-

ewa-rembikowska : Wczoraj Warszawianka, dziś Kujawianka.

Między nimi nic nie było, czyli kto finansował Jana Amosa Komenskiego?

W ruch poszły trąbki i surmy bojowe. Nad Rzeczpospolitą znów rozbrzmiało larum. W dniu 21 lipca 1655 roku do Wielkopolski wkroczył ze szwedzkiej części Pomorza doskonale uzbrojony i zorganizowany korpus pod wodzą Arvida Wittenberga . Za nim podążały dwa pozostałe. Szwedzi dysponowali nie lada siłą artyleryjską, obejmującą 130 dział ciężkich i średnich, uzupełnionych o 200 działek regimentowych (3funtówki) oraz moździerze oblężnicze.

Rozpoczęła się mająca trwać 5 lat wojna , nazwana potem potopem szwedzkim. Żołnierze grabili, palili i łupili, zostawiając za sobą krew i pożogę a możnowładcy usiedli do stolika, by zagrać o to, jak podzielić ziemie Rzeczpospolitej Obojga Narodów, co zaowocowało traktatem z Radnot podpisanym w dniu 6 grudnia 1656 roku przez Karola X Gustawa – króla Szwecji, Bohdana Chmielnickiego – przywódcę powstania kozackiego, Bogusława Radziwiłła –magnata litewskiego, Fryderyka Wilhelma – elektora brandenburskiego i króla Prus oraz Jerzego II Rakoczego – księcia siedmiogrodzkiego. Szwecji chodziło głównie o opanowanie ziem nadbałtyckich rozumianych dość szeroko, bo obejmujących również część Wielkopolski i Mazowsza, które miało jej zapewnić dominium maris Baltici, czyli pełna kontrolę nad handlem bałtyckim oraz kanałami dystrybucji zboża i drewna. Czego nie udało się osiągnąć królowi Gustawowi II Adolfowi, miało się udać teraz. Grunt był przygotowany zarówno od strony militarnej jak i ideologicznej.

W tym czasie gdzieś w zaświatach uśmiechał się pod wąsem i z zadowoleniem patrzył na rozwój wydarzeń człowiek, który z jednej strony przyczynił się do powstania militarnej potęgi Szwecji, z drugiej zaś był hojnym protektorem zborów kalwińskich w Polsce, które na początku konfliktu pełniły rolę piątej kolumny. I choć tym razem się nie udało, to droga do rozbiorów została skutecznie przetarta.

Człowiek ów to urodzony dnia 17 listopada 1587 roku w Liège Luis de Geer de Gaillarmont. Imię odziedziczył po ojcu, zawód również. Miał zostać przemysłowcem i kupcem żelaznym. Rodzina – w związku z konwersją na kalwinizm – sprzedała w roku 1595 swoje realności w Liège i przeprowadziła się do Dordecht - miasta będącego w owym czasie twierdzą reformacji. Nie jechali w ciemno, gdyż mieszkała tam już od pewnego czasu córka Luisa seniora z jego pierwszego małżeństwa wraz ze swoim mężem Eliasem Tripem – holenderskim przemysłowcem a zarazem dyrektorem powstałej w 1602 roku Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, której celem było zagwarantowanie dla Holandii monopolu na działalność kolonialną w Azji. Był to pierwszy na świecie koncern międzynarodowy oraz pierwsza na świecie kompania finansująca swoją działalność przez emisję akcji i innych papierów wartościowych. Miała ona prawo prowadzenia wojen, mogła aresztować , sądzić i więzić skazańców, negocjować traktaty, tworzyć kolonie. Jak łatwo się domyśleć Dordecht - miasto na wyspie położone w delcie Renu i Mozy - stanowiło strategiczne centrum handlowe oraz komunikacyjne dla całej Holandii.

Akurat w roku 1591 do Dedrecht zjechał francuski teolog kalwinizmu Johannes Polyander. Jemu to powierzono duchowe i moralne ukształtowanie sześciolatka. W jakimś stopniu pastor zastąpił mu potem ojca, który pożegnał się z życiem w roku 1602. Nasz bohater w wieku 18 lat wyjechał do Roanne we Francji, by tam zgłębiać tajniki metalurgii miedzi i mosiądzu. Po trzech latach nauki osiadł w La Rochelle, gdzie otworzył swój pierwszy biznes. W 1611 roku powrócił do rodzinnego miasta. Tu bracia Trip Elias i Jakub, prywatnie mężowie jego przyrodnich sióstr, widząc liczne talenty, ognisty temperament oraz żyłkę biznesową młodzieńca, wciągnęli go jako wspólnika do swojej spółki handlującej bronią. Rok później zaimportowali z Anglii 200 armat dla armii niderlandzkiej. Na tyle było to intratne zajęcie, iż cztery lata później Luis przeprowadził się na stałe do Amsterdamu jako handlowiec i bankier. Akurat cztery lata wcześniej otwarto tu Nową Giełdę: pieniężną i towarową. W centrum miasta nad kanałem stanął dwupiętrowy budynek o czterech bokach. Sam dziedziniec liczył 500 metrów kwadratowych powierzchni. Było tu wszystko: biura, sklepy, magazyny a nawet przystań dla statków, które po złożeniu masztów mogły się schronić pod jego dachem, by szybko rozładować i załadować towar. Miasto położone było idealnie, na skrzyżowaniu dróg wschód –zachód, i północ – południe a zarazem poprzez Ren łączyło się z miastami niemieckimi.

Amsterdam stanowił w owym czasie również światowe centrum handlu zbożem sprowadzanym z portów bałtyckich. Z Gdańska rokrocznie przypływało tu koło 150 tysięcy ton zboża. De Geer również wysyłał swoje statki na polskie wybrzeże. Był spedytorem, miał własną flotę, która w jedną stronę wiozła śledzie, wino, masło, ser, przyprawy, sukno a wracała ze zbożem i drewnem. Zboże składowane w przepastnych zbiornikach dawało 40 -50% zysku a jeśli zdarzył gdzieś na świecie rok nieurodzaju to i dużo więcej.

W 1615 roku w Amsterdamie spotkało się trzech młodych mężczyzn. Każdy z nich miał liczne talenty, pasje, niepohamowane ambicje i determinację w ich urzeczywistnianiu. Najmłodszy z nich 21 letni król Szwecji Gustaw II Adolf jako urodzony żołnierz postanowił swój biedny kraj zmilitaryzować i uczynić bogatym przez zamianę żelaza w złoto, wszak w sąsiednich krajach tyle było jeszcze nie zsekularyzowanych dóbr kościoła katolickiego. Król jako człowiek o głębokiej teologicznej wiedzy, w przekonaniu o wyższości protestantyzmu nad katolicyzmem, hasło obrony wiary miał zamiar wcielać w życie przy pomocy armat. Zdawał sobie sprawę przy tym, iż Szwecja dla biznesowego wizjonera oferowała idealne warunki do rozwoju przemysłu ciężkiego. Świerkowe i sosnowe lasy w bezpośrednim sąsiedztwie kopalń rud żelaza i miedzi dawały tanie paliwo do wielkich pieców. Wartkie strumienie górskie zapewniały napęd młynom, miechom i młotom w kuźnicach. Te same strumienie, przekształcając się niżej w spokojniejsze rzeki pozwalały sprawnie spławiać gotowy towar do portów morskich, skąd statki transportowały go dalej morzem do miejsc przeznaczenia. Jednak brak technologii i kapitału nie pozwalał wykorzystać w pełni tych darów natury. Jeszcze za życia jego ojca Karola IX bryłki nieprzekutego żelaza (osmund), dostarczane były do gdańskich kuźni, gdzie wytapiano żelazo bardzo dobrej jakości, w pełni nadające się do dalszej obróbki. Drugim uczestnikiem spotkania był starszy o 11 lat od króla Axel Oxenstierna , najbliższy jego współpracownik i bardzo zdolny administrator. W zgodnym duecie przeprowadzali wszelkie niezbędne reformy sądownictwa, skarbowości, wojska, szkolnictwa , wprowadzając zarządzany centralnie jednolity system administracyjny. Aby zrealizować agresywne plany potrzeba było im jeszcze jednego czynnika – samowystarczalności w zakresie produkcji zbrojeniowej. Trzecim rozmówcą był zbliżający się do trzydziestki znakomity organizator, menadżer wiedzący wszystko o biznesie i kapitale - Holender z wyboru - Luis de Geer, szczęściarz otoczony starszymi od niego szwagrami, którzy otwierali mu odpowiednie drzwi. W tym przypadku był to mąż jego siostry Etienne Gerard, który handlował z pochodzącym z Liège Willem de Besche, emigrantem od 1595 roku, inspektorem huty w Södermanland, dzierżawcą hut i odlewni w Finspång. Taka konstelacja gwarantowała sukces wszystkim. W efekcie Szwedzi wyjechali z kredytem, zaś de Geer stał się stroną kontraktu na dostawę ze Szwecji do Zjednoczonych Prowincji za zgodą Stanów Generalnych 400 armat wyprodukowanych pod nadzorem jego krajana. Ponadto nawiązał stosunki handlowe już na własny rachunek z obrotnym Willem. W jedną stronę szły artykuły żelazne, w drugą statki zabierały sól, śledzie, zboże, papier, tkaniny, artykuły spożywcze, wino oraz piwo z niemieckich landów. Interes się kręcił jak dobrze naoliwiona maszyna.

Od 1615 roku wykluwała się również koncepcja zaangażowania zagranicznego kapitału w rozwój szwedzkiej metalurgii finansowanej do tej pory przez skarb Korony. Trwały rozmowy w sprawie dzierżawy fabryk w Finspång. Od 1616 roku de Geer rekrutował wykwalifikowanych pracowników do zakładów zarządzanych przez Willem de Besche, który w latach następnych przejmie odpowiedzialność za obszar techniczny i przemysłowy produkcji a de Geer za zarządzanie i finansowanie. Czas był ku temu znakomity, gdyż właśnie w roku 1618 Europie wybuchła wojna, nakręcając koniunkturę na militaria. Potrzebne były armaty, muszkiety, arkebuzy, pistolety, miecze, hełmy, zbroje, knoty, kule, kolce, podkowy, gwoździe. Amsterdam stał się magazynem dla szwedzkich wyrobów żelaznych. Jeszcze wówczas nikt nie przewidywał, że konflikt ten będzie trwać przez trzydzieści lat, doprowadzając do rozkwitu szwedzki przemysł metalurgiczny.

Na lata 1616, 1617, 1618 i 1619 przypadały raty okupu nałożonego przez Danię na Szwecję za twierdzę Alvsborg. Podatków było za mało, król skierował swój wzrok znów w kierunku Amsterdamu. Pieniądze otrzymał, jednakże holenderskie konsorcjum organizujące pożyczkę na spłatę okupu, w której pierwsze skrzypce grał de Geer, zażądało zabezpieczenia w postaci monopolu na handel szwedzką miedzią. Monopolu nie otrzymało, tylko parytet, tym sposobem de Geer o mało nie doprowadził do krachu na giełdzie amsterdamskiej, gdyż Szwedzi nie wywiązywali się z umów. W końcu w 1624 roku konsorcjum zakończyło działalność po uregulowaniu wszystkich zobowiązań ze strony szwedzkiej a de Geer odkupił udziały swoich partnerów .

De Geer przybył po raz pierwszy do Sztokholmu 19 lutego 1627 roku, trzy dni później został przyjęty na audiencji u króla Gustawa. Otrzymał obywatelstwo szwedzkie 27 kwietnia tegoż roku. Od tej pory Szwecja stała się na najbliższe ćwierć wieku jego drugą ojczyzną. Z właściwą sobie energią przystąpił do interesów. Przede wszystkim doprowadził do likwidacji konkurencji w prowincji Södermanland. Tym konkurentem był nie byle kto, bo Szwed Joakim Danckwardt - bankier krajowy, burmistrz Nyköping, współzałożyciel odlewni i wytwórni pistoletów w Nävekvarns .

De Geer angażował do pracy tych, którzy mieli opinię najlepszych rzemieślników w Europie. Blacharze pochodzili z Niemiec. Kowale i hutnicy byli Walonami. Mosiądzem zajmowali się rzemieślnicy z Aachen. Wszyscy budowali imperium de Geera, który zmonopolizował cały proces wytwórczy: od wydobycia surowca, poprzez jego wytop oraz obróbkę aż do otrzymania finalnego produktu. Miał również prawo do eksploatacji lasów i przeróbki drewna na węgiel do opalania pieców. Gotowe wyroby wywoziły ze Szwecji jego statki, zbudowane w jego stoczniach i dowodzone przez holenderskich kapitanów z holenderską załogą.

Robotników z Walonii przyciągnęły przede wszystkim lepsze warunki ekonomiczne, niż w ich ojczyźnie, gdzie akurat wybuchła wojna między Hiszpanią i Holandią. Do Szwecji wyemigrowało koło 900 rodzin.

Wokół hut, odlewni, kuźni, giserni, ludwisarni, młynów powstawały osiedla mieszkaniowe dla przyjezdnych. Te budowali sprowadzeni do Szwecji holenderscy cieśla i murarze, którzy mieli pracować jak w Amsterdamie od piątej rano do siódmej wieczorem. Poza wynagrodzeniem otrzymywali co dzień za darmo piwo. Rzemieślnicy przyjeżdżali wraz z rodzinami, więc potrzebny był kościół z pastorem kalwińskim, szkoła, poczta, sklepy, urzędy. Tak powstawały miasta. Zaopatrzenie do sklepów w produkty żywnościowe, tekstylia i artykuły przemysłowe organizował de Geer, który uważany jest nie tylko za ojca przemysłu metalowego w Szwecji, ale i tekstylnego. Jego młyny mieliły zboże, jego zakład wytwarzał papier, nie mówiąc już o miedzianych czajnikach, patelniach i garnkach.

Pomiędzy 1620 i 1650, szwedzki eksport żelaza wzrósł trzykrotnie do 17 500 ton rocznie. Dużo zamawiała Anglia, która na potęgę rozbudowywała swoja flotę morską.

W roku 1629 ciosem dla Luisa stała się śmierć Willem de Besche, człowieka który załatwił mu przepustkę do szwedzkich interesów. De Geer został wykonawcą jego testamentu i opiekunem jego synów.

Śmierć króla Gustawa Adolfa (16 listopada 1632), nie wpłynęła na stosunek regenta Oxenstierna do magnata przemysłowego , które nadal pozostały przyjacielskie, pomimo pojawiających się co jakiś czas problemów związanych z rozliczeniami pomiędzy skarbem Korony a fabrykantem, który był zobowiązany do corocznego wpłacania do szwedzkiego fiskusa kwoty 22 tysięcy koron z tytułu dzierżawy ziem i obiektów w Östergötland, Södermanland ,Upplandii, Värmland.

Kością niezgody pomiędzy Szwecją a Danią było myto pobierane w cieśninie Sound.

Co prawda sprytni Holendrzy poprzez odpowiednią budowę żaglowca płacili najmniejsze opłaty ze wszystkich, ale płacili. Duńczycy naliczali podatek od powierzchni pokładu statku. Dlatego też holenderskie żaglowce pływające po Bałtyku zwane fluitschip miały wąskie pokłady za to pękate boki. Długość ich wynosiła zazwyczaj 28 -36 metrów, zabierały 150 – 400 ton ładunku, potrzebowały do obsługi 8-22 marynarzy. Były bezpieczne, zwinne i szybkie.

Wiosną 1643 szwedzka rada królewska doszła do wniosku, że wojskowa potęga Szwecji osiągnęła już takie rozmiary, że bez narażenia na szwank szwedzkich operacji na terenie Niemiec możliwe będzie uzyskanie terytorialnych korzyści kosztem Danii.

13 października 1644 niedaleko wyspy Fehmarn przeciwko 17 okrętom pod dowództwem duńskiego admirała Protazego Munda wystąpiła flota szwedzko-holenderska licząca 42 jednostki, z czego 32 łącznie z uzbrojeniem i załogą zostały całkowicie sfinansowane przez biznesmena, który poczuł pragnienie stania się politykiem. Strona duńska poniosła sromotną klęskę. Jedną z wielu. W efekcie w podpisanym w dniu 23 sierpnia 1645 roku traktacie pokojowym statki szwedzkie zostały zwolnione z opłat celnych w cieśninie Sound.

W uznaniu zasług dla rozwoju przemysłu szwedzkiego de Geer otrzymał w dniu 4 sierpnia 1641 roku tytuł szlachecki. Miał prawo wykupić ¾ dzierżawionej do tej pory ziemi. Stał się posiadaczem między innymi Finspång, Österby, Lövsta, Norrköping i Jönköping oraz gruntów Sztokholmie.

Interesy w Szwecji oraz Holandii szły doskonale, konta bankowe pęczniały. Świeżo upieczony baron zaczął rozglądać się za nowym obszarem działania, nowymi inwestycjami i zyskami. Postanowił pójść śladami szwagra działającego w Kampanii Wschodnioindyjskiej i założyć spółkę do handlu z Afryką Zachodnią. Pierwszy pilotażowy rejs sfinansował sam. Do Cabo Corso w dzisiejszej Ghanie popłynęły tekstylia i artykuły gospodarstwa domowego z jego fabryk, tam towar został wymieniony na czarnych niewolników, cukier, złoto, kość słoniową. Niewolnicy - z wyjątkiem czterech przeznaczonych na prezent dla kanclerza Axel’a Oxenstierna - zostali sprzedani Portugalczykom w Sao Tome, zaś reszta towaru wróciła do Sztokholmu. Wyprawa ta odbyła się na przełomie 1646/47. Udała się, więc de Geer z łatwością rozprowadził akcje wśród szwedzkich kupców i szlachty, tym bardziej, że docelowo statki miały krążyć w trójkącie: Europa – Afryka – Ameryka Północna –Europa. Szwedzka Kampania Afrykańska oficjalnie została zawiązana 15 grudnia 1649 roku i otrzymała od królowej Krystyny monopol na handel na południe od Wysp Kanaryjskich.

Luis de Geer był ortodoksyjnym kalwinem. Popierał każdy sposób na krzewienie swojej wiary. Jako człowiek wykształcony i obyty w świecie zdawał sobie sprawę, że miecz jest dobrym orężem walki na krótką metę, ale w dłuższej perspektywie skuteczniejszy jest kąkol zasiany wśród zbóż.

W roku 1626 Szwecja zajęła Elbląg. Okupacja miasta trwała 9 lat. Miasto stało się ośrodkiem władzy nad szwedzką częścią Prus a głównym zarządcą został mianowany Axel Oxenstierna , który odpowiadał za rozbudowę fortyfikacji i umocnień, pobór podatków oraz państwowy nadzór nad handlem zbożem. Dochody skarbowe z kolei służyły do rekrutacji najemnych żołnierzy ze Szkocji. Kanclerz posługiwał się swobodnie językiem szkockim, zaś w jego imieniu działał na miejscu sir James Spens, żołnierz, dyplomata i szpieg, podróżujący nieustannie pomiędzy Szkocja, Anglią, Szwecją, Danią, Holandią, Francją. W roku 1626 zjechał do Elbląga, gdzie zatrudnił jako swojego sekretarza John’a Dury. John miał koło 30 lat i był wychowanym w Holandii szkockim pastorem kalwińskim. W Elblągu pracował jako kaznodzieja. Jego ideą było doprowadzenie do jedności wszystkich odłamów kościoła protestanckiego. Dury poznał tu swojego rówieśnika Samuela Hartliba – fantastę i człowieka nawiedzanego różnymi ideami, które miały uszczęśliwić ludzkość. Hartlib prawdopodobnie urodził się w Elblągu koło roku 1600, ale nie jest to pewne, gdyż nie odnaleziono jego metryki w żadnych księgach kościelnych tego miasta. Jego ojcem był kupiec niemiecki, matką – Angielka. Odnaleziono informację, iż studiował w roku 1614 przez jeden semestr w Królewcu. Sądząc po jego bliskich kontaktach z Durym prawdopodobnie był wyznania kalwińskiego. Władał językiem polskim, angielskim, łacińskim i niemieckim. W roku 1628 znalazł się w Anglii jako emisariusz Dury’ego, gdzie miał zabiegać o poparcie dla idei zjednoczenia kościołów. Dury snuł też inne ewentualne plany dla zatrudnienia Hartliba. W razie dojścia do skutku małżeństwa księżniczki Palatynatu z królem polskim, pragnął on umieścić Hartliba blisko księżniczki jako agenta swojej sprawy.

Hartlib w Londynie zaczął zajmować się projektami reform wychowawczych, zaprowadzaniem pokoju i zgody między wyznaniami protestanckimi , podniesieniem rolnictwa oraz utworzeniem biura informacyjnego. Biuro z założenia było wywiadownią. Hartlib prowadził olbrzymią korespondencję ze wszystkimi znaczniejszymi osobistościami z Europy. Jego celem było zgromadzenie w jednym miejscu uczonych rozpraw i publikowanie ich. Hartlib wiedział wszystko o wszystkich, o tym, co się dzieje w Europie, co słychać na każdym dworze i w pracowniach uczonych protestantów. Jego konikiem było rolnictwo. W dziedzinie tej orientował się doskonale. Jego dzieła wpłynęły na odrodzenie się rolnictwa angielskiego w czasach rządów Cromella’a, po upadku, w jaki wprowadziły go wojny domowe. Na grunt angielski przenosił doświadczenia polskiego rolnictwa. W Londynie Hartlib zajmował się głównie sprawami Dury’ego oraz Komenskiego. Ten pierwszy nieustająco pielgrzymował pomiędzy dworami, wszystkie swoje dokumenty deponując u Hartliba. Szkocki kaznodzieja w latach 1636 -38 mieszkał w Szwecji, gdzie zetknął się z de Geerem, któremu zaprotegował Jana Amosa Komenskiego jako wybitnego uczonego zajmującego się wprowadzaniem nowych metod edukacji. Kaznodzieja czeski nawiązał kontakt z wpływowym środowiskiem angielskich reformatorów świata cztery lata wcześniej.

W tym czasie zyskał już europejską sławę, którą zapewnił mu wydany w 1631 roku w Lesznie podręcznik do nauki łaciny „Juana linguarum reserata” ( Brama do języków otwarta).

Wojna trzydziestoletnia zastała Komenskiego na stanowisku ministra braci czesko-morawskich we Fulneku na Morawie. W 1628 roku zjechał wraz ze swoją jednotą do Leszna – wielkopolskiego miasta należącego do Rafała Leszczyńskiego – kalwina. Leszczyński przyjął do swoich posiadłości koło tysiąca osób.

Komenski w Lesznie pracował jako nauczyciel braci czeskich, w szkole finansowanej przez patrona, prowadził badania metodologiczne i językowe oraz pisał podręczniki według propagowanych przez siebie nowych metod nauczania. Jego ideą było odejście od scholastycznego nauczania jezuitów na rzecz wiedzy realnej oraz zmiana metod nauczania, tak by stało się ono łatwe, szybkie i przyjemne. System edukacji miał być równy dla wszystkich i powszechny i kształcić młodzież z precyzją drukarni, ale by wiedza wchodziła do głowy uczniów przez obraz i skojarzenia a nie przez rózgę na tyłku.

Pampedia (powszechny i obowiązujący system oświatowy) miał stanowić środek do celu, czyli panzofi (powszechnej mądrości), która miała doprowadzić Europę do jedności. Jan Wolzogen, austriacki filozof, teolog, matematyk, zamieszkały w Szlichtyngowej , korespondent de Geera a zarazem jeden z wielu łączników siatki emisariuszy protestanckiej rewolucji, wyraził pogląd, iż Komenski ze swoimi metodami może przyczynić się do obalenia jezuickiego systemu wychowania, co było marzeniem samego uczonego oraz jego angielskich, holenderskich i szwedzkich przyjaciół.

Czeski kaznodzieja zyskał w Polsce taką popularność, iż rodziny polskie zarówno innowierców jak i katolickie zamawiały sobie w Lesznie czeskich pedagogów do swoich domów, by ci uczyli ich synów, bądź by towarzyszyli im w zagranicznych podróżach. Również w Lesznie zamawiano dozorców do posiadłości. Czy w ten sposób Komenski miał rozeznanie, co do nastrojów i poglądów panujących w polskich domach, tego oczywiście nie wiemy. Jeśli jednak otrzymywał takie informacje, to można przyjąć tezę, iż na końcu ta wiedza poprzez Hartliba i Durego docierała do kanclerza Oxenstierna a być może również do lorda protektora Olivera Cromwell’a. Być może cieszył ich również fakt, iż podręcznik Komenskiego trafił do szkół prowadzonych przez pijarów.

W 1638 roku Komenski został poproszony przez rząd szwedzki do zaprojektowania systemu zarządzania szkołami tego kraju. Podobne zlecenie otrzymał od parlamentu angielskiego. W tym celu udał się do Anglii w 1641 roku, ale w związku z napiętą sytuacją polityczną wyjechał do Szwecji, gdzie spotkał się z królową Krystyną, kanclerzem Oxenstierna oraz Luisem de Geer, który stał się jego mecenasem. By podołać podjętej pracy Komenski osiedlił się w Elblągu. Od 1642 roku de Geer przeznaczał dla jednoty czeskiej w Lesznie oraz na Węgrzech tysiąc talarów rocznie. Utrzymywał również pedagoga w Elblągu, prowadząc z nim jednocześnie ożywioną korespondencję. Donacje dla jednot były wypacane jeszcze na długi czas po śmierci Louisa.

Baron Luis de Geer umarł w Amsterdamie 19 czerwca 1653 roku, nie doczekawszy inwazji na Polskę, którą Komeski powitał z wielką radością, pisząc na tę okoliczność „Panegrycius Carlo Gustvo”, w którym określa szwedzkiego monarchę jako Gedeona walczącego z papieskimi Madianitami , jednocześnie wzywając Polaków do wyrzeczenia się katolicyzmu i swojego króla.

Być może, iż Komenski , który rozpowszechniał wcześniej proroctwa dotyczące najazdu Szwedów na Polskę oraz ich zwycięstwa, gdzie papiestwo otrzyma swój ostateczny cios, został użyty jako tuba propagandowa, chyba że był w jakiś sposób wtajemniczony w plany inwazji.

Kaznodzieja przeniósł się znów do Leszna, z którego musiał uciekać w 1565 roku. Wyjechał do Amsterdamu, by zamieszkać u Wawrzyńca de Geer – syna jego zmarłego przyjaciela i dobroczyńcy. Tu rada miejska Amsterdamu przyznała mu regularne pobory i dotacje na ukończenie prac dydaktycznych i pansoficznych. Mieszkał w tym mieście do śmierci w 1670 roku.

W Finspong do dziś istnieje dwór zbudowany w roku 1668 przez spadkobiercę Luisa, w którym obecnie mieści się biuro Siemens Industrial Turbomachinery AB, zaś w dwóch skrzydłach hotel, restauracja i sala konferencyjna. Każdy z pokoi hotelowych nosi nazwę kojarzoną z potęgą koncernu metalurgicznego. Pokój ojca założyciela reklamowany jest tak:

„Louis de Geer przybył do Szwecji i stał się partnerem de Besche w Finspong. Wytężona praca na rzecz Szwecji doprowadziła do jego nobilitacji w roku 1641. W tym samym roku stał się właścicielem fabryki oraz ziem i lasów wokół niej. Wybudował wielkie piece i zwerbował Walonów ze swojego ojczystego kraju, by zwiększyć produkcję. Wynik: 827 armaty, 8000 sztabek żelaza, 8577 zbroje i ponad 10 000 armatnich kul.”

 

Jest to artykuł z holenderskiego numeru Szkoły Nawigatorów.



tagi: jan amos komenski  de geer  axel oxenstierna  james spens  john dury  samuel hartlib  jednota czeska  metalurgia szwedzka 

ewa-rembikowska
21 maja 2018 23:46
25     4420    16 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

z-daleka @ewa-rembikowska
22 maja 2018 11:50

Bardzo dobry panoramiczny test. Utwierdza mnie w przekonaniu, ze armia szwedzka to tylko z nazwy, poniewaz na wszystkich szczeblach tej machiny wojennej byli zagraniczni zoldacy. 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @z-daleka 22 maja 2018 11:50
22 maja 2018 13:06

Dziękuję! Gdy człowiek pogrzebie, nawet tylko w sieci, to na światło dzienne wychodzą przeróżne zależności, i nic nie chce pozostać takim, jakim chciałoby być.

zaloguj się by móc komentować

Czepiak1966 @ewa-rembikowska
22 maja 2018 13:36

Dziękuję, coś pięknego.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Stalagmit 22 maja 2018 13:23
22 maja 2018 14:00

Dzięki, zdjęć faktycznie brakowało, wspaniałe uzupełnienie.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Czepiak1966 22 maja 2018 13:36
22 maja 2018 14:01

Zachęcam do komentowania zatem...bo jakoś tu chicho...

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewa-rembikowska 22 maja 2018 14:01
22 maja 2018 23:26

Wspanialy wpis...

... ze az "z letka" zatyka... i nie wiadomo od czego zaczac to komentowanie... ale tak jak napisala Pani w ww. wpisie, ze "armia szwedzka" to tylko z nazwy byla - to dzisiaj "panstwo"  Szwecja - to tez juz tylko... nazwa i wspomnienie...

... nosil wilk razy kilka - poniesli i wilka... i dobrze.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @ewa-rembikowska
23 maja 2018 00:11

A zastanawiałam się dzisiaj, jak złożyć Ci wyrazy uznania i ukłony za tekst o Ossendowskim z bolszewickiej SN, który właśnie czytam. No i za kilka innych tekstów, w tym i za ten dzisiaj, przytaczany z numeru holenderskiego. A więc szacun, tusz i kwiaty. O zimnej wódce nie wspominając :)

Same serdeczności, Ewo i wybacz, że koment nie jest merytoryczny co do co. Ale Twoje fascynujące notki przekraczają moją wiedzę. Czytam jeno z wypiekami i największą ciekawością. A zimową porą stosowną robię szneki z glancem wedle Twojego recepisu :)

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @KOSSOBOR 23 maja 2018 00:11
23 maja 2018 09:45

Aż się zarumieniłam  a jednocześnie dałaś mi jakże w tej chwili potrzebnego mi "kopa" do dalszych poszukiwań i dzielenia się nimi z czytelnikami. Ossendowskim jestem zafascynowana i mam nadzieję, że może uda mi się kiedyś dotrzeć do kolejnych informacji. Mieszkam teraz nieco bliżej Wybrzeża, więc kto wie? może i zimnej wódki się napijemy bliżej jesieni.

Dzięki!!!!!

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Stalagmit 23 maja 2018 10:31
23 maja 2018 13:03

Surowce mieli, brak im było kapitału oraz wykwalifikowanych ludzi. Problem polega na tym, że w pewnym momencie pod surowce, kapitał i pracowników podłożono taką a nie inną ideologię, w związku z tym do tej pory nasze zabytki kultury leżakują w muzeum w Sztokholmie a po potopie Polska nie była w stanie się podnieść.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Stalagmit 23 maja 2018 13:05
23 maja 2018 14:04

super, swoją drogą to ciekawe, że inspiracją do tzw. postępu technicznego jest na ogół chęć zawładnięcia ziemią i dobrami tego bliższego i dalszego sąsiada.

zaloguj się by móc komentować

Tytus @ewa-rembikowska
23 maja 2018 14:38

Dopiero dzisiaj przeczytałem, wspaniały tekst, dziękuję.

PS Tak na marginesie, to czytając  takie artykuły jak ten Pani, to dochodzi się do wniosku, że wszyscy wszystkich wtedy znali. Cromwell, Komeński, Oxenstierna, de Geer i inni.

A  i jeszcze jedno ciekawi mnie, czy Karol Gustaw zrozumiał "Panegrycius Carlo Gustvo"?

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Tytus 23 maja 2018 14:38
23 maja 2018 16:11

no na tym to polegało, dzisiaj też mam wrażenie, że w tzw. kręgach decyzyjnych wszyscy wszystkich znają.

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @ewa-rembikowska 23 maja 2018 09:45
23 maja 2018 21:57

Flaszeczka zawsze czeka w zamrażalce :) Do jesieni zatem!

O tak, Ossendowski jest fascynujący. No ale zniszczył papiery przed śmiercią. 

Dla moich Rodziców był pisarzem kultowym, ale ja wówczas, w wieku bez górynch jedynek, za Chiny nie rozumiałam tej fascynacji. 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @KOSSOBOR 23 maja 2018 21:57
23 maja 2018 22:14

Co do flaszeszki to super!!! Do Ossendowskiego to nie tylko górne jedynki muszą wyrosnąć.

Ale wszyscy uważają, że w tych papierach były wskazówki dotyczące skarbu Ungera i w sumie sprowadzają cały życiorys Ossendowskiego do tego - na pewno ciekawego - ale epizodu.

Ossendowski był zdolnym chemikiem i ja się tak cały czas zastanawiam, dlaczego nikt nie chciał w II RP skorzystać z jego wiedzy teoretycznej, praktycznej i menadżerskiej? W sumie w Warszawie był cały czas jakoś sekowany. Mógł funkcjonować wyłącznie na obrzeżach. 

No i jeszcze jedno. U pana Witaczaka, który gościł Ossendowskiego dziwnym trafem schronienie znalazły takie tuzy jak Maria Dąbrowska, Anna Kowalska, Ewa Szelburg-Zarembina. Miały niezły instynkt samozachowaczy, czy dobrych doradców?

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewa-rembikowska 23 maja 2018 22:14
23 maja 2018 22:33

Wychodzi na to... nie poraz pierwszy zreszta, ze to sekowanie ludzi madrych, wartosciowych, pracowitych to taka nasza narodowa tradycja  !!!

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @Paris 23 maja 2018 22:33
23 maja 2018 23:11

czy nasza rodzima, czy zaszczepiona przez Katarzynę Wielką?

zaloguj się by móc komentować

Paris @ewa-rembikowska 23 maja 2018 23:11
23 maja 2018 23:18

Pardon...

... slusznie Pani zwrocila mi uwage zadajac to pytanie... zdecydowanie zaszczepiona tradycja.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @ewa-rembikowska
24 maja 2018 21:00

W odpowiednim momencie przypomniała Pani swój kapitalny tekst... wielkie dzięki

To powinno być mottem każdego stowarzyszenia jego imienia jakie powstaje w Polsce i doczepiane do nazw ulic jego imienia:

Komeski powitał z wielką radością inwazję na Polskę, pisząc na tę okoliczność „Panegrycius Carlo Gustvo”, w którym określa szwedzkiego monarchę jako Gedeona walczącego z papieskimi Madianitami , jednocześnie wzywając Polaków do wyrzeczenia się katolicyzmu i swojego króla.

Jedno się zgadza zawsze był i jego "naśladowcy" są związani z dotacjami....

A de Geer robi wrażenie, globalista pełną gębą...próbowałam znaleźć te statki z wąskimi pokładami i grubymi brzuchami, ale jakoś słabo mi idzie, może Stalagmit coś poradzi....

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @ainolatak 24 maja 2018 21:00
24 maja 2018 21:29

Wówczas szlachta była zachwycona Komenskim, dziś Komenski też ma całą masę zwolenników. Tak wygląda, że treść  odpowiednio ukształtowana w formę zawsze jest w stanie dokonać w umysłach ludzi nieodwracalnych zmian. O działalności dywersyjnej Komeskiego nikt w szkołach nie uczy, za to podkreślana jest jego nowoczesność i postępowość.  Wszystkie miasta  Wielkopolski, z którymi związana była jednota czeska są z tego faktu wręcz dumne. Zero refleksji ze strony władz.

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @ewa-rembikowska 24 maja 2018 21:29
24 maja 2018 21:58

Chyba ta nowoczesność i postępowość zasad nauczania była wabikiem wpadania w kompot również dla jemu wspólczesnych...

Refleksji ze strony naszych władz jakoś się nie spodziewam...szczególnie, ze ostatnio przypomniały mi się słowa jednego z przedstawicieli władzy czyli uberkulturystę Glińskiego, który z dumą opowiadał jak to współpracował i pracował dla "Sorosa" czyli fundacji batorego. Pzykre to, bo Węgrów znacznie częściej stać na refleksje i jeszcze w zeszłym roku tam będąc widziałam wszystkie przystanki oblepione takimi plakatami w ramach akcji edukacyjnej

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @ainolatak 24 maja 2018 21:58
24 maja 2018 22:18

Natura ludzka się nie zmienia, spora grupa ludzi musi być zawsze cool i trendy. Aczkolwiek na usprawiedliwienie ówczesnych mieszkańców Leszna należy powiedzieć, że wraz z osiedleniem się jednoty i sprowadzeniem tkaczy śląskich miasto przeżyło niesłychany i gwałtowny rozwój. Rozkwitło i bogaciło się.

A Węgrom tylko pozazdrościć!!!

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @ewa-rembikowska 23 maja 2018 14:04
25 maja 2018 07:02

tak to jest przerażające i zdradza szczególny rys "postępu"

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @ewa-rembikowska 24 maja 2018 22:18
25 maja 2018 07:10

Rozumiem to docenienie wkładu piekłoszczyka w rozwój i zwiększenie dobrobytu, ale jakim kosztem? Czasem chce mi się wierzyć, ze nasi przodkowie byli rozsądniejsi, bliżej Boga, mieli  większe rozpoznanie...ale chyba tam gdzie potzreba dobrobytu zaczyna przesłaniać wszystko rozpoznanie przestaje działać...

zaloguj się by móc komentować

ainolatak @Stalagmit 24 maja 2018 22:13
25 maja 2018 07:24

a jakie beczułki :) dzięki

na obrazie bitwy pod Fehmarn trudno było takie znaleźć - tam widocznie flota wojenna, która nie musiała przestrzegać zasad celnych ;)

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @ainolatak 25 maja 2018 07:10
25 maja 2018 08:46

Z jednej chęć przygody intelektualnej, z drugiej kasa. Myślę, że przodkowie byli tacy sami jak my. O elity chodzi, które po prostu ulegają łatwiej modzie i nowinkom również religijnym. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować