-

ewa-rembikowska : Wczoraj Warszawianka, dziś Kujawianka.

O włos od pomyłki...

W piątek, dnia 6 października 1933 roku, czytelników “Nowego Kuriera” przywitał sensacyjny tytuł: “Tajemniczy mord przy ulicy Przemysłowej. W kałuży krwi pławił się trup żony kolejarza. Morderca stanie przed sądem doraźnym.”

Kamienica, w której rozegrała się tragedia miała numer porządkowy 30 a należała do Towarzystwa Budowli i Oszczędności dla Kolejowców w Poznaniu.

Tajny detektyw, nr 42/1933

Mieściła się o rzut beretem od warsztatów kolejowych, gdzie w rachubie pracował Stanisław Ogrodowski. On też w dniu 5 października koło godziny 16 zgłosił w komisariacie policji na Wildze fakt niemożności dostania się do kuchni, w której – jak zobaczył przez dziurkę od klucza – na podłodze leży żona.

Na miejsce zbrodni w ciągu pół godziny przybył prokurator Sądu Okręgowego Mieczysław Hrabyk i z właściwą dla siebie energią rozpoczął śledztwo. Jeszcze szybciej przybyli reporterzy. Ten z Dziennika Poznańskiego w numerze 230 tak opisał topografię miejsca zbrodni.

„IV. piętro. Po prawej stronie drwi i obite blachą wiodące do komórek, na lewo sionka, z której kilka drzwi prowadzi do małych mieszkanek i na górkę. Otworzono przemocą skromne drzwi do mieszkania Ogrodowiskach W niskim pokoiku ład wskazujący na to, że gospodyni tego mieszkania lubi porządek. Prosta szafa, stolik, łóżko, maszyna do szycia. Kilka kroków do kuchni, leżącej z boku. I widok krew ścinający w żyłach. (…)”

Prokurator po dokonaniu wstępnych czynności podjął decyzję o aresztowaniu Stanisława Ogrodowskiego pod zarzutem zamordowania żony oraz być może syna – siedmioletniego Stasia, który poprzedniego dnia nie wrócił do domu ze szkoły. 

Tajny detektyw, nr 42/1933

Decyzję oparł na następujących faktach. Nic w domu nie zginęło. Nie było śladu przeszukiwania szaf i szuflad. Pomimo sugestii nic nie wskazywało na mord na tle seksualnym. Natomiast małżonkowie codziennymi głośnymi awanturami dawali sąsiadom dowód na to, że źle dzieje się w tej rodzinie. Na tyle źle, że nawet Dziennik Bydgoski odnotował w roku 1929 fakt, iż Stanisław po kolejnej sprzeczce wyskoczył przez okno z czwartego piętra. Zatrzymał się na balkonie drugiego piętra, co skończyło się pokaleczoną głową oraz odwiezieniem do szpitala miejskiego i być może jakąś adnotacją w aktach policyjnych.

Dziennik Bydgoski, 39/1929

Ogrodowski ostatni raz widział żonę i synka dwa dni wcześniej, gdy wychodził o 8 rano do pracy. Wrócił o 15, ale w domu nikogo nie było. Myślał, że żona poszła do siostry. Wrócił do biura, z którego wyszedł o 3 rano. W domu znów nikogo nie zastał. Nie spał, znów wrócił do pracy. O 6 rano sprawdził mieszkanie. Nieco zaniepokojony odwiedził bratową, która uspokoiła go, że żona mogła zanocować u trzeciej siostry na Chwaliszewie, więc udał się do swoich obowiązków. Dopiero, gdy po raz kolejny nie zastał nikogo w domu, zainteresował się zamkniętymi drzwiami w kuchni, do których nie miał klucza. Małżeństwo było w trakcie rozwodu i żona spała w kuchni.

Prokurator zafundował podejrzanemu konwejer. Przesłuchiwał go non stop przez 3 doby. Ogrodowski uparcie zaprzeczał, że zamordował żonę i dziecko. Śledztwo było prowadzone tak, by złamać podejrzanego, choć dowód jego niewinności Hrabyk miał w ręku. Były to włosy znalezione w dłoniach denatki. Jednakże eksperci sądowi prof. Stefan Horoszkiewicz i dr Stanisław Łaguna zajęci akurat przy rozprawach doraźnych w Gnieźnie o Inowrocławiu nie mieli czasu, by przeprowadzić stosowne badania.

24 października 1933 roku minął ustawowy termin, by udowodnić winę oskarżonego i postawić go przed sądem doraźnym. Tym razem nie sprawdziło się powiedzenie - “od Hrabyka do rzemyka”. Nie udało się to prokuratorowi Hrabykowi a było to jego ostatnie śledztwo, bowiem postanowił ustąpić ze stanowiska i otworzyć własną kancelarię adwokacką.

Pogrzeb zamordowanej odbył się 10 października na cmentarzu parafii Bożego Ciała na Dębcu przy ulicy Bluszczańskiej. Mąż osadzony w areszcie śledczym nie otrzymał pozwolenia, by uczestniczyć w ostatniej drodze zmarłej.

Śledztwo przejął wiceprokurator Misiurewicz. Toczyło się ono swoim naturalnym rytmem, dyskretnie sprawdzano kontakty zamordowanej, inwigilowano podejrzane środowiska, tymczasem dziennikarze, by podgrzać atmosferę intensywnie od początku sugerowali winę Ogrodowskiego.

„Dziennik Poznański” w dniu 14 października 1933 roku pisał: „Ludzie, znający doskonale stosunki Ogrodowskich, opowiadają o zbrodniczych instynktach aresztowanego, które od dawna w nim drzemały. Ogrodowski był zapalonym zbieraczem i „wycinaczem " z gazet wszelkich wiadomości, dotyczących morderstw , specjalnie zaś żonobójstw . Miał tych wycinków z najrozmaitszych zresztą pism, oraz broszur i dzieł z dziedziny kryminalnej po prostu całą kolekcję, którą podobno po morderstwie znaleziono w mieszkaniu przy ul. Przemysłowej 30.”

Inni dziennikarze zasięgnęli w tej sprawie opinii nawet fakira i jasnowidza profesora Fuadi z Libii, który po zapadnięciu w trans oświadczył, że Ogrodowski ma twardy charakter i sam dobrowolnie nie przyzna się do winy. Trzeba mu tę winę bezsprzecznie udowodnić. Według wizji jasnowidza doszło do bójki pomiędzy małżonkami. Pierwsza uderzyła żona, co spowodowało u męża wybuch niekontrolowanej agresji zakończony śmiercią. Świadkiem tej sceny był mały Stasio, którego ojciec wyprowadził z domu i zamknął gdzieś w jakimś pomieszczeniu, gdzie dziecko zmarło z głodu i wyczerpania.

Kurier Poznański, Nr 461/1933

Czas mijał. Nie udało się postawić Ogrodowskiego przed sądem doraźnym. Dziennikarze dywagowali, czy jego proces będzie mieć charakter poszlakowy i zamieni się w podobne widowisko jak proces Gorgonowej?

Pierwsza bomba wybucha 27 listopada. Nad rzeczką Bogdanką pod laskiem Golęcińskim dwóch chłopców ścinających wiklinę znalazło zwłoki dziecka. Były one co prawda w stanie daleko posuniętego rozkładu, ale za to w całości ostał się tornister z zeszytami podpisanymi nazwiskiem zaginionego Stasia Ogrodowskiego.

Druga bomba wybuchła 30 listopada, gdy policjanci pod zarzutem podwójnego morderstwa aresztowali Kazimierza Łabędzkiego, który w jakiejś spelunce opowiedział przygodnym słuchaczom o tym, że odprowadził kiedyś kompletnie pijanego Ogrodowskiego do domu i tak poznał jego żonę.

Prokurator podjął decyzję o zwolnieniu z aresztu śledczego Stanisława Ogrodowskiego w dniu 2 grudnia. Pięć dni później odbył się pogrzeb Stasia na tym samym cmentarzu, co jego matki.

Kurier Poznański, Nr 558/1933

Sąd doraźny zebrał się w dniu 28 grudnia. Publiczność dopisała. Wejściówek zabrakło. Powołano 14 świadków. Widzowie z przerażeniem patrzyli na leżące na stole dowody rzeczowe: młotek szewski, ubrania, buciki, teczkę i książki małego Stasia.

Sala z zapartym tchem słuchała zeznań oskarżonego Kazimierza Łabędziewicza. Urodził się on w 1894 roku w Poznaniu. Był nieślubnym synem prawdopodobnie dyrektora banku. Jego matka była notoryczną złodziejką. Dziecko urodziła w więzieniu, gdzie odsiadywała wyrok za  kradzież z włamaniem. Młodego wychowywali dziadkowie. Gdy skończył szkołę powszechną wyjechał do Berlina, by tam wyuczyć się zawodu montera. Nauki nie skończył, bo popadł w konflikt z prawem. W 1911 wrócił do Poznania, ale nie do uczciwego życia. Był karany 12 razy, w więzieniu przesiedział w sumie 15 lat.

W dniu 12 września 1933 roku z wizytą w Poznaniu bawił prezydent RP Ignacy Mościcki. Z tej okazji Stanisław Ogrodowski wraz z kolegami poszedł na bibkę. Upił się tak, że niedaleko domu go ścięło. Akurat przechodził tamtędy Kazimierz Łabędziewicz, który postanowił pomóc dotrzeć pijanemu do domu. Od przechodzących kolejarzy dowiedział się, gdzie mieszka. Wziął pod pachę i odstawił pod drzwi wejściowe. Następnie pobiegł na 4 piętro, by zawiadomić panią domu, żeby zabrała męża

Tak poznał swoją przyszłą ofiarę. W podzięce Maria zaprosiła go następnego dnia do odwiedzin. Przyszedł i był nieco zdziwiony, że od razu opowiedziała mu o swoich bardzo intymnych problemach z małżonkiem. Pochwaliła się, że zaoszczędziła 6 tysięcy złotych, które trzyma w banku. Poprosiła też gościa, by pomógł jej pozbyć się męża. Łabędzki postanowił wykorzystać ją materialnie. Mówił, że potrzebował pieniędzy, gdyż znalazł się w niezręcznej sytuacji. Znajomy, który był inwalidą wojennym, zaproponował mu mieszkanie w zamian za pomoc. Z jednej strony sumiennie wywiązywał się z obowiązków pielęgniarskich, z drugiej jednak nawiązał romans z jego żoną, owocem którego była niechciana ciąża i konieczność odwiedzin w „fabryce aniołków” oraz zapłaty za zabieg.

Sporządził substancję na bazie cukru, gorzkiej soli oraz proszku do zębów i wręczył Ogrodowskiej jako rzekomą truciznę za co skasował 5 złotych. Zalecił, by dodawała małe ilości tej substancji do potraw. Pod koniec miesiąca Ogrodowska wystąpiła z pretensjami do Łabędziewicza, że trucizna działa zbyt wolno. Zażądała czegoś mocniejszego. Oskarżony się zgodził, ale podał cenę 30 zł. Ogrodowska takiej kwoty nie miała akurat w domu. Poprosiła, by przyszedł 3 października. W tym feralnym dniu według zeznań mordercy „zrobiła się takim potworem, jak najgorsza bestia i wzburzała się na swojego męża i niedziałającą truciznę.” Czy tak było, nie wiadomo? Wiadomo natomiast, że uderzył ją dwa razy młotkiem w skroń a potem udusił ręcznikiem. Zabrał 150 złotych i wyszedł. Klucze od kuchni i mieszkania oraz młotek wrzucił do Warty. Koło 14 podszedł pod szkołę na ulicy świętego Marcina, by czatować na małego Stasia. Powiedział chłopczykowi, że ma polecenie od matki, by odprowadzić go na Jeżyce, gdzie ona przebywa z powodu przyjazdu ciotki. Fortel się udał, zaprowadził chłopca na odludzie i tam zamordował.

W ostatnim słowie Łabędziewicz powiedział: „Od 14 dni świat jest dla mnie obcy i wiem, że muszę zginąć, bo mnie pan prokurator strasznie obciążył, jako zbrodniarza i mordercę z chęci zysku. Ale ginę z tego świata nie jako bandyta z chęci zysku. Nie potrzebowałem pieniędzy. Miałem, co mi było potrzebne, mogłem przecież jako ofiarę mieć Światkowskiego, którego pielęgnowałem, miałem obietnicę ożenku ze Światkowską. Wiem, że moje godziny są policzone. Nie zdaję sobie sprawy, co się w tym momencie ze mną działo. Nie uznano mnie za wariata i nie chcę być wariatem. Mogłem sobie w więzieniu odebrać życie, ale nie zrobiłem tego, bo nie jestem tchórzem i chciałem tu przed wysokim sądem, publicznością i światem wyspowiadać się.” (Nowy Kurier, Nr 299/1933)

Kurier Poznański, Nr 595/1933

Biegli orzekli, że oskarżony jest zdrowy na umyśle i w momencie popełniania zbrodni był całkowicie świadomy swoich czynów. Wykluczyli działanie w afekcie jak to przedstawiał oskarżony oraz efekt dziedziczenia złych cech.

Sąd uznał Łabędziewicza winnym zbrodni podwójnego morderstwa z premedytacją, zz co skazał go, w myśl art. 225, par 1 uzupełnionego rozporządzeniem o sądach doraźnych, na karę śmierci przez powieszenie i utratę praw obywatelskich i honorowych na zawsze.

Prezydent nie skorzystał z prawa łaski.

Była to szósta egzekucja tego roku w Poznaniu.



tagi: poznań  sąd doraźny  ogrodowski  łabędziewicz  mord  przemysłowa 

ewa-rembikowska
28 stycznia 2024 22:18
16     1319    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

KOSSOBOR @ewa-rembikowska
28 stycznia 2024 23:20

Łomatko... Tylko dziecka szkoda. 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @KOSSOBOR 28 stycznia 2024 23:20
28 stycznia 2024 23:31

Oględnie powiem, że ofiara tak jak była ładna, tak  niefrasobliwa. Nawet nie spytała dię o nazwisko faceta, któremu opowiedziała historię pożycia małżeńskiego oraz wyjawiła stan konta.

zaloguj się by móc komentować

atelin @ewa-rembikowska 28 stycznia 2024 23:31
29 stycznia 2024 08:59

Z tym wyjawianiem stanu konta mechanizm do dzisiaj ma się w najlepsze, a nawet rozkwita.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @atelin 29 stycznia 2024 08:59
29 stycznia 2024 09:09

Podobnie jak z podkręcaniem atmosfery przez dziennikarzy, tworzeniem fejknjusów oraz korzystaniem z usług jasnowidzów.

zaloguj się by móc komentować

atelin @ewa-rembikowska 29 stycznia 2024 09:09
29 stycznia 2024 09:57

Tak, to jest dno. Ale jest jeszcze pod dnem metr mułu, ponieważ czasami (w ostatniej linijce) się przyznają do tego, że artykuł powstał we współpracy z AI.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @atelin 29 stycznia 2024 09:57
29 stycznia 2024 10:20

Najgorsze, że publika jara się sensacją a dziennikarze skwapliwie dorzucają do pieca licząc na dobrą wierszówkę.

Z kolei nawet najlepszy prokurator w pogoni za sukcesem popełnia czasem podstawowe błędy.

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @ewa-rembikowska
29 stycznia 2024 11:27

Jaki to świat jest mały,a charakterek prokuratorów i dziennikarzynów podobny z tak dawnych czasów. Wytworzona sytuacja wokół małżonków i usłużność sensacji o mały włos nie doprowadziła do skazania ,chociaż denatka miała kudły sprawcy w dłoniach po zamordowaniu.

Dzisiaj deczko to się zmienia,prokuratorzy bardziej dociekliwi ,jednakże pogoń za sukcesem taka sama ,albo i gorsza. Puszkuje się "słupów"a jak są grzeczni do wychodzą po wyroku cali i zdrowi z nagrodą nawet... Dochodzi tylko jeszcze trzecia siła jak działalność blogerska w powstałym necie. I kilometry prawdziwych tropów do odkrytych prawdziwych sprawców. Wszystko to traktowane jako SF i nie ma umocowania prawnego...a szkoda...........

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @BTWSelena 29 stycznia 2024 11:27
29 stycznia 2024 11:42

Oj tam, tu prokurator założył, że mąż jest winny, bo był pijak i awanturnik a innemu wyszło, że Jolanta Brzeska sama się podpaliła, bo była głucha.

zaloguj się by móc komentować

stachu @BTWSelena 29 stycznia 2024 11:27
29 stycznia 2024 12:00

Jedno zmieniło się, a mianowicie długość procesu w sądzie. Wyrok po zabójstwie Adamowicza wydany po 4 latach. Nie wiem jakie wtedy były uzasadnienia wyroku, ale chyba nie tak beznadziejne jak teraz:

" jak podkreśliła w ustnym uzasadnieniu przewodnicząca składu orzekającego Aleksandra Kaczmarek, „popełnił zbrodnię bez precedensu w historii Polski od czasu dwudziestolecia międzywojennego”. Było to zabójstwo na oczach tysięcy widzów i publiczności.

– Zginął nie polityk, lecz człowiek. Zachwiało się poczucie bezpieczeństwa wielu tysięcy osób – mówiła sędzia Kaczmarek."

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @ewa-rembikowska 29 stycznia 2024 11:42
29 stycznia 2024 12:18

Oj tak,jednak co byśmy bez takich  elit prokuratorskich  jako państwo zrobili? A Lepper to nawet paluszki wytarł ze stołeczka i sznura,aby prokuratorskim mościom nie sprawiać kłopotów...A gdzież tam do generałów co to ze stresu w łeb "se"strzelali...ot co...

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @stachu 29 stycznia 2024 12:00
29 stycznia 2024 12:37

Oj tam Stachu,przecież takie zabójstwo na oczach tysięcy widzów,to gratka jaka rzadko się trafia.Władze które dążyły do celu (i nadążyli) potrzebowały takiego bohatera,zamęczonego przez reżim pisowski.No i jeszcze ze światełkiem do nieba. To nic ,że ten "bohater"wymykał się spode kontroli ,ale spełniał oczekiwania. Prokuratura też spełniła co należy.

Jak trzeba to się spręża aby "słupa"natychmiast posadzić jak tego żbika sukcesu AmberG. Plichtę.Ale już odczytywanie wyroku i przestępstwa zajęło im pół roku,a "piniędzy ni ma i nie bedzie"Jakieś tam nędzne z 800 milionów,lubo więcej... I nie tak dawno zapadło po kilku ładnych latach...To był majstersztyk prokuratorski jakich ze świcą szukać.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @BTWSelena 29 stycznia 2024 12:18
29 stycznia 2024 12:37

Tak w strzeżonym apartamentowcu, ale w takim jednym miejscu, gdzie akurat nie sięgały kamery.

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @ewa-rembikowska 29 stycznia 2024 12:37
29 stycznia 2024 12:45

Strzeżonego pan Bóg strzeże,ale prokuratorzy jakoś ten ...tego nie skojarzyli...kto strzegł...Ateisty pieprzone ,że tak niefajnie się wyrażę,sorry...Chyba brak kamer mocno ich wzruszył...bo zawszeć to oko Saurona ,chociaz nagranie zawsze można wyciąć dla wtajemniczonych....  ale faktycznie kamery były ograniczone.

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @BTWSelena 29 stycznia 2024 12:45
29 stycznia 2024 12:54

Akurat w tym jednym miejscu psia krew nie było kamery. Apartamentowce na Mokotowie są mocno strzeżone. Mysz się nie prześlizgnie. A tu zonk!

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @ewa-rembikowska 29 stycznia 2024 12:54
29 stycznia 2024 13:30

No dobrze, jeszcze ten ostatni razik "se" pozwolę.Czasami mam wrażenie pani Ewo,że nasi zdolni prokuratorzy i sędziowie nawet -potrafią majtki założyć koparką i jeszcze to odowodnić,ze to właściwa metoda.

zaloguj się by móc komentować


zaloguj się by móc komentować