarę katolicką.

Ciekawy temat, warto by pogrzebać.

 

Poza tym Radziwiłłowie też ich sprowadzali na potęgę, nie można więc wykluczyć inspiracji i z tej strony.

zaloguj się by móc komentować

syringa @ewa-rembikowska 14 września 2018 21:43
14 września 2018 21:47

Jedna z wersji glosi, że przodkowie Herberta byli takimi Szkotami, tyle że osiedlonymi  we Lwowie Mam to gdzies w jego biografii napisanej przez Rafała Żebrowskiego

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @syringa 14 września 2018 21:47
14 września 2018 21:58

Ciekawe, że jednak Arciszewski wrócił do Polski, nie chciał zostać w Amsterdamie, paszport miał holenderski. 

Poza tym dlaczego, uciekając z Polski wybrał Holandię? Radziwiłł mu podpowiedział? 

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewa-rembikowska 14 września 2018 21:58
15 września 2018 00:05

A gdzie mial wrocic, Pani Rembikowska...

... za mocno uwierzyl w swoja "wielkosc", a zapomnial o tej jedynej prawdzie, ze tam byl  TYLKO  najemnikiem  !!!  Dzisiaj tez niejeden Polak na obczyznie przekonal sie,  przekonuje sie... i jeszcze przekona sie... bolesnie... gdzie jest jego miejsce w szeregu.

Innymi slowy - wszedzie dobrze gdzie nas nie ma  !!!

Bardzo ciekawy i pouczajacy wpis... dziekuje,

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Paris 15 września 2018 00:05
15 września 2018 08:32

Tam był problem "kręcenia lodów", wszyscy jechali tam po kasę tę oficjalną i a zwłaszcza tę nieoficjalną a nie dla wzniosłych idei.

Gdyby tak jak wszyscy brał łapówki i fanty i odpowiednio się wzbogacił, to by włos z głowy mu nie spadł. A on biedny myślał, że są to ortodoksyjni kalwini z zasadami i u nich w cenie będzie jego rycerskość, uczciwość i etyka. Nie zauważył, że była to wyprawa łupieżcza.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Stalagmit 15 września 2018 11:06
15 września 2018 11:24

Arciszewski dobrze władał piórem, pisał mądrze i prozą i wierszem, był erudytą, tylko straszne piętno wycisnęli na nim kalwini. No i to rozeznanie sytuacji - polityczne, dyplomatyczne, towarzyskie. To mu zdecydowanie nie szło.

 

zaloguj się by móc komentować

mooj @ewa-rembikowska 14 września 2018 21:58
15 września 2018 13:01

Nie tylko wrócił, ale zachował się tak, jakby antycypował  holenderskie odblokowanie Gdańska z czasów Pootopu. Tzn z tego toku myślenia było moje pytanie / uwaga "co to za rodzina".

Może przypadek, może zdolność przewidywania (niejednokrotnie wykazał, że nieobce mu myślenie wykraczające poza 'zarządzanie pododziałami'). Przez lata widział i współuzetniczył w tym, co wydawało się "oczywiste, konieczne" ze zdrowego wojskowego punktu widzenia - także strategocznego. Ja to widzę tak: gdy pomimo potrzeb operacyjnych plany zmieniały się radykalnie, nie było podjętych działań "oczywistych i słusznych" - tzn widział, że decyzje niewytłumaczalne racjonalnymi przesłankami na pewnynm poziomie - wycofywał się. Czy to na drugiej półkuli czy kwestia "odwołanej" wojny tureckiej. 

O Gdańsku był wiedzieć, ale mógł też "po prostu" przewidzieć ten ruch.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Stalagmit 15 września 2018 11:26
15 września 2018 14:22

tak właśnie o to go posądzam

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @mooj 15 września 2018 13:01
15 września 2018 14:30

nie jest to wykluczone, był genialnym strategiem, więc na pewno był w stanie przewidzieć różne ruchy.

Poza tym nie tylko Eliasz, ojciec Krzysztofa zagustował arianiźmie, rodzina gdańska również.

Tu jest więcej.

http://rcin.org.pl/Content/38047/WA303_30629_A512-21-1976-OiR_Tazbir.pdf

zaloguj się by móc komentować

syringa @ewa-rembikowska 14 września 2018 21:58
15 września 2018 20:15

NIestety nie umiem na to odpowiedzieć...

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ewa-rembikowska 14 września 2018 18:29
15 września 2018 20:22

"d'Artischau". Prawie jak d'Artagnian. Mógłby być piątym muszkieterem.

Szkoci z całą pewnością byli i w Wielkopolsce, i w Gdańsku i na Litwie, i w Małopolsce i w Zamościu i w Warszawie. Stary Sącz ma jakiegoś legendarnego Szkota, który handlował winem. Też wiedzial gdzie się zasadzić.

Ta postępowość wielkopolskiej szlachty sądzę, że mocno była podszyta poszukiwaniem intratnych koneksji mafijnych. 

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ewa-rembikowska 14 września 2018 18:29
15 września 2018 20:25

Jeszcze raz zapytam się o źródło tej informacji nt. planów Krzysztofa Radziwiłła 2 co do Zygmunta III. 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Magazynier 15 września 2018 20:25
15 września 2018 20:50

Aleksander Kraushar - Dzieje Krzysztofa Arciszewskiego,Petersburg 1893 oraz 

Franciszek Sobieszczański - O życiu i sprawach Krzysztofa z Arciszewa Arciszewskiego generała artyleryi i pułkownika piechoty w wojsku holenderskiem kompanii zachodnio-indyjskiej w Brazylii a następnie generała artyleryi koronnej w dawnej Polsce, 1850

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewa-rembikowska 15 września 2018 08:32
15 września 2018 23:28

Dzieki za to wyjasnienie...

... czyli tak samo jest dzisiaj... nic sie nie zmienilo.   Dzisiaj tez powinnismy sie jak najszybciej wycofac z tej szatanskiej, masonskiej i LUPIEZCZEJ  Lunji  eLropejskiej  !!!... bo to jest  "maszynka do krecenia logow",  nic wiecej - do tego kosztem calych narodow  !!!

zaloguj się by móc komentować

Magazynier @ewa-rembikowska 15 września 2018 20:50
16 września 2018 13:15

Piękne dzięki! Biblioteka wysublimowana. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować